Rozwadowski i Vanagas przymierzają się do kolejnego Dakaru

Bliskość serc dodawała mocy

Głośne okrzyki „Roz-wa-do-wski – Va-na-gas!” oraz rytmiczne dźwięki bębenka wypełniły poczekalnię wileńskiego lotniska i przykuły uwagę mediów. Najgłośniejsza ekipa fanów rajdu Dakar – przedstawiciele hospicjum bł. Michała Sopoćki – z entuzjazmem witała swoich ambasadorów: Sebastiana Rozwadowskiego i Benediktasa Vanagasa. Dyrektor hospicjum s. Michaela Rak przekazała rajdowcom błogosławieństwo papieża Franciszka.

Kilka minut po północy, 19 stycznia, trzy litewskie ekipy rajdowców wkroczyły do sali oczekiwań wileńskiego lotniska, gdzie czekały na nich rozentuzjazmowane drużyny fanów i kibiców. Benediktas Vanagas i Sebastian Rozwadowski uplasowali się w trzydziestce najlepszych (26. miejsce), zajmując najwyższą pozycję z litewskich ekip.

– Było fantastycznie – to pierwsze słowa, które wypowiedział Sebastian Rozwadowski, uczestniczący w Dakarze po raz pierwszy. Nieco ochłonąwszy, dodał, że były to ciężkie tygodnie. – Spełniłem swoje dwa największe marzenia: wystartowanie w Dakarze i ukończenie go. Rajdowy wirus już jest we mnie zaszczepiony, a to choroba nieuleczalna, więc będę robić wszystko, żeby tam jeszcze wrócić – dzielił się swoimi wrażeniami rajdowiec.

Polski pilot rajdowy podkreślił też wagę duchowego wsparcia hospicyjnej ekipy, która śledziła poczynania rajdowców na całej trasie.

– Na pewno więcej otrzymaliśmy od hospicjum, niż jemu daliśmy, przecież w ciągu tych kilku tygodni nas tutaj nie było. A duchowe wsparcie i sms-y dodawały nam wiary i mocy, żeby coraz więcej pracować i dotrzeć do mety – podkreślił Rozwadowski, zaznaczając, że nadal zamierzają współpracować z Vanagasem.

Niemożliwie bez błędów

Rajdowcy zaznaczyli, że przeanalizowanie błędów wymaga trochę czasu, żeby trudne sytuacje w przyszłości zaprocentowały.

– Największym przeżyciem były sytuacje narażające rajd na zakończenie przed finiszem. Niemniej jednak ogromna wola walki i determinacja Benediktasa, który mi strasznie zaimponował, czasem z nadludzkim wysiłkiem osiągał metę. Jeśli są marzenia, jeżeli bardzo mocno coś się chce zrealizować, to nie ma siły, która by zatrzymała człowieka – stwierdził Rozwadowski, podkreślając, że Benediktas wykazał się ogromną siłą woli i sportowego zacietrzewienia.

Sportowcy podkreślają, że Dakar jest nieprzewidywalny i charakteryzuje się sytuacjami, do których nie da się zawczasu przygotować. Np. na drodze kłęby kurzu, szybkość 140 km na godzinę, a na środek trasy wychodzi krowa. W efekcie załoga, żeby uniknąć zderzenia, zboczyła z trasy, ale przez to dachowała. Usterki samochodu też są nieuniknione. I wszystko to składa się na stratę czasu. „Rajd dał nie tylko sporą dawkę adrenaliny, ale też była to lekcja pokory” – uważają rajdowcy.

– Przed wyjazdem mówiłem, że robimy nieduży krok do tyłu, by następnym razem zrobić duży krok do przodu. Inwestycja już została dokonana. Sebastian – to wspaniały człowiek i dobry specjalista. Mimo że przed startem brakowało mu nieco informacji o rajdzie, to teraz już ma jej pod dostatkiem. Sądzę, że będziemy mogli pędzić do przodu – stwierdził Vanagas, najbardziej doświadczony litewski rajdowiec. Przyznał on, że liczył na trafienie do dwudziestki i taki właśnie cel wytycza na kolejne uczestnictwa w rajdzie.

– Policzyliśmy, że z powodu błędów straciliśmy 3,5 godziny, które dałyby mniej więcej 17. miejsce. Niemniej jednak, to jest Dakar, który jest nieprzewidywalny i którego nie da się pokonać bez błędów. Tempo jest szalone i konkurencja ogromna – podsumował udział w rajdzie Benediktas, zaznaczając, że lepszy wynik wymaga więcej czasu i energii, ale jest możliwy do osiągnięcia.

Bliskość z chorymi

Wśród przedstawicieli hospicjum obecni byli wolontariusze, pracownicy, przyjaciele, a także ks. Józef Aszkiełowicz. Kapłan błogosławił rajdowców, a ci zapewnili, że różaniec i obrazek, który otrzymali od księdza przed wyruszeniem w drogę, znalazły swoje miejsce w aucie. Hospicyjna drużyna fanów wręczyła także swoim ambasadorom ikony NMP Matki Miłosierdzia.

– Dziękuję za to, co zrobiliście – witała polsko-litewską załogę s. Michaela, dyrektor hospicjum. Podkreśliła, że przez cały rajd codziennie w Ostrej Bramie była sprawowana Msza św. za sportowców.

– Zależało mi na duchowej jedności sportowców z pacjentami, którzy w hospicjum przeżywają swój Dakar, a bliskość serc zawsze dodaje mocy. To, że rajdowcy przyjęli zaproszenie do bliskości z naszymi chorymi, było wyjątkowym wyróżnieniem dla hospicjum i chorych. Każdego dnia nasi pacjenci z zapartym tchem śledzili przebieg rajdu i myślami byli z wami. Była to wzajemna wymiana modlitwy, żeby każdy osiągnął zamierzony cel – powiedziała s. Michaela. Zaznaczyła również, że sportowe zmagania też można ofiarować dla Boga i dla drugiego człowieka. – Jest to uczynek miłosierdzia, który znajduje się w tej samej przestrzeni co modlitwa, bowiem pochodzi z serca człowieka i ma ogromną moc. Gdyż wymaga świadomości ofiary i zjednoczenia z Bogiem i drugim człowiekiem – mówiła s. Michaela.

Teresa Worobiej

Na zdjęciu: s. Michaela Rak przekazała rajdowcom błogosławieństwo papieża Franciszka.
Fot.
autorka

<<<Wstecz