Chcą nas odstraszyć czy zwabić?

Nasi rodacy garujący w norweskim więzieniu, zarówno za wykroczenia jak i poważne przestępstwa, zawstydzili mnie swoim patriotyzmem. Siedzą w skandynawskich luksusach, a przecież narzekają, że drętwo tam „jak w szpitalu”. I złorzeczą parszywym nordykom, że aż ziemia dudni.

Zresztą jak tu nie złorzeczyć, skoro to „rasiści i (podobno) kazirodcy”, a ich system więziennictwa to „burdel nad burdelami”, „bylejakość” i „zgnilizna”. Toteż „im prędzej na Litwę!” – marzą zamknięci w tym „burdelu” rodacy-kryminaliści. A tu jeszcze trafiło się chętne wysłuchania ucho. Więzienie odwiedził litewski dziennikarz, który postanowił sprawdzić i opisać, jak podstępne „barnevernety”, porywacze naszych dzieci (ten temat też niedawno poruszał), traktują naszych dorosłych skazanych. No i wyszło mu, że jak lordów, choć sami bohaterowie reportażu uważają, że fatalnie.

Cóż nawet ten, kto nigdy nie siedział w kiciu, ma prawo się domyślać, że „fengsel er ikke moren” (z norweskiego: „więzienie to nie matka”), ale żeby aż tak się pastwić nad naszymi współobywatelami jak to robią Norwegowie? Co prawda naznosili im pojedynczych wyposażonych w różnisty sprzęt TV, CD i DVD cel, nie zapomnieli też o zaopatrzonej w litewskie książki bibliotece, sali sportowej, siłowni, basenie i gustownych pokoikach do randkowania z pozostającymi na wolności partnerkami. Niestety, o to, by naszym nie zabrakło godnego towarzystwa już nie zadbali. Toteż doskwiera im samotność. Narzekają, że za mało tu Litwinów, a z innymi współwięźniami, zwłaszcza z „czarnuchami”, naszym nie-rasistom jakoś się nie układa. Skoro nie ma się, z kim kumplować w realu, posiedzieliby sobie częściej na Skype, ale pozwalają im tylko 4 razy do roku.

Wprawdzie norweski system penitencjarny ten brak godziwej rozrywki i dobrego towarzystwa próbuje swoim podopiecznym zrekompensować możliwością odwiedzenia psychologa, porozmawiania z księdzem, nauki języków, ukończenia szkoły, a nawet zaocznego studiowania na wybranej wyższej uczelni, ale nasi z tej szansy korzystają rzadko. Gdyby zamierzali studiować, to siedzieliby na Uniwersytecie w Oslo, a nie w ciupie pod Oslo. Przeważnie nie mogą się też przemóc, by podjąć się proponowanej więźniom odpłatnej pracy, no bo przecież „nie będą na Norwegów pracować”. Zresztą i po co? Wikt i opierunek, a także 6 euro kieszonkowego dziennie należą się kuracjuszom tego „sanatorium” jak Nagroda Wolności ojcu litewskiej niepodległości.

Sądząc z reakcji internautów, zamieszczony na DELFI reportaż, mocno rodaków zbulwersował. Zaszokowała ich zwłaszcza wiadomość, że utrzymanie jednego więźnia kosztuje Norwegów 249 euro dziennie. To o dwa euro więcej niż wynosi nasza średnia (miesięczna) emerytura. Nie dziw, że forumowicze pół żartem pół serio zaczęli się wymieniać pomysłami, jak trafić do norweskiej ciupy. Znaleźli się też tacy, którzy polecali rodakom duńskie, ponoć nie mniej komfortowe. Na szczęście nie zabrakło też głosów, które zbeształy wesołków za „niewolniczą mentalność”, a autorowi reportażu zarzuciły kłamstwo, zwłaszcza, że delegację do Norwegii zasponsorowała mu ambasada tego kraju. Może chłop trochę i podkoloryzował, faktem jednak jest, że skandynawskie więzienia słynęły z opisanych luksusów na długo przed tym zanim nasi rodacy masowo ruszyli podbijać te kraje (piszę to zupełnie serio) swoją pracowitością i sumiennością.

Dręczy mnie natomiast pytanie: dlaczego wspomniana ambasada zasponsorowała akurat reportaż z więzienia? Chcą tym sposobem Litwinów do siebie zniechęcić czy raczej zwabić nowych? Koniecznie z dziećmi, bo „Barnevernet” chwilowo nie ma ich komu porywać. A robi to, wg rodzimych medialnych doniesień, z czystej złośliwości i braku świeżej nieskażonej kazirodztwem krwi.

Lucyna Schiller

<<<Wstecz