Połączeni w dobrej intencji

Mieszkańcy podwileńskiego Ludwinowa w niedzielne przedpołudnie zebrali się przy krzyżu i kapliczce na rozdrożu, aby wspólnie uroczyście zakończyć swe majowe nabożeństwa, a potem udać się na wspaniałą wycieczkę do Trok.

– Serce raduje się, że nasze Ludwinowo ożywa, a dzieci garną się do Boga – Genowefa Wysocka, rdzenna mieszkanka Ludwinowa nie kryła swego wzruszenia, bacznie przyglądając się przybywającym w niedzielne przedpołudnie do krzyża swym sąsiadom, tym nieco starszym, i całkiem młodziutkim. – Miałam 9 lat, gdy zostałam sierotą. Wiadomo, jak to jest, kiedy się dorasta bez matki… Dzięki Bogu, że dzisiejsza młodzież stara się coś dobrego zorganizować, połączyć wszystkich mieszkańców naszej wsi w dobrej intencji – czekając na rozpoczęcie modlitwy majowej przy krzyżu, dzieliła się swymi przemyśleniami o czasach dawnych i obecnych pani Genowefa. Po przeżytym udarze 80-letniej kobiecie ciężko jest dotrzeć do kościoła parafialnego w Landwarowie, a nawet do odległej o kilka kilometrów kaplicy w Wace Trockiej. Krzyż przydrożny, który przed rokiem z inicjatywy mieszkanki Ludwinowa Wandy Wiszniewskiej ustawiono i poświęcono na wjeździe do osiedla, stał się tym Domem Bożym, do którego każdego wieczora pospieszała przez cały maj, ponieważ jak powiada: „Pan Bóg czuje i widzi wszystko: my Mu dajemy naszą wiarę, On nam pomaga, daje siły i zdrowie”.

Od chwili poświęcenia kapliczki i krzyża miejsce to jak magnes przyciąga nie tylko ludzi w sile wieku, którzy w swoim życiu niemało przeżyli i sporo widzieli i, tak naprawdę, już znają jego sens, ale i dzieci, które dopiero uczą się zgłębiania życiowych tajników.

– Bardzo się cieszę, że codziennie na nabożeństwa majowe przy krzyżu przez cały miesiąc, każdego dnia gromadziła się stała grupka – dziewięcioro dzieci. Co ciekawe, że tylko trzech z tej gromadki – Karina, Sabina i Eryk – uczęszcza do polskiej szkoły. Dominika, Gabija i Ilona chodzą do szkoły litewskiej, Gabriela i Erika uczą się w szkole rosyjskiej. Mirek Stachowicz, który jest bardzo zaangażowany i w prowadzenie nabożeństw, i jest wielce pomocny w sprawach organizacyjnych, też ukończył szkołę rosyjską. Na nabożeństwach majowych wszystkie jak jeden modlą się po polsku – z wdzięcznością mówi Wanda Wiszniewska.

W ubiegłym roku pani Wanda stałym uczestnikom w nagrodę za starania i poświęcony czas podarowała śpiewniki. Dzisiaj z zadowoleniem przyznaje, że chętnie z nich korzystają, uczą się polskich pieśni religijnych.

Sabina Urbanowicz chodzi do klasy 5. Szkoły Średniej w Leszczyniakach. Na majową przychodzi, bo, jak mówi, jest tu fajnie i wesoło.

– Podoba mi się każdego wieczora przychodzić na nabożeństwo. Przyjemnie jest porozmawiać z ludźmi. Modlimy się, śpiewamy, nieraz ktoś poczęstuje nas cukierkami. Lubimy też tutaj pobiegać – zwierza się Sabina. Wtóruje jej koleżanka, Karina Pawłowska.

– Nikt mnie nie zmusza do przychodzenia tutaj. Przychodzę, aby pomodlić się do Boga. Podoba mi się, że ostatnią zwrotkę „Chwalcie łąki umajone” zawsze śpiewamy tylko my, dzieci. Przyjemnie, kiedy nas chwalą. Wczoraj wszyscy razem tutaj sprzątaliśmy. Bo to wszystko jest nasze – wtórowała koleżance młodsza o rok Karina Pawłowska, również uczennica Szkoły Średniej w Leszczyniakach.

– Modlę się tutaj za ludzi, żeby dobrze im się żyło. A dla siebie proszę o zdrowie – tak dojrzale swoją codzienną obecność na nabożeństwach majowych podsumowała czwartoklasistka Erika Škirutyte. Dziewczynka uczy się w rosyjskim pionie szkoły w Leszczyniakach.

Dwudziestoletni Mirek Stachowicz i 15-letni Eryk Mackiewicz byli jednymi z pierwszych, którzy na majową od chwili pojawienia się w Ludwinowie krzyża i kaplicy uczęszczają najpilniej.

– To moja ojczyzna, tutaj wszyscy swoi, a poza tym, zawsze od najmłodszych lat byłem blisko Boga. Pamiętam z dzieciństwa, jak prowadzono mnie do kościoła. Gdyby był w Ludwinowie kościół, to chodziłbym do niego. Modlitwa w moim życiu zajmuje bardzo ważne miejsce. Choćbym nie wiem ile miał pracy czy planów, w niedzielę wszystko odkładam na bok. Niedziela dla mnie święta! – z przekonaniem mówi Mirek, który na co dzień pracuje na budowie. Chłopak w znacznym stopniu przyczynił się także do ustawiania krzyża rok temu. Dzisiaj czuje się w obowiązku o niego dbać, zarówno w sensie fizycznym, jak też duchowym. Zresztą, nie tylko on. Przy krzyżu stale rosną piękne kwiaty, a zieloną łączkę wokół zawsze kosi mieszkający nieopodal Stanisław Stankiewicz. Ta wspólna troska o tak ważne miejsce to, jak twierdzi pani Wiszniewska, ogromna łaska i dar od Boga. Uczestnicy nabożeństw majowych w Ludwinowie wsparli także odbudowę ołtarza w kaplicy w Wace Trockiej, ofiarowując na ten cel 230 euro.

Podczas ostatniej w tym roku modlitwy majowej ludwinowianie modlili się w intencji mieszkańców osiedla, a szczególnie tych, którzy codziennie przychodzili na nabożeństwa. Po modlitwie z ust mieszkańców wsi padło wiele ciepłych słów i podziękowań pod adresem Wandy Wiszniewskiej, która choć nie jest rodowitą ludwinowianką, odkąd tutaj zamieszkała, znalazła klucz do serc miejscowych ludzi. Swoją wdzięczność zgromadzeni przy krzyżu wyrazili także Stefanii Dowydenko, autorce książki „Moje Ludwinowo. Znane i nieznane” (do tego tematu jeszcze powrócimy na łamach „Tygodnika”), za to, że zawsze jest razem z nimi.

Łącząc pożyteczne z przyjemnym trzydziestoosobowa grupa uczestników nabożeństw majowych z Ludwinowa udała się prosto do Trok, gdzie czekała ich niezapomniana wycieczka statkiem po jeziorze Galve. Ten wspaniały epilog majowych spotkań ufundował im Robert Wołosewicz, zaś Józef Wiszniewski, syn pani Wandy, poczęstował podróżujących smacznym obiadem. A więc ta niedziela była naprawdę dniem uświęconym – z dala od trosk i życiowej monotonii.

Irena Mikulewicz

Na zdjęciach: odnowiony krzyż na rozdrożu w Ludwinowie; Wanda Wiszniewska opiekuje się młodzieżą.
Fot.
autorka

<<<Wstecz