Brakuje kilku milionów, a kompromitacji na cały milliard

Litewscy pedagodzy są najmniej zarabiającymi pracownikami oświaty w całej Europie, przynajmniej tak twierdzą na podstawie swoich wyliczeń resortowi związkowcy w naszym kraju. Mizerne, uwłaczające godności pensje zmusiły więc nauczycieli do strajku. Tymczasem premier Algirdas Butkevičius, tłumacząc się opozycji z zaistniałej sytuacji, winę za wszystko próbował zwalać... na niewidzialną rękę Rosji.

Zdaniem premiera, to Rosja chcąc destabilizować sytuację w naszym kraju może podjudzać niektórych organizujących strajki liderów związkowych, jako że ci utrzymują kontakty ze swymi odpowiednikami w tym kraju. Jak nie wierzycie, to poczytajcie „Komsomolską prawdę”, przekonywał opozycję szef rządu dodając, że ma też „tam tikrų tarnybų” tajną notatkę w tej sprawie. Opozycja, która sama chętnie i często dmie w tę samą dudkę kremlowskiego spisku, tym razem jednak premierowi nie dała wiary. Ba, jeżeli wierzyć gazetom, była nawet w szoku, po tym, gdy wysłuchała wynaturzeń Butkevičiusa. Eligijus Masiulis wręcz się zaniepokoił stanem szefa rządu: „Jestem zaniepokojony stanem premiera. Takie uczucie, że premierowi potrzeba albo księdza, albo psychologa, gdyż z jego ust słyszymy ostatnio coraz więcej teorii spiskowych”, sumował się kondycją psychiczną szefa rządu lider liberałów.

Jednak następnego dnia Butkevičius otrzeźwiał, opuściły go zmory, więc zaczął nauczycieli przepraszać gęsto się tłumacząc, że nie to miał na myśli, co powiedział. Nie tak go zrozumiano, bo w rzeczywistości chodziło mu o to, by przestrzec pedagogów przed złymi ludźmi, gdyż posiada notkę z przestrogą służb, więc i on czuje obowiązek przestrzec, jako że nauczycieli kocha i szanuje. „Moim obowiązkiem, jako prezesa Rady Ministrów, jest uprzedzić te związki, które organizują strajki, by do tych strajków nie dołączyli „tam tikri žmonės”, którzy by wzbudzali „tam tikrą chaosą”, w swoim stylu zawile i tajemniczo gadał szef rządu.

Mleko się jednak rozlało. Premier ze swoim spiskiem wyskoczył wręcz jak Filip z konopi zupełnie tak, jak pewien generał, który niedawno tłumaczył, że należy pozamykać na Litwie szkoły mniejszości narodowych, żeby w nich nie bruździła wiadoma już nam „niewidzialna ręka”. Uważam, że premier odleciał nawet bardziej, niż mundurowy (halo, premierze, tu Ziemia) i już na pewno znacznie bardziej, niż dopuszcza to jego polityczna ranga.

Na szczęście, związkowcy nie zrazili się chwilową niedyspozycją intelektualną Butkevičiusa, wzięli kanapki, termos i poszli na negocjacje do ministerstwa oświaty. Zapowiedzieli przy tym, że nie wyjdą stamtąd, dopóki nie osiągną porozumienia. Niepokoję się o to, ile tych kanapek wzięli, bo może ich zbraknąć, jako że minister Pitrėnienė po rozmowach orzekła, iż oczekiwanych podwyżek dać nie może, bo nie ma z czego. Sytuacja, zatem, wytworzyła się patowa, ale i groteskowa zarazem. Chodzi mi o postawę Partii Pracy (PP) w tym konflikcie. Jak podają media, Valentinas Mazuronis, nowy szef PP, podczas ostatniej manifestacji strajkujących nauczycieli miał się wmieszać w szeregi organizatorów protestu i głośno wspierać ich żądania płacowe. Jeżeli to prawda, to wyglądałoby to trochę tak, jakby Mazuronis stanął przed lustrem i zaczął żądać od... Mazuronisa podwyżki dla nauczycieli. Bo warto przypomnieć, że minister Pitrėnienė w rządzie Butkevičiusa jest reprezentantką właśnie PP, a Mazuronis ma nad nią bezpośrednią zwierzchność partyjną.

Groteskowych zachowań Mazuronisa i premiera Butkevičiusa nie da się inaczej wytłumaczyć, jak jakąś niepojętą fatalną passą koalicyjnego rządu. Kompromituje się on ostatnio tak regularnie jak cykanie chronometra szwajcarskiego zegarka. Najpierw skandale korupcyjne, potem najdziwaczniejsza w historii litewskiego parlamentaryzmu sesja nadzwyczajna Sejmu, którą wicemarszałek Algirdas Sysas rozpoczął intonując hymn narodowy, a po godzinie znowu musiał spiewać, by ją zamknąć, bo koalicjanci nie chcieli niczego badać. Wszystko to skrajnie irytuje jak i to, że premier swoje opinie opiera na podstawie artykułów w „Komsomolskiej prawdzie”.

Rządowi brakuje 7,8 mln euro, aby zadowolić słuszne oczekiwania płacowe nauczycieli. Tymczasem rząd kompromituje się tak, jakby chodziło co najmniej o miliard.

Tadeusz Andrzejewski

<<<Wstecz