Co z tym smrodem, panočkai... ”

Liberalno-konserwatywna większość w stolicy szaleje. Mimo zdecydowanego sprzeciwu lokalnych wspólnot oraz wbrew rządowym zaleceniom, które dają możliwość wydłużenia reformy o kolejne dwa lata, obniżyła status 9 szkół, czyniąc je ze średnich podstawowymi. W absolutnej większości są to szkoły mniejszości narodowych – 6 rosyjskich, 2 polskie i 1 litewska.

Tym razem liberalno-konserwatywna spycharka zadziałała też z zaskoczenia. Sesję powołano w środku pory wakacyjnej, dlatego aż 10 radnych nie wzięło udziału w głosowaniu, mogąc przecież przesądzić o jego wyniku. Argumentów ze strony rządzących nie padło właściwie żadnych, bo i po co się wysilać. Na wszystko pasowało im słowo wytrych – trzeba wreszcie ze szkołami (czytaj mniejszości narodowych) zrobić porządek (Benkunskas). Żeby wysłuchać samych zainteresowanych, o, tego to już byłoby za wiele. A i nie w stylu obecnie nam rządzących.

Po co zresztą ta farsa, zwana rzeczową, obiektywną dyskusją. Jak reformować, to reformować. Teraz i natychmiast. Nawet na miesiąc przed rozpoczęciem nowego roku szkolnego. Co, de facto, wygląda trochę jak zakładanie spodni przez głowę. Ma się na uwadze: wszystko dezorganizuje w szkołach i stawia na głowie. Uczniowie klas 11. i 12. mają przecież podpisane umowy ze szkołami, których te z własnej inicjatywy nie mogą zerwać. Nauczyciele klas starszych też znaleźli się w nie lada kłopocie, bo nie są pewni ani swych miejsc pracy, ani nawet szkoły, gdzie mogliby dalej nauczać. Należy też pamiętać, że większość obniżanych w statusie szkół średnich starała się o akredytację na tzw. długie gimnazjum. Odmówiono im, ale decyzją rządu właśnie szkoły te zyskiwały kolejne dwa lata, by wyprawić błędy i uzupełnić braki. Nic z tego. Poszli won.

Są to wszystko argumenty, by nie śpieszyć. Wziąć pauzę, ochłonąć. Przemyśleć jeszcze raz. Może każda inna władza tak właśnie by uczyniła, ale nie ta. Ta wygląda trochę na oszalałą, jakby nie wiedziała, co czyni. Tymczasem tak nie jest, bo konserwy z liberałami właśnie doskonale wiedzą, co czynią. Będąc niepewni decyzji rządu (a kto tam wie, co jeszcze uchwali w Sejmie), zdecydowali się na politykę faktów dokonanych. Z zaskoczenia, na odlew, w wakacje, póki centralna władza drzemie przy palmach gdzieś tam w ciepłych dalekich krajach. A potem będzie za późno, niech zresztą sami tłumaczą się przed sojusznikiem z Warszawy. Nie my obiecywaliśmy. My jesteśmy od tego, by zrobić porządki. Posprzątać tak, by więcej nie było kłopotu. Atmosfera niemal w 100 proc. taka, jaka panowała przy uchwalaniu sławetnej nowej Ustawy o oświacie. Wtedy też ci sami politycy właściwie mieli jedyny argument: „Nie dyskutujmy”. Bo jeżeli zaczniemy dyskusję, to nigdy nie przyjmiemy ustawy na wzór łotewski – dyskryminacyjnej i opresyjnej wobec mniejszości. Ale taki właśnie mamy cel. Musimy zresztą być solidarni z braćmi Łotyszami, którzy za swoją ustawę biorą tęgie cięgi od instytucji Unii Europejskiej.

Uzurpatorzy, którzy w ostatnich wyborach samorządowych uzyskali łącznie około 40 proc. głosów wyborców, chcą narzucić swoją wolę mieszkańcom stolicy należącym do mniejszości narodowych, którzy stanowią nie mniejszy odsetek ogółu mieszkańców Wilna. Jesteśmy panami sytuacji dzisiaj, dlatego robimy, co chcemy. A wy – milczeć i słuchać! Taka jest logika sprawowania władzy polityków, którzy w Wilnie dopiero ogrzeli nogi i już robią tyle smrodu w wielokulturowym mieście. Z kłumpi, co prawda panom politykom wyłazi słoma – absolutna ich większość to synowie litewskiej prowincji, którzy dopiero na studia przyjechali do stolicy i tam osiedli, by teraz czynić w niej swoje porządki.

Zupełnie jak w tym kawale, gdy jeden niezbyt fortunny dżentelmen puścił bąka podczas przyjęcia na salonach i usierdnie szurga pantoflem o podłogę, by zagłuszyć efekt akustyczny. Ale jego sąsiad, świadek zdarzenia, pyta intruza: „No, dobrze panoczku, ale co z tym smrodem... ”

Tadeusz Andrzejewski

<<<Wstecz