Rozmowa z księdzem i zakonnikiem Rajmundem Jurołajciem

Wszyscy jesteśmy braćmi i siostrami

W parafii solecznickiej w ubiegłą niedzielę, 19 kwietnia, swoją Mszę św. prymicyjną odprawił ksiądz Rajmund Jurołajć, absolwent Gimnazjum im. Jana Śniadeckiego w Solecznikach. Młody ksiądz wybrał Zakon Najświętszej Maryi Niepokalanej. O swojej drodze do kapłaństwa ks. Rajmund opowiedział „Tygodnikowi Wileńszczyzny”:

Jak ksiądz odkrył swoje powołanie?

Zawsze chciałem zostać księdzem. W latach szkolnych służyłem ministrantem w naszym solecznickim kościele, śpiewałem w młodzieżowym zespole katolickim „Cantare”. Jednym słowem, zawsze byłem blisko kościoła i Boga. Natomiast życie zakonne, które wybrałem, zawdzięczam pewnemu ojcu z Włoch. Miałem 14 lat i byłem zafascynowany jego mądrością, a zarazem prostotą. Chciałbym być podobny właśnie do niego. Zakon, do którego należę, poświęca się pracy misyjnej, działa w takich krajach jak Filipiny, Argentyna, Polska, Chile, Włochy i Meksyk. Służy ludziom różnych narodowości i ras. Wszyscy jesteśmy jednym wielkim Kościołem, tym mnie zakon i zafascynował.

Czym różni się nauka i przygotowanie do kapłaństwa w zakonie od nauki w seminarium?

Przede wszystkim zajmuje to więcej czasu. Pierwszy rok, zwany postulatem, adiunkt uczy się bardziej życia w zakonie, poznaje jego tradycje. Podczas drugiego roku, który nazywa się nowicjat, przechodzi się swoistą próbę wiary i podjętej decyzji. Podczas nowicjatu miałem do minimum ograniczone kontakty ze światem, skupiałem się na rozważaniach o Bogu, wierze i podjętej decyzji. Po nowicjacie składa się śluby zakonne i wówczas nauka nabiera tempa. Początki nauki pobierałem w Tarnowie, potem przez rok studiowałem w Weronie. Był to bardzo trudny okres, gdyż nie znałem języka, więc po nocach czytałem powieści po włosku, byle szybciej się go nauczyć. W Rzymie podjąłem się studiów filozoficznych i teologicznych, uczyłem się języka greckiego i hebrajskiego. Na Filipinach nauczyłem się angielskiego i tagalskiego. Obecnie studiuję na Uniwersytecie Jana Pawła II w Krakowie i piszę pracę doktorską.

Na Filipinach też ksiądz uczył się?

Można powiedzieć, że każdego dnia każdy z nas uczy się i to będzie prawdą. Roczny wyjazd na Filipiny był udziałem w misji naszego zakonu. Poznałem nowych ludzi, nieznaną kulturę, przyrodę, poglądy na życie. Filipińczycy żyją bardzo biednie, ale wydaje mi się, są najbardziej szczęśliwymi ludźmi na świecie. Posiadają wielki szacunek do osób starszych i zwracając się jeden do drugiego mówią brat albo siostra. Tak przecież i jest, bowiem w Kościele wszyscy jesteśmy braćmi i siostrami.

Czy były chwile zwątpienia i chęć porzucenia drogi kapłańskiej?

Chwile zwątpienia były, ale chęci porzucenia drogi kapłańskiej – nie. Chciałem zmienić styl życia i kilka lat temu zastanawiałem się nad przejściem do zakonu kontemplacyjnego, zamkniętego – trapistów, by nigdzie nie wychodzić i żyć w ciszy. Przebywając w zakonie poczułem, że mam wielką potrzebę obcowania z innymi ludźmi. Przeżyłem kryzys, czyli w tłumaczeniu z greckiego – przemianę. Nie należy bać się kryzysów, gdyż są one środkiem na zmianę życia, pomagają zatrzymać się, zastanowić nad kierunkiem dalszej drogi. Jeżeli nie przeżywamy kryzysów – nie umiemy żyć.

Gdzie ksiądz będzie pełnił posługę kapłańską?

Będę odpowiadał w naszym zakonie za nowe powołania kapłańskie, których będę poszukiwał, jeżeli można tak powiedzieć, w Polsce i na Litwie.

Rozmawiał Andrzej Kołosowski

<<<Wstecz