Żaden orzeł z tego kogucika

Najznamienitszy wnuk litewskiej sceny politycznej, a też swojego jeszcze bardziej znamienitego dziadka, Gabrielius w dość osobliwy sposób próbuje udowodnić, że „dorastanie w rodzinie Landsbergisów jest równoznaczne z uzyskaniem dyplomu z nauk politycznych na Uniwersytecie Oksfordzkim”.

Nie wiem jak premier Andrius Kubilius, który powyższym komplementem namaścił młodego Landsbergisa na swojego natępcę na tronie Związku Ojczyzny – Litewskich Chrześcijańskich Demokratów, ja natomiast jestem pewna, że profesorowie tej renomowanej brytyjskiej uczelni byliby zdziwieni, gdyby ich absolwenci wypowiadali się w ten sposób, co dziedzic dziadkowej partii i euromandatu.

Najświeższy przykład pochodzi z audycji „Aktualny wywiad”, którego młody Landsbergis udzielił DELFI TV. Zapytany, co w obecnej sytuacji politycznej począć z zobowiązaniem naszego państwa wobec UE dotyczącym przyjmowania uchodźców, odpowiedział, że zarówno chrześcijańskie miłosierdzie, jak i obowiązek nakazują, by uciekających przed wojną przygarnąć, ale... skąd pewność, że się zintegrują?

„Mamy na Litwie duże kłopoty z integracją naszych mówiących nie po litewsku rodaków – skarży się młody lider konserwatystów. – To i polska mniejszość narodowa, i rosyjska mniejszość narodowa. Nie znajdujemy wspólnego języka”. No dramat nad dramaty! Co tam Francja, gdzie stałym elementem najnowszej historii są terrorystyczne zamachy? Co tam Belgia, której już około 10 procent mieszkańców to muzułmanie i skąd rekrutuje się największy odsetek walczących w szeregach IS (w krajach europejskich) mudżahedinów? Co tam Niemcy, którzy już mając czteromilionową społeczność muzułmańską dopiero co zarejestrowali u siebie prawie milion uciekinierów? I gdzie istnieje prężne środowisko radykalnych islamistów, którzy rekrutują dżichadystów również z kręgu niemieckiej młodzieży. Gdzież im wszystkim do naszej wielkiej biedy! Nasze polityczne establiszmęty nie znajdują – widzisz! – wspólnego języka z reprezentującymi tę samą wiarę, wartości, mentalność, oraz temperament, zamieszkałymi na Litwie od pokoleń przedstawicielami mniejszości narodowych. Chyba dobrze się stało, że ten dopust Boży przypadł w udziale tak dzielnym przywódcom jak nasi. Obawiam się, że ani Kanzlerin Merkel, ani prezydent Hollande, ani Jego Wysokość Filip I nie byliby w stanie sprostać takiemu strasznemu wyzwaniu jak szukanie wspólnego języka z takimi mniejszościami, jak polska i rosyjska na Litwie.

Przyznam, że miałam cichą nadzieję, iż zarówno zasiadanie w Europarlamencie jak i ostatnie wyzwania oraz dramaty, z jakimi jest konfrontowana Europa (cały świat zresztą), nieco umysł infanta Landsbergisa z zaściankowości wywietrzą. Że uświadomią mu, jak wyglądają rzeczywiste problemy wynikające ze zderzenia naprawdę odmiennych religii, kultur, wartości i zasad. Różnych światów. Że zacznie też wreszcie odróżniać integrację od asymilacji i zauważy, że litewscy Polacy i Rosjanie są na mur beton z resztą społeczeństwa zintegrowani. Nic z tego. Wszystko wskazuje na to, że żadna, nawet europejska polityka nie przekształci w orła tego kogucika.

A w kwestii uciekinierów Gabrielius Landsbergis może być spokojny. To nie nasz problem. Tylko na siłę daliby się osiedlić w kraju, gdzie przewodniczący partii, która po wyborach widzi siebie w roli rządzącej, ogłosił (za pośrednictwem FB), że „naszym obowiązkiem” jest zadbać o to, by do naszego kraju nie trafiali „gorszej jakości” lub „nieodpowiedniej religii czy rasy, nieakceptowalni dla Litwy ludzie”. Ciekawam: to nauki dziadunia, czy też łebski wnusio zaczerpnął natchnienie z „Mein Kampf”?

Lucyna Schiller

<<<Wstecz