„Wilia” – od koncertu do koncertu, od jubileuszu do jubileuszu

Jubileusz 60-lecia Polskiego Zespołu Artystycznego Pieśni i Tańca „Wilia” zapewne przyniesie widzom wiele wspaniałych wrażeń, bo dzisiejsze kierownictwo „Wilii”, hołdując zasadzie, że biegnące lata nie mogą roztrwonić dorobku, który mu zostawiły poprzednie pokolenia wiliowców, zadecydowało, że diamentowy jubileusz odbędzie się częściowo na fali wspomnień dawnych lat.

Jak więc w tamtych latach było? Zajrzyjmy do kroniki gazet wileńskich i warszawskich, aby przypomnieć o „strumieni rodzicy” w przekroju jej historii.

Pierwszy koncert

Jeszcze nie było „Wilii”, był natomiast Polski Zespół Pieśni i Tańca. W trzecią rocznicę pierwszego koncertu w auli Wydziału Chemii Uniwersytetu Wileńskiego – występ w Filharmonii Wileńskiej. Było to 17 marca 1958 r. Dziennik „Czerwony Sztandar” m.in. pisał:

„23 pieśni chóralne i solowe, 8 tańców – oto program tego dwu-ipółgodzinnego koncertu 17 marca br. , po którym publiczność z żalem opuszczała salę filharmonii. Trudno w słowach wyrazić entuzjazm widzów oraz tę młodziutką werwę i radość, jakie promieniowały ze sceny, udzielając się sali i podnosząc z minuty na minutę jej temperaturę”.

Zespół liczył w tamtym, 1958 roku, 84 osoby.

Po niespełna miesiącu, 11 kwietnia, w Filharmonii Wileńskiej odbył się drugi koncert zespołu.

Pierwszy jubileusz

Dziennik „Czerwony Sztandar” pisał: „Jakby sto wrzecion pełnych różnobarwnej wełny wiło się po izbie z turkotem i okręcało tak szybko, że już żadne oko nie rozeznało, gdzie chłop, gdzie kobieta: ino jakby kto tęczę rozsypał i bił w nią wichurą, że grała kolorami, mieniła się i wiła coraz prędzej, wścieklej, zapamiętalej…

Tak przedstawia nam oberka Reymont w „Chłopach”, tak wyglądał on w ubiegłą niedzielę na scenie Pałacu Związków Zawodowych w wykonaniu Polskiego Zespołu Ludowego Pieśni i Tańca „Wilia” – tak o koncercie zespołu po 10 latach jego istnienia pisała gazeta.

Tysiąclecie Państwa

Rok 1966. Minęły obchody dziesięciolecia zespołu, po czym przyszło zaproszenie na obchody Tysiąclecia Państwa Polskiego. To historyczne wydarzenie dla Polski, również historyczne – dla „Wilii”. Tygodnik „Przyjaźń”, ukazujący się w Warszawie, pisał:

„Niemal prosto z podróży nie dano im nawet odpocząć, zresztą nie chcieli. Żądni byli wrażeń , pragnęli zobaczyć jak najwięcej. Przejazd ulicami Warszawy, normalną turystyczną marszrutą : Stare Miasto – szeroko otwarte oczy – zbyt szybki film za oknami samochodu – pomnik Chopina w Łazienkach, tego, którego muzykę ukochali ponad wszystko – powrót do hotelu.

Szybki obiad i wyjazd do Siedlec. Dopiero plener, zielona, długa droga, pozwala z grubsza uporządkować wrażenia. Są oszołomieni. Jadą po polskiej ziemi, oglądają pola, domy, ludzi – wszystko niby takie same jak u nich, a jednak inne, polskie. Łzy. Radosne, szybko wysychające, osuszone uśmiechem. Cieszą się. Z tej wizyty, z jej tempa, z wszystkiego, co widzą.

Polski Zespół Pieśni i Tańca „Wilia” z Wilna przybył do Polski na 22. rocznicę lipcowego święta w roku tysiąclecia państwowości polskiej.

Powrót z Grodna

Z okazji jubileuszowego koncertu 20-lecia zespołu – artykuł w „Czerwonym Sztandarze” o ciekawszych wydarzeniach w życiorysie „Wilii”, m.in. czytamy: „Powrót z Grodna utkwił w pamięci na długo. Pierwszy autobus daleko wyprzedził swego partnera. Rozśpiewane towarzystwo tak zakręciło kierowcy w głowie, że ten zapomniał o swoim koledze i mknął wciąż dalej i dalej. A tymczasem drugi autobus się zepsuł. Na zaśnieżonej drodze w nocy pomocy nie można było się spodziewać. Innego wyjścia nie ma, jak tylko udać się do samotnej chaty, skąd z jednego okna błyska światło. Do domu wwala się 30 osób, prosząc o schronienie przed mrozem i wichurą.

„Artyści? Trzeba pomóc. Zachodźcie, czym chata bogata” – powiedzieli gospodarze.

Gospodyni napaliła w piecu, nagrzała wody, okryła bardziej zmarzniętych. Dramatyczna sytuacja znikła, jak gdyby jej nie było, znów dowcipy i ogromne podziękowanie białoruskiej chacie”.

Mickiewicz i Moniuszko

„Czerwony Sztandar” 6 kwietnia 1974 r.: „Spotkanie przyjaciół zawsze jest wzruszające. Spotkanie przyjaciół o jednakowych zainteresowaniach może się przerodzić w wielkie święto, w prawdziwą ucztę duchową. Na scenie Wileńskiego Pałacu Kultury Związków Zawodowych w ubiegłą sobotę dały koncert dwa polskie zespoły: Polski Teatr Ludowy we Lwowie (reżyser Zbigniew Chrzanowski) oraz Wzorowy Zespół Ludowy Pieśni i Tańca „Wilia”.

Twórczości dwóch wielkich mistrzów – Adama Mickiewicza i Stanisława Moniuszki poświęcony był ten wieczór. Pomysłowe zaproszenie, którego autorem jest chórzysta „Wilii” Wojciech Piotrowicz, graficznie oddaje charakter wieczoru...

„Wilia” była raczej akademicka. Pieśni Moniuszki wypadły czyściutko, muzykalnie. Zresztą już dawno wiadomo, że wykonanie pieśni a capella , co jest sprawą pracochłonną i ambitną, jest konikiem dyrygenta Wiktora Turowskiego. Mazur z opery Stanisława Moniuszki „Halka” oraz polonez (oba w układzie Zofii Gulewicz) stanowiły piękne sfinalizowanie koncertu”.

„Krakowskie wesele”

„Czerwony Sztandar” 8 lipca 1977 r.: „Wstępujące na scenę pary tancerzy „Wilii” przypomniały mi niedawną rozmowę ze znaną aktorką filmową Ireną Karel po występie naszego zespołu amatorskiego na Ukrainie.

„Nie uwierzę, że to są amatorzy, a nie zawodowcy. Co za dynamika, co za ekspresja, jaki poziom” – mówiła.

Potem, gdy się przekonała w rozmowie z uczestnikami zespołu, że śpiew i taniec uprawiają po swojej pracy zawodowej, w chwilach wolnych, dociekliwie pytała mnie, w imię czego to robią. „Bo przecież nie dlatego, żebyśmy tu brawa im bili, zresztą szczerze zachwyceni ich poziomem artystycznym. Ja to znam, wiem, ile kosztuje ta lekkość, ten czysty dźwięk głosów””.

Trzydzieści lat minęło

„Czerwony Sztandar” 17 maja 1985 r. pisał: „Takiej „Wilii” jeszcze nie było – to opinia widzów. Szczególnie wzruszające były słowa dedykowane starszej siostrze „Wilii” od polskich szkolnych zespołów pieśni i tańca: „Wilenki” (19. średnia), z której, notabene, wywodzi się niejeden dzisiejszy uczestnik „Wilii”, „Świtezianki” z 29. średniej, której przedstawiciele wraz ze swoimi gorącymi serduszkami przybyli tu z całym koszem piernikowych serc, udekorowanych symboliczną „30-ką”, (m.in. rodzice czy bliscy krewni wszystkich tych dzieci należą do „Wilii”), „Wilnianki” z 11. średniej, szkoły ośmioletniej w Duksztach i in.

Uroczystym i wymownym akcentem było przybycie z Warszawy polskiego kompozytora Mariana Domańskiego, dawnego i wiernego przyjaciela „Wilii”, cenionego jej pomocnika, który przekazał zespołowi przyznaną nagrodę imienia Oskara Kolberga”.

40 lat – wzruszenie dyrygenta

„Magazyn Wileński” pisał: „Pierwszy dyrygent polskiego zespołu Piotr Termion zaprosił gości do swego nieodzownego miejsca pracy – do Kaplicy Ostrobramskiej. Usiadł przy organach…

Był to szczególny prezent. Taki prezent mógł zrobić tylko człowiek o duszy wybitnie artystycznej i wrażliwej. Nie dziwimy się, że ongiś jako pierwszy stanął w przepisowym miejscu dyrygenta i kiedy uniósł ręce, „Wilia” zaśpiewała po raz pierwszy publicznie (...).

Usiadł przy organach i zagrał „Pieśń bez słów” Mendelssohna, „Ave Maryję” Schuberta i Toccatę J. S. Bacha. Kiedy skończył grać, jakby z zażenowaniem cichutko powiedział: „Jak umiałem, tak swe uczucia i życzenia dla „Wilii” wyraziłem”. A nam zabrakło słów, by o coś jeszcze zapytać”.

Przeżyliście dwa ustroje

Czytamy w „Kurierze Wileńskim”: „Członkowie zespołu mówią, że „Wilia” to ich sposób na życie. „Nie chcę się chwalić, ale tyle polskich pieśni, co ja, zna niewielu. „Wilia” – to polskość, to piękne chwile w moim życiu – mówi Anna Jankowska, która „Wilii” poświęciła 30 lat. Ze sceny podczas gratulacji padały takie słowa: przeżyliście dwa ustroje polityczne, umiecie pracować w różnych warunkach. Nawet teraz, kiedy zgasło w pewnym momencie podczas koncertu światło, nie straciliście głowy. To wskazuje, że będziecie żyć długo”.

50 lat minęło

Fragmenty relacji z „Kuriera Wileńskiego”: „Gdy na zakończenie pięciogodzinnego koncertu galowego zabrzmiały słowa nowej piosenki autorstwa członka zespołu Wojciecha Piotrowicza, cała siedmiotysięczna widownia powstała jak na skinienie różdżki czarodziejskiej. Było to zamiast tradycyjnego już „sto lat”, które zabrzmiało nieco przedtem, podczas pozdrowień księdza proboszcza Józefa Aszkiełowicza. Jego donośny i piękny głos jak gdyby uzupełnił śpiewy chórzystów. Ksiądz niegdyś również należał do sławnej rodziny „wiliowców”.

Tak dużej widowni, i to w przeważającej większości Polaków, jeszcze nie miała żadna inna nasza rodzima impreza. Tak pięknego widowiska, w którym splotły się pieśni, tańce, obrazek, wykonywane przez trzy pokolenia artystów, też jeszcze nie było.

Cały program był tak przemyślany, by mogły wziąć w nim udział trzy pokolenia. Nie sposób opisywać każdej pozycji koncertu – czy to śpiewanej, czy tańczonej. Ale finału - przecudownego krakowiaka, składającego się z kilku krakowiaków, przemilczeć nie można. Był w nim obrazek bardzo symboliczny - weterani jakby wzięli na siebie ciężar opieki nad następnymi pokoleniami wiliowców. Za murem starszych tancerzy szli tancerze aktualni i mali, dla wielu z nich był to debiut taneczny na scenie, i to aż tak uroczysty. Był to „wóz krakowski”, którym powoziła tancerka Kamilka Moro, między innymi - „Najpiękniejsza Polka 2005”…

„Na koncert galowy przybyli przedstawiciele najwyższych władz Litwy i Polski. Wicemarszałek Senatu RP Jolanta Danielak była niewymownie wzruszona koncertem, który oglądała

Natomiast w liście gratulacyjnym przewodniczący Sejmu Artūras Paulauskas napisał: „Dumna z Was jest Litwa, dumna z was jest Polska. Już weszliście do historii kultury obu narodów”.

Do obchodów 60-lecia „strumieni rodzicy” zostały dwa miesiące.

Krystyna Adamowicz

Na zdjęciu: chór dawnej „Wilii”.
Fot.
archiwum zespołu

<<<Wstecz