Łupaszka w eldoradosie

Eldoradas Butrimas jest warszawskim korespondentem poczytnej i opiniotwórczej na Litwie gazety „Lietuvos rytas”. Jego korespondencje ze stolicy Polski, często stronnicze i nieprofesjonalne, niestety, nierzadko wypaczają obraz zachodniego sąsiada w naszym kraju, a czasami wręcz szokują.

Najlepszym tego przykładem jest ostatni reportaż Butrimasa o Żołnierzach Wyklętych, których pamięć Polacy czczą 1 marca. Tymczasem Butrimas pisząc o tym wydarzeniu powiela, można by powiedzieć „tiutielka w tiutielku”, slogany sowieckiej propagandy na temat walk antykomunistycznej partyzantki. Jak wiemy z niej, akowcy bądź żołnierze innych formacji Podziemnego Państwa Polskiego, którzy nie złożyli broni po wykurzeniu Niemców z Polski, tylko kontynuowali heroiczną, a zarazem beznadziejną walkę z sowietyzacją swej Ojczyzny, byli zwykłymi bandytami, a nawet sadystami i rzezimieszkami. „Masowo mordowali cywilów”, „W Polsce wybuchły namiętności z powodu partyzantów”, odgrzewa propagandę komunistów w swej korespondencji Butrimas. I dodaje, że w swych mordach szczególnie upodobali sobie mniejszości narodowe – Białorusinów, Litwinów, Ukraińców, Słowaków, Żydów. Ich to mordercy-partyzanci unicestwiali jak leci, można wywnioskować z artykułu.

Dla podparcia swej tezy korespondent przytacza głośne na Litwie nazwisko mjr. Zygmunta Szendzielarza ps. „Łupaszka”, pacyfikatora litewskiej wsi Dubinki i, jak go wielokrotnie nazywa autor, „morderca Litwinów”. I tego to „mordercę Litwinów” prezydent Lech Kaczyński w roku 2007 odznaczył pośmiertnie Wielkim Krzyżem Odrodzenia Polski, pomstuje korespondent. Ba, brat tragicznie zmarłego prezydenta, Jarosław Kaczyński poszedł nawet dalej, bo kilka dni temu zapowiedział powstanie całego muzeum Żołnierzy Wyklętych, kontynuuje wyliczankę żałobnych trenów Butrimas. Z całości korespondencji wynika zaś, że to, co kiedyś czcili tylko radykalni, faszyzujący nacjonaliści i pseudokibice, dziś na swe sztandary chwały bierze oficjalna władza. Bo przecież również prezydent Andrzej Duda, idąc w ślady swego poprzednika, wymienił jako „jednego z narodowych ideałów mordercę Litwinów i Białorusinów Zygmunta Szendzielarza”, grzmi korespondet „L.r.”, dając do zrozumienia, że obrazę z tego tytułu czują nie tylko Litwini, ale i inne mniejszości.

I tyle właściwie dowiedzieli się czytelnicy „Rytasa” z ostatniego reportażu warszawskiego korespondenta gazety. Nie dowiedzieli się natomiast, m. in. tego, że w ostatnich dniach wojny na terenie Polski działało nawet ponad 80 tysięcy antykomunistycznych partyzantów, którzy nie chcieli się pogodzić z nowym zniewoleniem swej Ojczyzny. Wystąpili zbrojnie do beznadziejnej, bratobójczej walki, bo – jak mówili – nie po to walczyli z faszystami, by teraz godzić się na inny, obcy, brutalny i zbrodniczy reżim. Nie dowiedzieli się o takich postaciach niezłomnych i legendarnych żołnierzy jak: rtm. Witold Pilecki ps. „Witold”, generałowie Emil Fieldorf ps. „Nil” i Leopold Okulicki ps. „Niedźwiadek”, płk Jan Rzepecki ps. „Wolski”, partyzant Jan Rodowicz ps. „Anoda”, czy sanitariuszka Danuta Siedzikówna ps. „Inka”, która mimo potwornych ubeckich tortur „zachowała się jak trzeba”, i wielu, wielu innych – nieznanych, zapomnianych.

Krwiożerczy „Łupaszka” za to po raz kolejny został oczerniony, autor bezmyślnie powtórzył jego czarną, niezasłużoną litewską legendę. Tymczasem był on jednym z najdzielniejszych kresowych dowódców AK, wsławiony brawurowymi akcjami przeciwko Niemcom, kolaborującym z nimi Litwinom oraz sowieckim partyzantom, którzy krzywdzili polską ludność. Prawdą jest, że w odwecie za mord w Glinciszkach, którego sprawcami byli litewscy żołnierze z tzw. Apsaugos batalionai, dokonał krwawej pacyfikacji Dubinek. Był to jednorazowy akt, potępiony jednoznacznie przez polskich historyków. Nie da się oczywiście wykluczyć, że wśród tysięcy partyzantów, którzy kontynuowali wojnę po wojnie, mogły też trafić się osoby niegodne miana polskiego żołnierza. Jak mawiał profesor Tomasz Strzembosz, znakomity znawca tematyki, również wśród żołnierzy AK byli nie sami aniołowie. Ponadto wojna demoralizuje wszystkich, więc pojedyncze przypadki osobistych porachunków czy zwykłych grabieży albo zbrodni na pewno mogły się zdarzać. Ale, dodajmy od siebie, to nie powód do tendencyjnych, zakłamanych, propagandowych, paszkwilanckich wręcz reportaży, jakim właśnie „błysnął” Butrimas.

Warto też zauważyć, że prymitywny artykuł, jaki ostatnio napisał, to nie wypadek przy pracy, nie skutek tego, że autor miał akurat zły dzień (kiedy to ciało mdłe i myśl niebystra), tylko jego styl, swoisty wręcz znak firmowy. Jeśli ktoś śledzi korespondencje Butrimasa, to bez trudu zauważy, że starannie dobiera on tematy (antysemityzm, antylitewskość, skandale pedofilskie w Kościele itd.), przejaskrawia w nich wątki marginalne, wypacza ogólny obraz, by na końcu wysnuć fałszywe wnioski.

Tadeusz Andrzejewski

<<<Wstecz