Jaki władca, taki doradca...

Były doradca Vytautasa Landsbergisa, aktualnie robiący za publicystę portalu Delfi, Ramunas Bogdanas wystąpił ostatnio w zupełnie nowym emploi – cenzora kościelnego. W artykule sprzed kilku dni „Bažnyčios tarnautoju ir koloradu draugyste” („Przyjaźń sług kościelnych i koloradów” [potoczna nazwa stonki ziemniaczanej – przyp. TW]) domaga się od hierarchów kościelnych kar dla tych, którzy 2 września wzięli udział we Mszy św. w Ostrej Bramie, modląc się o zachowanie polskiej oświaty na Litwie.

Już sam fakt, że uczniowie szkół polskich w ramach akcji protestacyjnej nie poszli na wagary tylko do Ostrej Bramy na modlitwę wywołał furię Bogdanasa. Jak śmieli zrobić coś takiego? Dlaczego dotychczas nie zostali ukarani za takie demarche? Czemu milczą hierarchowie kościelni pozwalając na prowokacyjne modły w Ostrej Bramie niesfornych Polaków? – tchnie wścieklizną z każdego niemal zdania artykułu byłego doradcy przywódcy litewskich konserwatystów.

Dopuszczam myśl, że landsbergisowskiemu propagandyście nawet do głowy nie przyszło, że dla katolików, praktykujących na co dzień uczniów (w polskich szkołach jest czymś zwyczajnym, że 100 proc. dzieci uczęszcza na lekcje religii) naturalnym jest, iż w trudnych sytuacjach zagrożenia odwołują się do Boga i Jego pomocy. Bogdanas chciałby jednak im tego zabronić, a „winnych” (w tym i celebrujących Mszę św. kapłanów) ukarać.

Poniekąd też naturalne, jak to jest w zwyczaju w kręgach politycznych Bogdanasa, że publicysta całe wydarzenie próbuje trywializować sugerując, iż jest ono inspirowane przez Moskwę. A jako, że nie ma żadnych dowodów na swą tezę, stosuje niegodną dziennikarza metodę prymitywnych podtekstów w rodzaju, że strajk uczniów jest na rękę Moskwie, że podburza wśród mniejszości antylitewskie nastroje, że oczernia Litwę itd. Słowem, gdzieś już słyszeliśmy – co najmniej ze sto razy – te brednie.

Chwileczkę. Cholera! Jeżeli na poważnie będziemy traktować tok myślenia landsbergisowskiego doradcy, to niechybnie będziemy musieli uznać, iż głównymi agentami Moskwy w naszym kraju są... aktualni włodarze stolicy. No, bo czyż to nie wicemer Wilna konserwatysta Benkunskas, stosując mobbing, próbował odebrać szkole im. Lelewela jej budynek (obiecując za to pomoc w akredytacji)? Czyż to nie władze stolicy na siłę, metodą przepychania kolanem, zaczęli „robić porządek” ze szkołami mniejszości narodowych dosłownie na kilka godzin przed 1 września? Czyż nie spowodowali w ten sposób sztucznych napięć, intryg i narodowych zgrzytów?

Aaaa, panie Ramunasie? Rozumiem, że skoro Pan o tym ni pary z gęby w swym artykule, to jest to dla Pana działanie słuszne i godne pochwały. Super, trendy, jazzi i glamour. Tak? A działanie Moskwy to tylko wtedy, gdy ktoś ośmiela się bronić przed arogancją władzy?

Zresztą spór na temat „ręki Moskwy” z Bogdanasem jest jałowy nie tylko z powodu jego skrajnej tendencyjności i zacietrzewienia. Autor już znacznie wcześniej zasłynął z tego, że oczyszczał byłych sowieckich notabli z ich niechlubnej przeszłości pod warunkiem oczywiście, że są teraz w słusznym obozie konserwatystów. Jak pisze dziennikarka Janutiene, Bogdanas, gdy tylko dowiedział się o kłopotach pupilki Landsbergisa – Grybauskaite z komunistyczną przeszłością, zaraz poleciał do Litewskiego Archiwum Specjalnego, by przekonać się, jaki na nią zachował się tam „kompromat”. Po wizycie w archiwum (jak podaje Janutiene) Bogdanas „su palengvejimu raportavo”, że żadne protokoły posiedzeń komunistów z Wyższej Szkoły Partyjnej nie zachowały się.

„Sesk, Bogdanai, du”, z sarkazmem skomentowała dziennikarka archiwalne eskapady nadgorliwca, próbującego wybielać swych politycznych możnowładców. Dodała przy tym złośliwie, że owszem, Landsbergis miał wiernopoddanych doradców, lecz niezbyt pilnych. W archiwum bowiem zachowały się nie tylko wspomniane protokoły, ale i wiele innych dokumentów świadczących o haniebnej komunistycznej przeszłości dzisiejszych litewskich notabli.

Dwulicowe zachowanie Bogdanasa, który właściwie próbuje szczuć hierarchów kościelnych przeciwko swym wiernym (szydząc przy okazji, że biskupi milczą zapewne dlatego, że nie chcą stracić grubych pieniędzy z datków, jakie są zbierane podczas Mszy św. z udziałem tysięcy wiernych), a jednocześnie wybiela z komunistycznej przeszłości działaczy z własnego zaplecza politycznego, dyskredytuje byłego zausznika Landsbergisa.

Można by rzec nawet, że jaki Landsbergis, taki doradca...

Tadeusz Andrzejewski

<<<Wstecz