Z czym iść do Mahometa?

Cóż za afront, cóż za wstyd? Fakt, że syryjscy uchodźcy nie chcą się osiedlać na Litwie to – jakby nie kombinować – dla przedstawicieli naszych władz wielki dyshonor.

Zwłaszcza, że przyszli azylanci odwrócili się plecami nie do byle pacana, tylko do samego wiceministra spraw wewnętrznych Elvinasa Jankevičiusa, który osobiście się pofatygował do przejściowego obozu w Grecji w celach zwerbowania do zamieszkania na Litwie pierwszej azylanckiej rodziny. Wrócił z kwitkiem i smętnym komunikatem – Mission: Impossible!

Oni chcą tylko do Niemiec czy do Holandii. „(...) a o Litwie nic nie słyszeli” – poskarżył się minister rodakom po powrocie do kraju. Rozbrajające. Bo że „nie słyszeli”, to nawet nie wątpię. Ale że nie sprawdzili w internecie, dokąd są zapraszani – w to już nie uwierzę. Co jak co, ale smartfony to uchodźcy mają naprawdę „prima sort” i zawsze online, co – przykładowo – Niemców na początku oburzało. Bo jak tu uwierzyć w rozpaczliwą sytuację uchodźców, gdy ci pstrykają sobie z „Mutti Merkel” selfie tak wypasionym sprzętem, na który większości Niemców nie stać. Ale już się nie oburzają. Wytłumaczono im bowiem, że dzisiaj dobry smartfon jest dla uciekiniera warunkiem przetrwania i dotarcia do celu. To narządzie komunikacji, orientacji, wzywania pomocy, a też pozyskiwania niezbędnych informacji. Dlatego proszę mi wierzyć, że podstawową wiedzę o naszym kraju przebywający w greckim obozie uchodźcy mogli zdobyć w kilka minut. I tak pewnie uczynili. Tym bardziej się dziwię, że do ministra Jankevičiusa nie ustawiła się kolejka chętnych.

Myślałby kto: „No i Allach z nimi!” Nie ma chętnych, nie będzie kłopotu. Z drugiej strony jakoś wstyd wobec międzynarodowej społeczności, że przed perspektywą zamieszkania na Litwie czmychają nawet ludzie ciężko doświadczeni koszmarem wojny.

Nie dziwię się więc premierowi Algirdasowi Butkevičiusowi, który postanowił, że skoro nie przyszedł Mahomet do góry, to góra przyjdzie do Mahometa. I w trybie natychmiastowym powołał specjalną komisję, która ma wymyślić: jak zwabić na Litwę choć trochę uchodźców. To szacowne ciało, w którego skład weszli wiceszefowie aż siedmiu z czternastu litewskich ministerstw oraz przedstawiciele licznych organizacji społecznych i pozarządowych zdążyło już nawet dwa razy przysiąść fałdów i nad sposobami przynęcenia azylantów podumać. Co wydumało, jeszcze nie wiadomo... Że to bezowocne trwonienie publicznego grosza? Bzdura! Przewodniczący komisji – wicekanclerz rządu Rimantas Vaitkus – na temat kosztów tej propagandowej akcji wypowiedział się bardzo stanowczo i co najważniejsze przejrzyście: „To nie będzie przeznaczenie większej ilości pieniędzy niż przewidziano”. Osobiście mu wierzę, bo czy nasi dzierżywładcy kiedykolwiek na cokolwiek przeznaczyli „więcej niż przewidziano”?

A dla komisji, która tak intensywnie kombinuje nad sposobami szerzenia wśród uciekinierów pozytywnej informacji o naszym kraju mam parę krótkich rad. Jak szerzyć? Najlepiej za pośrednictwem internetu. Co szerzyć? Prawdę.

Że jesteśmy krajem, z którego nikt nie emigruje; krajem wielkiej tolerancji, zwłaszcza wobec cudzoziemców; względnego dobrobytu; wzorowego poszanowania obywatelskich praw; nie napiętnowanych skandalami przywódców; wolnych od korupcji i chamstwa urzędników; godziwej opieki zdrowotnej; i... (to podkreślić jako szczególną zasługę prezydent Grybauskaitė do spółki z pływającym terminalem „Independence”) niskich kosztów ogrzewania. A jak te zachęty nie pomogą, łapmy azylantów na obietnicę opanowania najpiękniejszego i jednego z najstarszych języków świata.

Lucyna Schiller

<<<Wstecz