Ustawa o obowiązkowym oznakowaniu zwierząt domowych może być znowelizowana

Zabuksowała już na starcie

Od 1 stycznia tego roku weszła w życie ustawa o obowiązkowym oznakowaniu zwierząt domowych – psów, kotów oraz tchórzy.

Okazało się jednak, że właściciele czworonogów nie mogą tego zrobić, gdyż weterynarze nie mają jeszcze dostępu do elektronicznej bazy danych krajowego Rejestru Zwierząt Domowych. Ponadto w ubiegłym tygodniu w Kancelarii Sejmu RL zarejestrowano projekt nowelizacji Ustawy o ochronie zwierząt, według którego oznakowanie zwierząt domowych byłoby aktem dobrowolnym, a nie obowiązkowym.

Ustawę o obowiązkowym oznakowaniu zwierząt domowych parlament litewski przyjął – nie bez oporów – jeszcze w 2012 roku. Przeciwko przymusowemu znakowaniu czworonogów – psów, kotów i tchórzy – szczególnie ostro protestowała minister rolnictwa Virginija Baltraitienė, która przekonywała, że wywoła to niezadowolenie i sprzeciw mieszkańców, szczególnie w miejscowościach wiejskich.

„Za” i „przeciw”

Zdaniem minister, opór mieszkańców będzie spowodowany niemałymi kosztami, gdyż, aby zwierzę oznakować, przedtem należałoby je zaszczepić. Ponadto niektórzy ludzie hodują po kilka zwierząt domowych, a to już spory wydatek, bo oznakowanie jednego zwierzęcia kosztowałoby ok. 15 euro.

Zwolennicy znakowania ripostowali, że dzięki temu zmniejszyłaby się liczba bezdomnych psów i kotów, a i schroniska odetchnęłyby z ulgą. Przytoczyli przy tym zastraszające dane, że tylko w ciągu trzech kwartałów ubiegłego roku na Litwie zutylizowano 45 ton domowych zwierząt. Schroniska, które rzadko są dotowane przez państwo i samorządy (tylko 10 samorządów z 60 przeznacza na wyłapywanie i utrzymywanie zwierząt domowych w schroniskach około 360 tys. euro) nie byłyby tak przepełnione, gdyż czworonóg z chipem doprowadziłby do znalezienia właściciela.

Ponadto planuje się, że osoby, które mają więcej niż dwa czworonożne pupile, płaciłyby za dwa, a trzeci i czwarty byłyby znakowane nieodpłatnie. Zwrócili też uwagę na dość długi termin znakowania – 15 miesięcy, czyli do 1 kwietnia 2017 roku.

Obrońcy zwierząt przytoczyli też swój koronny argument, że najlepszym i najpopularniejszym sposobem na odnalezienie zaginionego bądź skradzionego zwierzęcia będzie jego oznakowanie. Blogerzy zaś dosadnie zauważają, że po zwierzętach przyjdzie czas na znakowanie najpierw dzieci, a potem i dorosłych.

Z wielkiej chmury mały deszcz

Pavelas Trusevičius, lekarz i dyrektor kliniki weterynaryjnej w Bujwidziszkach w rejonie wileńskim poinformował, że zainteresowanie znakowaniem jest, klinika ma dostateczną ilość chipów, ale kolejek w lecznicy na razie nie zauważył.

– Klinika jest przygotowana na świadczenie usługi znakowania zwierząt domowych i jest do usług klientów, ale z powodu tego, że nie mamy na razie połączenia z elektroniczną bazą danych Rejestru Zwierząt Domowych, radzimy nie śpieszyć się – przyznał otwarcie kierownik kliniki. Potwierdził, że usługa znakowania kosztowałaby średnio 15 euro.

Tymczasem w Kancelarii Sejmu RL, w ubiegły czwartek, został zarejestrowany projekt nowelizacji ustawy o obowiązkowym znakowaniu zwierząt domowych. Według niego, przymusowo należałoby znakować tylko zwierzęta wywożone z Litwy i wwożone na terytorium kraju, a także psy ras uważanych za agresywne i niebezpieczne. Słowem, być może stanie się tak, że z wielkiej chmury spadnie mały deszcz i obowiązkowego znakowania nie będzie.

Specjaliści wydziału porządku publicznego administracji samorządu rejonu wileńskiego, na barkach których spocznie obowiązek kontroli przebiegu procesu znakowania zwierząt domowych, bezradnie rozkładają ręce i przyznają, że są do tego zupełnie nieprzygotowani.

– Nie mamy żadnych okólników, jak taką kontrolę należy przeprowadzać, ani też odpowiednich środków technicznych, czyli specjalnych czytników – stwierdzili bez owijania sprawy w bawełnę. – Czekamy aż ktoś coś nam z góry „spuści” – dodali.

Słowem, ustawa o obowiązkowym znakowaniu zwierząt domowych nie została należycie przygotowana, ani zabezpieczona technicznie i zabuksowała już na starcie.

Niczym kod kreskowy

Przyjrzyjmy się jednak bliżej, na czym znakowanie ma polegać i jakie korzyści z niego wynikają. Chipowanie – to operacja polegająca na wszczepianiu do szyi lub między łopatkami zwierząt, umieszczonego w specjalnej kapsułce wykonanej ze szkła, mikroprocesora o niewielkich, kilkumilimetrowych rozmiarach, wykorzystując do tego celu specjalną strzykawkę. Jak przekonują specjaliści, zabieg jest bezbolesny i trwa zazwyczaj około jednej minuty, nie wywołując przeważnie skutków ubocznych.

Chip, biochip to urządzenie elektroniczne, wielkości nieco dłuższej od ziarnka ryżu (maksymalnie 2 x 12mm). Sam z siebie nie wysyła żadnego promieniowania ani sygnałów. Działa podobnie jak kod kreskowy wydrukowany na towarach. Chip posiada swój niepowtarzalny numer, odczytywany specjalnym czytnikiem. Numer ten zapisany być musi w stacjonarnej elektronicznej bazie danych, wiążącej ten numer z danymi tego zwierzęcia oraz jego właściciela.

Większe szanse

Ogromną zaletą chipowania zwierząt domowych jest to, że czworonóg posiadający taki chip ma większe szanse na powrót do swojego właściciela, gdy zagubi się, ponieważ po przystawieniu czytnika do szyi lub łopatki, błyskawicznie można odczytać dane psa czy kota, w szczególności te dotyczące miejsca zamieszkania jego właściciela. Oprócz tego, chip utrudnia sprzedaż skradzionych psów lub kotów, szczególnie tych rasowych i drogich. Dzięki systemowi identyfikacji, próby sprzedaży skradzionych zwierząt z chipem mogłyby się zakończyć szybkim wykryciem potencjalnego sprawcy kradzieży.

Obowiązkowe znakowanie zwierząt domowych obowiązuje w 15 krajach Unii Europejskiej. W sąsiedniej Polsce przymusu chipowania nie ma i właściciel czworonoga sam decyduje, czy złożyć wizytę u weterynarza, czy też z niej zrezygnować.

Zygmunt Żdanowicz

<<<Wstecz