Majówka w Kukutanach

Każdej niedzieli w kościołach parafii Gajdy i Puszki, położonych na dalekim końcu Archidiecezji Wileńskiej, w Dekanacie Ignalińskim, nieopodal granicy Litwy i Białorusi, odbywają się nabożeństwa w języku polskim. Lata ateizacji nie zdołały zniszczyć wiary, zaś zmiany władzy nie wykorzeniły tego, co ojczyste i rodzime – polskości. Do dzisiaj tereny te uchodzą za polski zakątek rejonu, a miejscowa ludność, która spotkała się 23 maja w Kukutanach na majówce, odważnie przyznaje, że ma ogromną satysfakcję z bycia Polakami.

Jakże odmienny ten zakątek polskości od Wileńszczyzny, gdzie na co dzień wszędzie słyszy się polską mowę, prężnie działają polskie szkoły, zespoły artystyczne. Dlatego ogromne brawa należą się rodakom z okolic Wisagini, którzy nie tylko zachowali język ojczysty i nauczyli go swoje dzieci i wnuki, ale też odnaleźli w sobie siłę ducha, dzięki której potrafili się połączyć w społecznej działalności i, odkąd na Litwie powiało wolnością, jednoczyć w oddziały ZPL, zespoły artystyczne, a nawet wnieść swój udział w działalność polityczną regionu: w Radzie m. Wisaginia trzech radnych reprezentuje Akcję Wyborczą Polaków na Litwie i Alians Rosjan.

Mieszkańcy gajdańskiej parafii, pochodzący z dawnej wsi Kukutany, przed 20 laty odnowili tradycję wiejskiego święta spotykania się na majówce. Wesołej zabawie towarzyszą występy miejscowych zespołów oraz długie sąsiadów rozmowy o latach dzieciństwa i młodości. Inicjatorkami były Anna Bogdanowicz i śp. Łucja Grykiń, której córka Walentyna Bojazitowa przejęła organizację święta i niezmordowanie z roku na rok zwołuje byłych mieszkańców Kukutan, sąsiadów z okolicznych wsi, ludzi związanych z tymi terenami na majowe święto.

Wieś której nie ma

– Można zburzyć wieś, lecz trudno wytrzeć z pamięci wspomnienia – powiedziała „Tygodnikowi” Walentyna Bojazitowa, podkreślając, że właśnie owe wspomnienia dawnej świetności wsi zmotywowały do odrodzenia majówki.

Niegdyś wieś Kukutany liczyła dwanaście domów. W latach 80., gdy rozpoczęto budowę Ignalińskiej Elektrowni Atomowej, prawie wszystkie domy i zabudowania zostały zburzone. Na miejscu, gdzie niegdyś tętniło życie, wzniosły się słupy linii wysokiego napięcia. Z kilkunastu domów wsi, zostały tylko trzy, a byli mieszkańcy przesiedlili się do pobliskiej Wisagini, Rymszan, Dukszt czy nawet Wilna.

– Rozrzuconych losem mieszkańców wsi zawsze ciągnęło w rodzinne strony. Tak przed laty powstała idea odrodzenia majówek, które niegdyś odbywały się we wsi, a które tak pięknie jednoczyły mieszkańców. Pierwszymi organizatorkami majówki były: moja mama śp. Łucja Grykiń i Anna Bogdanowicz. To one zebrały rozproszonych mieszkańców i przed 21 laty, po raz pierwszy na terenie byłej wsi rodzinnej, zwołały majówkę – dzieliła się wspomnieniami pani Walentyna, ze smutkiem stwierdzając fakt, że w ciągu dwóch ostatnich dekad wielu z tych, którzy rozpoczynali majową tradycję, odeszło do wieczności. To właśnie na ich cześć i pamiątkę wzniesiono Krzyż Pamięci i Nadziei, który stanął na rozdrożu, by, jak podkreśla organizatorka święta, upamiętnić rodzinne strony przodków, a przechodzień, odwiedzający ten skromny kawałeczek małej ojczyzny, miał gdzie złożyć kwiat, czy zapalić znicz na pamiątkę dawnych czasów.

Zjednoczeni w modlitwie

Kościół i modlitwa w języku ojczystym poniekąd przyczyniły się do tego, że miejscowa ludność nie zapomniała ojczystej mowy. Dlatego też utarł się zwyczaj, aby majówkę rozpoczynać modlitwą. W tym roku święto to przypadło w wigilię uroczystości Zesłania Ducha Świętego, a Mszę św. w kościele w Gajdach celebrował ks. Kazimierz Gwozdowicz (proboszcz wileńskiej parafii pw. św. Bartłomieja), który przed rokiem pełnił posługę duszpasterską w Gajdach i dlatego dawni parafianie zaprosili go na święto.

Mszę św. poprzedziło nabożeństwo majowe, podczas którego wierni odśpiewali litanię loretańską ku czci NMP. Po drewnianym kościółku unosił się śpiew poszczególnych wezwań do Matki Bożej. Starsze mieszkanki z dumą opowiadały, że, śpiewając litanię, nigdy nie opuszczają wezwania „Królowo Polski” i cieszą się, że w tym zakątku są polskie nabożeństwa.

– Nie ustawajmy prosić Ducha Świętego o siłę i mądrość, byśmy mogli iść po tej ziemi i przekazywać, co najlepsze dla swoich dzieci, najbliższych i kochać innych, jak uczy Jezus Chrystus. Radość Zesłania Ducha Świętego napełnia nas mocą i przekonaniem, że jesteśmy ludźmi wiary, i że możemy przekazywać jeden drugiemu miłość i szacunek. Módlmy się do Ducha Świętego, aby dał nam mocy nieść polskość na tym skrawku ziemi i być Polakami – powiedział podczas homilii ks. Kazimierz, podkreślając, że to właśnie modlitwa łączy Polaków rozsianych po całym kraju – na Wileńszczyźnie, w Kownie, czy na Laudzie.

Lekcje polskiego z kantyczek

Majówka w Kukutanach ma nie tylko swoją historię, ale i tradycje, m.in.: wybory najlepszej pary święta, liczne zawody i konkursy, tańce i polskie piosenki. Każdego roku uczestnicy wybierają gospodarzy święta, w tym roku tę rolę pełnili Anna i Stanisław Szpakowscy; rodzice Anny – Jan i Janina Świdyńscy – do dzisiaj mieszkają w Kukutanach.

– Teraz zostały we wsi zaledwie trzy domy, wśród nich i nasz. Pamiętamy, jak wielu Polaków wyjechało w czasie repatriacji do Polski. Jesteśmy Świdyńscy, ale nasze nazwisko zostało skasowane i zapisane po litewsku – Svidenas. Co ciekawe, że gdyby spytać ludzi z Gajd, czy okolic, gdzie mieszkają Svidenasowie, to nikt nie powie, ale każdy wskaże miejsce, gdzie jest dom Świdyńskich. Córka i syn z rodzinami mieszkają w Wisagini, tak jak większość potomków mieszkańców Kukutan – opowiadają Janina i Jan Świdyńscy. Ich córka Anna Szpakowska (też zapisana w paszporcie z litewska Špakauskiene) wspomina, że czytać i pisać po polsku nauczyła się przepisując kiedyś kantyczki rodziców, którzy śpiewają po polsku na pogrzebach.

– Moi rodzice pochodzą z tej wsi, wszyscy tu byli Polacy, dlatego z pokolenia na pokolenie przekazywało się polskie tradycje, w domu rozmawialiśmy po polsku, w kościele – nabożeństwa w języku polskim. Moje dzieci wraz z rodzinami mieszkają w Wisagini, ale wszyscy znamy język polski. Cieszymy się, że te majówki „zwołują” nas do naszej rodzinnej miejscowości. To taka dobra okazja powspominać, zobaczyć dawnych sąsiadów, przyjaciół z lat młodości – dzielił się wspomnieniami Mieczysław Gawejko, który wyrzeźbił dla wsi krzyż.

Ojczyzna – to ziemia i groby

Niektórzy wierni, w niedzielę przyjeżdżają z Wisagini do kościółka w Gajdach, bowiem, jak mówią, tu są groby ich rodziców i stąd pochodzą ich korzenie, dlatego wolą modlić się w „swoim kościółku”.

– Pamiętam, że po roku 1945 wieś nie była mała. Urodziłam się w 1931 roku, zostałam ochrzczona i ślub brałam w kościele w Gajdach. Tutaj też są pochowani mąż i syn. Dobrze, że w naszej dawnej wsi odbywają się takie majówki, są one nam bardzo potrzebne, gdyż ciągnie nas w tę stronę, z radością spotyka się sąsiadów, dawnych kolegów, z którymi w mieście nie zawsze się widzimy. Cieszę się, że w Wisagini jest Oddział ZPL, który pomaga nam w zjednoczeniu się i przetrwaniu – dzieliła się swoimi spostrzeżeniami Anna Bogdanowicz, inicjatorka odrodzenia kukutańskich majówek, cytując wiersz swego autorstwa, poświęcony wsi: Chociaż los nas rozłączył / Spotkać się możemy / Nasze serce takie małe / Tęskni do tej ziemi.

Tegoroczna majówka, z racji na swój 20. jubileusz była zorganizowana bardzo uroczyście i doczekała się wielu gości i byłych mieszkańców Kukutan i okolic nie tylko z Wisagini, ale i z Wilna.

Obecny na święcie Waldemar Tomaszewski, przewodniczący AWPL i europoseł podkreślił, jak ważne jest to, że miejscowa ludność zachowała autentyczność, krzewi rodzime zwyczaje, trwa w polskości, w którą są wpisane uniwersalne wartości, jak moralność Dekalogu i Ewangelii.

– W dzisiejszej majówce wspólnie z Polakami bawią się przedstawiciele różnych narodowości – Rosjanie, Białorusini, Litwini. Wymowny jest fakt, że łączy wszystkich tu obecnych polski obyczaj. Szacunek dla rodziców, do ludzi starszych, uczciwe życie i uczciwa działalność – od wieków są zakorzenione w polskiej tradycji, dlatego cieszę się, że to my, Polacy, nadajemy ton tym działaniom: zachowaniu duchowych wartości w dzisiejszym zmaterializowanym świecie. Dobrze, że majówkę rozpoczęła Msza św., bowiem, jak mawiał św. Augustyn, tam, gdzie Bóg jest na pierwszym miejscu, wszystko jest na właściwym miejscu. Tu, u was, wszystko jest na właściwym miejscu – powiedział lider AWPL.

Waldemar Tomaszewski przypomniał też czasy, gdy wraz z młodzieżą niegdysiejszej szkoły średniej nr 11 w Wilnie (obecnie gimnazjum im. A. Mickiewicza) przyjeżdżał na te tereny do pracy w kołchozie w Kimbarciszkach. Mówił, że wileńska młodzież była zachwycona gościnnością i dobrocią miejscowych mieszkańców i w ramach wdzięczności wystawiała im koncerty po polsku.

Na majówkę przybyli też: Zygfryd Binkiewicz, prezes Wisagińskiego Oddziału ZPL, współorganizator święta, radni Wisagini – Dmitrij Ikonikov i Natalia Rukosueva, Romuald Gasperowicz, przedstawiciel gminy Rymszany, na której terenie znajdują się Kukutany. Goście cieszyli się, że mieszkańcy Kukutan potrafią zjednoczyć na przedsięwzięciu ludzi pochodzących z tych terenów.

Polskość przetrwała

Niemało też było tych, których rodzice pochodzili z tej wsi czy parafii lub okolicznych miejscowości, a los tych wsi jest podobny jak i Kukutan. Zespół artystyczny z Wisagini, działający przy oddziale ZPL, „Tumielanka” oraz zespół „Srebrne Pasemko” z Turmont weselił zebranych polskimi piosenkami. Zespolacy z „Tumielanki” cieszą się, że Zygfryd Binkiewicz gromadzi ich w działalności artystycznej. Opowiadają, że nazwę zespołu wybrali od nazwiska gospodarza, który jeszcze przed wojną, nieopodal wsi Kukutany posiadał majątek, a nazywał się Tumiel.

Siostry Jadwiga, Genowefa i Janina Karłówny pochodzą ze wsi Czeboraki. Teraz na miejscu tej wioski znajduje się zbiornik wodny dla Wisagini. Z trzech sióstr jedynie Jadwiga wraz z mężem Janem Żołobowskim mieszka w Czepukanach, rodzinnej miejscowości męża, nieopodal Kukutan. Genowefa, po mężu Porukienie, rodzinę ma w Wilnie, podobnie – Janina.

– Wszyscy znali naszego tatę, bo był pszczelarzem i prezesem kościelnego komitetu. Niestety, z tej funkcji w czasach sowieckich musiał zrezygnować. W Gajdach ukończyłam szkołę – moja promocja była ostatnia, która uczyła się po polsku. Pamiętam, że niegdyś, gdy do Gajd przyjeżdżali na odpust księża z Wilna i ze Święcian, chwalili na całą diecezję piękny śpiew miejscowego chóru. Dlatego, gdy dzisiaj usłyszałam piękny polski śpiew w naszym kościółku, bardzo się ucieszyłam. Cieszę się, że polskość w naszych sercach przetrwała, że rodzice i dziadkowie przekazali nam miłość do tego, co rodzime, nasze, polskie – powiedziała Janina Karłówna (po mężu Czyż), która w latach 90. była prezesem komitetu budowy szkoły im. Jana Pawła II w Wilnie.

Wsie pustoszeją – zwyczaje pozostają

Elżbieta Gryżyn i Anna Ławrywianiec przyjechały do Kukutan z bardziej odległych wsi, które leżą przy samej granicy z Białorusią – Stryłungi i Tryczuny, a należących do parafii Puszki. Obie panie cieszyły się, że spotkały swego byłego duszpasterza ks. Kazimierza, który też posługiwał w Widzach na Białorusi.

– Do kościoła w Widzach byłoby nam bliżej, ależ przez granicę nie wolno i teraz modlimy się w kościele w Puszkach. Od lat w naszych wsiach wszystkie rodziny rozmawiają ze sobą tylko po polsku. Wprawdzie jest jedna rodzina rosyjska, ale poza tym wszyscy – to Polacy. Smutno, że młodzież w dzisiejszych czasach ucieka do większych miast albo wyjeżdża za granicę. Dlatego też wsie pustoszeją – dzieliły się swoimi spostrzeżeniami panie Elżbieta i Anna.

Każdy z przybyłych gości dziękował Walentynie Bojazitowej za jej poświęcenie i organizowanie z roku na rok majówki. Nazwali ją „duszą” kukutańskich majówek. Walentyna, z kolei, dziękowała wszystkim przybyłym z różnych zakątków Litwy, bowiem, jak się wyraziła, gdyby nie było uczestników, nie byłoby też majówek. A któż wie, czy bez tych wesołych obyczajów zostałaby zachowana pamięć o wsi, której właściwie już nie ma na mapie.

Teresa Worobiej

Na zdjęciach: wierni z parafii Gajdy wiedzą, że to m.in. modlitwa łączy ich z rodakami; przy Krzyżu Pamięci i Nadziei; tańce na zielonej łączce.
Fot.
autorka

Tonie wieś w zielonym lesie
Za górą – jezioro
Tu słoneczko jasno świeci
I tu wodę biorą

Biegaliśmy tu na boso
Po piaskowych drogach
Umywali nogi rosą
Nic nie wiedząc o trwogach

Nasza wieś tak droga dla nas
Zaplątana drutem
Tu wyrosły nasze dzieci
I odeszły potem

Chociaż los nas i rozłączył
Spotkać się możemy
Nasze serce takie małe
Tęskni do tej ziemi

Bo korzenie swe głębokie
Kukutany mają
I ptaszęta do swych gniazdek
Wiosną powracają

Jak to miło i wesoło
Być nam razem dzisiaj
Zapomnijmy o swych biedach
Nie będziemy o nich myśleć.
Anna Bogdanowicz

<<<Wstecz