110. rocznica urodzin pisarza-marynisty K. O. Borchardta

Z Ziemi Wileńskiej – na morza i oceany

Dziś postać Karola Olgierda Borchardta dla większości rodaków na Litwie jest zapewne mało znana, a dla młodzieży wręcz całkiem nieznana. A był to przecież świetny pisarz-marynista, w którego książkach przed 40 laty zaczytywano się w Polsce. Na Litwie też nie brakło osób, które sięgały po dzieła Borchardta.

Książki Borchardta „Znaczy kapitan”, „Szaman morski” czy „Krążownik spod Somosierry” weszły na stałe do skarbnicy dzieł literackich. Zawdzięczają swą popularność lekkiej formie opowiadań, zabarwionej humorem i wzbogaconej dawką wiedzy historycznej, znajomością tradycji i zwyczajów morskich. Mogą je czytać zarówno dorośli, jak i młodzież.

Dzieciństwo w Paryżu

Kapitan żeglugi wielkiej urodził się 25 marca 1905 r. w Moskwie. Ojciec jego Hilary Borchardt, wywodzący się z baronów kurlandzkich, lekarz z zawodu, był twórcą oryginalnych metod leczenia raka. Co prawda, nie znalazły one uznania w świecie medycyny, nieprzychylnie nastawionego wobec niekonwencjonalnych metod leczenia, niemniej jednak zachowały się świadectwa wyleczenia z tej choroby przez Hilarego Borchardta kilku osób.

Matka Karola Maria Małgorzata z Raczkiewiczów, urodzona w Żurawach na Oszmiańszczyźnie, pracowała na stanowisku urzędniczym. Małżeństwo Hilarego i Marii Borchardtów było nieudane. Po rozstaniu się małżonków, matka wraz z 13-miesięcznym Karolem wyjechała do Paryża. Mieszkali tam pięć lat. Matka podjęła pracę jako projektantka w magazynie mód. Małego Karola oddano do przedszkola, gdzie nauczył się języka francuskiego. O języku ojczystym coraz bardziej zapominał. Nie mogąc tolerować takiego stanu rzeczy, w 1911 roku matka zdecydowała się na powrót do rodzimych stron, a konkretnie – do Wilna. Po powrocie zamieszkali w czteropiętrowym domu przy ulicy Zawalnej.

Wakacje w Bykówce

Na pierwsze wakacje małego Karola odwieziono do ciotecznej babki Michaliny Łukaszewiczowej, zamieszkałej w majątku Bykówka, leżącym przy trakcie oszmiańskim nieopodal Miednik. Spędzone w Bykówce dni płynęły Karolowi beztrosko.

Tę idyllę przerwała I wojna światowa, gdy wojska niemieckie wkroczyły na Wileńszczyznę. W Bykówce pozostał jeden konik, jedna krowa, codziennie musiano dostarczyć do wyznaczonego punktu trzy litry mleka.

W 1913 r. Karol Olgierd Borchardt rozpoczął naukę w prywatnym gimnazjum Winogradowa, gdzie przeważali Polacy, głównie pochodzący z bardziej zamożnych rodzin. Mieściło się ono, jak pisze w tomie opowiadań „Pod czerwoną różą”, naprzeciwko kościoła św. Katarzyny. Gimnazjum cieszyło się popularnością wśród Polaków z racji przyjaznego do nich stosunku dyrektora i inspektora. Uczniów gimnazjum obowiązywały mundurki. Nosili czarne „kosoworotki”, długie czarne spodnie, czarne lakierowane pasy z kwadratową sprzączką z białego metalu z literami WWG (Wileńskie Gimnazjum Winogradowa).

W obronie Wilna

Po zajęciu Wilna przez wojska niemieckie dla 10-letniego Karola nastały ciężkie czasy. Władze aresztowały jego matkę i ojczyma Witolda Czyża, osadzając ich w więzieniu na Łukiszkach, za działalność mającą na celu uświadomienie rodaków w obliczu spisu ludności, organizowanego przez Niemców. Wyniki tego spisu miały być pomocne w proklamowaniu państwa litewskiego pod protektoratem kajzerowskich Niemiec. W tym celu Niemcy rozpoczęli akcję propagandową, faworyzując tych, którzy podawali się za Litwinów.

Po roku, w 1917 r. matka wróciła z więzienia, natomiast ojczyma wywieziono do obozu w Niemczech. Karol stał się bardzo samodzielny, zmężniał. 17 maja 1918 r. 13-letni Borchardt uciekł z domu do II Korpusu Polskiego generała Józefa Dowbór-Muśnickiego. Zdradzony przez kolegę został złapany przez Niemców w lasach koło Rukojń. Z tego powodu musiał odejść ze szkoły.

Nastał kwiecień 1919 r., który przyniósł wyzwolenie Wilna. „Ja tylko jedną taką wiosnę miałem w życiu” – słowami Wieszcza wspominał ten czas Karol Olgierd Borchardt. Latem 1920 r. zgłosił się na ochotnika do wojska i 6. Pułku Piechoty, składającym się z harcerzy, walczył w obronie miasta przed bolszewikami. Przeżył odwrót armii polskiej, ze zmiażdżoną przez konia stopą tuż przed 15 sierpnia znalazł się w jednym ze szpitali warszawskich. Za bohaterską postawę w wojnie 1920 został nagrodzony Krzyżem Walecznych.

W Szkole Morskiej w Tczewie

Po wojnie Karol wrócił na ławę szkolną. Uczył się w Gimnazjum Koedukacyjnym im. A. Mickiewicza, najpierw na kursach dla przerośniętych z powodu wojny uczniów. Dyrektorem tego gimnazjum był wówczas Bronisław Zapaśnik. Wykłady odbywały się po południu. Siedzibą gimnazjum był gmach przy Placu Łukiskim (obecnie mieści się tu Akademia Muzyczna).

Karol zaczął uprawiać gimnastykę, a zimą nawet kąpał się w przerębli na Wilii. Wybrany został na prezesa Bratniej Pomocy. Urządzał bale połączone z loterią.

Po ukończeniu gimnazjum w 1924 r. Karol z bardzo dobrymi ocenami na świadectwie maturalnym wyruszył do Szkoły Morskiej w Tczewie, postanowił bowiem zostać marynarzem. Bezskutecznie, gdyż komisja medyczna orzekła o skłonnościach jego organizmu do reumatyzmu.

Po powrocie do Wilna młody Borchardt wstąpił na wydział prawa Uniwersytetu Stefana Batorego. Po roku studiów ponownie pojechał do Tczewa. Skierowany został na wojskową komisję lekarską, która zachwycona jego kondycją zaproponowała mu wstąpienie do Szkoły Marynarki Wojennej w Toruniu. Karol nie przystał jednak na tę propozycję i zgodnie ze swym pierwotnym planem w 1925 r. rozpoczął naukę w Tczewie, którą ukończył w 1928 r.

Lata nauki w Szkole Morskiej, gdzie zdobywał kwalifikacje nawigatora, urozmaicone rejsami na barku szkolnym „Lwów”, stały się inspiracją późniejszej twórczości Borchardta.

26 grudnia 1928 r. wstąpił w związek małżeński z Karoliną Iwaszkiewiczówną, m.in. pilotem szybowcowym. Z tego związku urodziła się jego jedyna córka Danuta.

Pływał na m/s „Piłsudski” i m/s „Chrobry”

W latach 1931-1938 pływał na statkach s/s „Rewa”, s/s „Polonia”, s/s „Pułaski”, s/s „Kościuszko” i m/s „Piłsudski”, a w latach 1938-1939 – na fregacie „Dar Pomorza”. W 1936 r. uzyskał dyplom kapitana żeglugi wielkiej. Podczas II wojny światowej pływał na m/s „Piłsudski” i m/s „Chrobry” do chwili jego zatopienia u wybrzeży Norwegii w nocy z 14 na 15 maja 1940 r. Wówczas został ciężko ranny.

W 1945 r. poprzez zatrudnienie w Ministerstwie Wyznań Religijnych, powierzono mu stworzenie gimnazjum i Liceum Morskiego w Landwood.

Wykładowca astronomii i pisarz

W 1949 r. powrócił do Polski. Aż do emerytury w 1970 r. był wykładowcą astronomii w Technikum Rybołówstwa Morskiego w Gdyni i w gdyńskiej Szkole Rybołówstwa Morskiego, zaś od 1 września 1968 w Wyższej Szkole Morskiej w Gdyni. Napisał podręcznik astronawigacji. W 1957 r. zadebiutował jako literat, publikując w czasopiśmie „Morze” dwa opowiadania: „Naj…” i „Tenanga”.

W 1960 r. ukazała się jego pierwsza książka pt. „Znaczy kapitan”, za którą posypały się liczne zaszczyty i nagrody. Jej bohaterem był jeden z komendantów żaglowca „Lwów” – kapitan Mamert Stankiewicz. Do dziś książka „Znaczy kapitan” uważana jest za „kultową” książkę marynistyczną. Następne jego książki „Krążownik spod Somosierry” (1963) i „Szaman morski” również cieszyły się nie mniejszą popularnością. Po śmierci została wydana „Kolebka nawigatorów”, „Znaczy równik na rumbie”, „Potem, potem” oraz zbiór opowiadań autobiograficznych pt. „Pod czerwoną różą”.

W 1970 r. Karol Borchardt, jako pierwszy z ówcześnie żyjących cudzoziemców, został przyjęty do grona członków „Klubu Znamienitych Kapitanów” przy Moskiewskim Radiu i Telewizji.

Zmarł 20 maja 1986 r. Spoczął na Cmentarzu Witomińskim w Gdyni.

Budowniczy świadomości morskiej

Pozostał w pamięci rodaków, szczególnie w środowisku ludzi morza, jako budowniczy świadomości morskiej Polaków. Opiekunka spuścizny dzieł literackich Karola Olgierda Borchardta, a za życia pisarza jego asystentka Ewa Ostrowska wydała 5-tomową edycję „Utworów zebranych” pisarza-marynisty, promocja których odbyła się 14 kwietnia 2005 roku w Gdyni na żaglowcu „Dar Młodzieży”. Pewna część tej edycji trafiła do polskich placówek oświatowych w Wilnie i na Wileńszczyźnie. Warto byłoby zachęcić młodzież szkolną do czytania książek Karola Olgierda Borchardta, w których, jak twierdzą literaturoznawcy, można na dobre „zasmakować”.

Jan Lewicki

<<<Wstecz