Na Wileńszczyźnie kolędowała rodzina Pospieszalskich

Kolęda jak samba

Karol zmienia altówkę na tubę, albo gitarę na trąbkę, a Marcin weźmie basówkę, siądzie do piana lub zagra na skrzypcach – kilkunastoosobowa czeladka Pospieszalskich jest na tyle muzycznie wystarczalna, że potrafi narobić nie lada hałasu. W ciągu dwóch dni, 16 i 17 stycznia, ten najsłynniejszy w Polsce muzyczny klan, koncertował na Wileńszczyźnie.

Widzowie, którzy przybyli w sobotę wieczorem do kościoła pw. Nawiedzenia NMP w Trokach, a w niedzielę po południu do Domu Kultury Polskiej, mieli okazję wspólnego kolędowania wraz z rodziną Pospieszalskich.

– Zależało nam, aby przyjechać na Kresy, bo tutaj jest nasza ojczyzna duchowa. Nie byłoby kultury polskiej bez Kresów, bez wielkich synów i córek tych regionów. Dla nas to ważne wydarzenie, że mogliśmy tutaj przyjechać, zagrać i jesteśmy wdzięczni za ciepłe przyjęcie. Po owacjach na stojąco, sądzę, że nasz eksperyment wam się spodobał – powiedział Jan Pospieszalski, który oprócz muzykowania znany jest jako dziennikarz i publicysta, autor programu „Warto rozmawiać”.

Oryginalne aranżacje

Saksofony, trąbki, flety i fujarki, gitary, perkusja, kontrabas i fortepian – tylu instrumentów w jednej orkiestrze za 300 lat swego królowania nad trockimi jeziorami Matka Boża przed swoim ołtarzem chyba nie widziała. Poza tym polskie kolędy brzmiące jak „Bossa nova” albo samba, czy też z wątkami folklorystycznymi zza Kaukazu lub Bliskiego Wschodu… Wspólne śpiewanie i gromkie brawa – to niezbity dowód, że oryginalne aranżacje muzyczne Pospieszalskich przypadły do gustu mieszkańcom Wileńszczyzny, którzy, jak się wyraził Jan Paspieszalski, „są umuzykalnieni, potrafią docenić charakter opracowań i widać, że rozpoznają fragmenty Fryderyka Chopina, czy nawiązanie do Kilara lub Szymanowskiego”.

Na Wileńszczyznę Pospieszalscy przybyli z Białorusi, gdzie wystąpili w Grodnie i Mińsku. Z kolei spotkanie w Wilnie było pięknym akcentem na koniec przebytej trasy koncertowej.

Kolędniczy eksperyment

Z kolędami Pospieszalscy koncertują od 20 lat. A śpiewają je, jak sami podkreślają, od urodzenia. Nic dziwnego, gdyż wychowali się w domu pełnym muzyki. Tato – Stanisław Pospieszalski – jako architekt diecezjalny otrzymał mieszkanie przylegające do kościoła św. Barbary w Częstochowie. Życie wielodzietnej rodziny (Pospieszalscy mieli 9! dzieci) wyznaczały święta liturgiczne, przebywanie w środowisku sztuki i muzyki, bowiem rodzice też grali: mama na fortepianie, tata na skrzypcach. Pod koniec lat 60. bracia założyli swój pierwszy zespół pod nazwą: „Niedzielna Szkółka Ojca Stanisława”. Najstarszy, Janek, miał wtedy 17 lat, najmłodszy Mateusz – 5. Dziś również zdarza się, że występują razem i to całymi rodzinami: z żonami i dziećmi. Chociaż wielu z nich rozbiegło się po całym świecie (niektórzy z Pospieszalskich studiują w Kopenhadze, mieszkają w Anglii lub Stanach Zjednoczonych Ameryki), raz do roku zbierają się wszyscy, albo prawie wszyscy. Z koncertem kolęd na Wileńszczyznę nie dotarli najmłodsi, którzy po świątecznej przerwie rozpoczęli szkołę. Na razie grają w orkiestrze dwupokoleniowej, ale, jak twierdzą, już wkrótce dorośnie im trzecie.

Najlepsze w ich rodzinnym wykonaniu są właśnie – kolędy. Pomysł nagrania tradycyjnych kolęd w rodzinnej atmosferze i wspólnymi siłami – to pomysł mamy. Wydane też zostały płyty: „Kolędy Pospieszalskich” oraz „Najcieplejsze święta”.

– Myśmy razem obok siebie wyrastali, od dziecka razem kształtowaliśmy swoje umiejętności, nasze wspólne granie jest czymś naturalnym. Nie widzę w tym nic nadzwyczajnego, że ta wspólna pasja nas łączy, że przekazujemy ją dzieciom, a one już w swoich rodzinach krzewią te same muzyczne tradycje – tłumaczy Jan Pospieszalski. Muzyk podkreśla, że wyniesienie kolędniczego obrzędu z domu było pewnego rodzaju eksperymentem, który trudno się udawał na początku. – Gdy zaczynaliśmy, niektórych z naszych dzieci nie było na świecie, więc prosiliśmy o pomoc. Przychodziły do nas siostry Steczkowskie, graliśmy z góralami. Gdy dorosły nasze latorośle, to był taki impuls: mamy komplet instrumentów i nie potrzebujemy nikogo spoza strony – stwierdził artysta, dumny z dwupokoleniowej rodzinnej orkiestry.

Nie bójmy się licznych rodzin!

Nie sposób zliczyć, w ilu muzycznych przedsięwzięciach brali i biorą udział bracia Pospieszalscy. „Czasami nas pytają, jaki jest patent na tak wspaniałą orkiestrę, to mówimy, że duża rodzina” – opowiadali artyści i od razu dodali: „Nie bójmy się licznych rodzin!”.

„Jesus nuestro Salvador” (pol. Jezus jest naszym Zbawcą) – słowa brazylijskiej kolędy, którą śpiewają Pospieszalscy, są ideą przewodnią ich wszystkich koncertów.

– Chcemy też pokazać, że liczna rodzina jest bogactwem, to jest coś naturalnego. W drugim pokoleniu już nie umieliśmy, albo nie potrafiliśmy założyć tak licznych rodzin. Nie dlatego, że tak zaplanowaliśmy, ale dlatego, że to nie było dane nam. Niemniej jednak stanowimy tak liczną gromadę, że możemy wystawić swoją rodzinną orkiestrę. Żyjemy w świecie, w którym buduje się jakieś obłąkańcze, alternatywne, nienaturalne, szalone, zwodnicze i głupie modele życia rodzinnego. Żyjemy w czasie, gdy ludzie zamknięci w egoizmie, zniechęceni warunkami socjalnymi, zamknęli się na życie i mają małe rodziny. Może nasz przykład będzie miał dobre skutki – zastanawia się Jan Pospieszalski. Artysta nie idealizuje swojej rodziny, nie zaprzecza, że było ciężko, a życie w gronie, w którym każdy członek ma artystyczne ambicje „jest nauką rezygnowania z własnego egoizmu, próbą docierania relacji, jest pracą i wyzwaniem, nad którym trzeba się cały czas zmagać”.

– U nas było biednie, czasem ubogo, ale ten niedostatek nie przeszkodził temu, że wszyscy pobudowali domy, mają sukces i życiowy, i finansowy, i rodzinny. A prawdziwe talenty zaczęły się w naszej rodzinie dopiero od szóstego dziecka – przyznaje Jan Pospieszalski.

Paliwo dla tradycji

Każdy z braci Pospieszalskich szedł własną drogą muzyczną. Janek, po latach grania najpierw w „Czerwonych Gitarach” potem w zespole „VooVoo”, zaangażował się w świat mediów i został dziennikarzem telewizyjnym. Nie porzucił jednak całkowicie zamiłowania do muzyki. Marcin to rozchwytywany basista, kompozytor, aranżer i producent muzyczny. Przez kilkanaście lat współtworzył zespół „New Life Musie”, grał i nagrywał z Michałem Urbaniakiem, Tomaszem Stańką, z zespołem „Tie Break”, „Sojka – Yanina Kompania”, „Deus Meus”, „2Tm 2,3”, „Arką Noego”. Jako producent brał udział w tworzeniu płyt Anny Marii Jopek, Antoniny Krzysztoń, „Raz Dwa Trzy” czy Mietka Szcześniaka. Mateusz gra na saksofonie, fletach, klarnecie, instrumentach klawiszowych, akordeonie, śpiewa (także techniką alikwotową – tzw. tybetański śpiew gardłowy). Jest producentem muzycznym i aranżerem płyt Justyny Steczkowskiej, zespołu „Zakopower” oraz Janusza Radka, skomponował muzykę do filmu „Blondynka”.

– Przyjeżdżamy i śpiewamy kolędy w taki, a nie inny sposób. Jest to dowód, że tradycja żyje. Nie byłaby żywa, gdyby nie była ożywiana tym wewnętrznym paliwem, jakim jest świadomość korzeni, tożsamości, przynależności do Kościoła, do wielkiej rodziny Polaków, do naszej tradycji. Staramy się czerpać z tego dziedzictwa to, co najlepsze. Tradycja byłaby pustym rytuałem, gdyby nie wnosiła i nie asymilowała, nie zaciągała z tego wszystkiego, czym żyje dzisiaj świat, czym jest wypełnione nasze życie codzienne. Muzyką, którą każdy z nas wykonuje, czy wykonywał na swoich prywatnych, zawodowych scenach. Ja kiedyś grałem w „Czerwonych Gitarach” i miałem ten przywilej w latach 1976-1980 grać z Sewerynem Krajewskim. Wtedy byliśmy w Wilnie. Potem grałem w zespole „VooVoo”. A moi bracia grają w różnych zespołach. Mateusz pracuje z „Zakopower”, Marcin z Michałem Urbaniakiem, pojutrze zaczynamy granie z zespołem z Brazylii i z Mietkiem Szcześniakiem. Cały czas jesteśmy w różnych miejscach aktywności zawodowej. Przynosimy z tego świata to, co mamy najfajniejszego, co nas fascynuje i włączamy do naszej rodzinnej tradycji kolędniczej – opowiadał Jan Pospieszalski.

Nie warto rozmawiać

– W tym tyglu kulturowym można znaleźć język wspólny: te rzeczy wzajemnie się nie wykluczają, przepełnia je ta sama radosna nowina, że Jezus Chrystus przychodzi, aby nas zbawić, a to najciekawsze, co może być – twierdzą Pospieszalscy.

Koncerty Pospieszalskich, przeplatane komentarzami, dzięki nietuzinkowej aranżacji muzycznej przenosiły widza do różnych zakątków świata. Cóż, przecież żaden inny naród nie wykształcił tyle obrzędowości, kolęd, pastorałek i jasełek związanych z radosnym okresem Bożego Narodzenia. Jedne kolędy niosły za sobą tradycję 1050-lecia chrześcijaństwa, inne – tchnęły współczesnością. Właśnie jedną z nowszych kolęd, powstałą w latach 30. na Sądecczyźnie „Nie było miejsca dla Ciebie”, artyści dedykowali tym, którzy nie mogą walczyć o swoje prawa do życia, jak dzieci nienarodzone, czy osoby śmiertelnie chore, zagrożone eutanazją.

– Wiemy, że w Wilnie powstało niedawno hospicjum, dlatego chcemy tę kolędę ofiarować dla wszystkich pacjentów oraz sióstr, które prowadzą ten ośrodek – powiedzieli muzycy. Zaś koncert zwieńczyli kolędą, którą specjalnie dla nich napisał ks. Jan Twardowski – „Kolęda płynie z wysokości”.

Natomiast na pytanie o receptę, o czym i w jaki sposób warto rozmawiać z młodzieżą, żeby kultywowała i przejęła te tradycje, którymi żyją ich rodzice, Jan Pospieszalski odpowiedział, że liczy się przede wszystkim przykład życia.

– Z młodymi nie warto rozmawiać, trzeba im dawać przykład, bo od gadania nic się nie zmieni. Nasze dzieci nie grałyby, gdybyśmy my w domu nie grali, nie ćwiczyli, gdyby nie widziały, że bez pracy nie ma efektów. W muzyce się nie oszuka, bo tu od razu widać, czy ktoś ma zdolności i czy pracuje. Młodzież powinna widzieć w postawie rodziców sumienność, ich rzetelność w pracy, odpowiedzialność – uważa Jan Pospieszalski.

Występ Pospieszalskich na Wileńszczyźnie zorganizowały: Stowarzyszenie „Wspólnota Polska”, Trocki Oddział Rejonowy ZPL i Dom Kultury Polskiej w Wilnie przy współpracy z samorządem rejonu trockiego, Pałacem Kultury i parafią pw. Nawiedzenia NMP w Trokach. Wyżej wymienionych organizatorów podczas koncertu reprezentowali: proboszcz trockiej parafii i dziekan ks. Jonas Varaneckas, prezes Stowarzyszenia „Wspólnota Polska” Longin Komołowski i członek Zarządu Marek Różycki, Jarosław Narkiewicz, wicemarszałek Sejmu RL, prezes Trockiego Oddziału Rejonowego ZPL, wicemer rejonu trockiego Maria Pucz.

Teresa Worobiej

Na zdjęciu: najpiękniejsze pastorałki i kolędy zabrzmiały w autorskich opracowaniach Pospieszalskich.
Fot.
autorka

<<<Wstecz