Organizacje w międzywojniu

Wileńskie Pogotowie Ratunkowe (II)

Pogotowie Ratunkowe zostało założone w grudniu 1902 roku po Krakowie (1891), Lwowie (1893), Warszawie (1897) i Łodzi (1899). Inicjatorem powołania tej placówki i długoletnim protektorem był właściciel Landwarowa hrabia Władysław Tyszkiewicz z małżonką Marią Krystyną z Lubomirskich. Pierwszym prezesem towarzystwa został dr Michał Węsławski. Na początku 1919 roku bolszewicy usunęli cały zarząd Pogotowia, czyniąc je instytucją miejską.

Razem ze Strażą Ogniową

Towarzystwo dzieliło dziedziniec dawnego klasztoru z Wileńską Strażą Ogniową (tak w międzywojniu określano straż pożarną), która wypożyczała też Pogotowiu konie. Ciągnęły one karetkę na wezwania oraz przewoziły chorych. Boksy w stajni, gdzie były konie, furmani wykonywali własnymi siłami, deski otrzymywali od straży ogniowej, a jeżeli był ich brak – nabywali.

Zdarzały się też skargi ze strony lekarzy Pogotowia na strażaków. W styczniu 1922 r. kierownik Pogotowia dr Kazimierz Kodź zaskarżył do wydziału sanitarnego strażaka woźnicę Konstantego Jacuńskiego, który narzekał i klął po rosyjsku z powodu długiego oczekiwania na odjazd. Oczekiwanie było spowodowane tym, że lekarz dr Tatjana Paszkowa-Junowicz, wezwana do pacjenta z zatruciem strychniną, by udzielić pomocy, musiała zatrutego przewieźć do szpitala św. Jakuba. Tam z kolei dyżur pełnił tylko felczer, z którym lekarz Pogotowia przystąpiła do ratowania chorego. Akcja ratowania chorego trwała pół godziny. Gdy sanitariusz wyszedł do karetki po medykamenty, woźnica dał upust swemu niezadowoleniu. Widocznie skarga zadziałała, gdyż Jacuński przeprosił pracowników Pogotowia i dr Kodź pisał do urzędu miasta, by darować strażakowi to wykroczenie ze względu na długotrwałą służbę i skruchę.

W dokumentach archiwalnych zachowała się też prośba Aleksandra Bałasza o to, by mógł wrócić znów do mieszkania Pogotowia przy Dominikańskiej. Argumentował, że jest starszym sanitariuszem i jako posiadajacy specjalne kwalifikacje ma codziennie zaopatrzać apteczkę Pogotowia i opatrunki, dopatrzyć za czystością i porządkiem lokalu, prowadzić statystyki i inne. Mieszkać powinienem bliżej Pogotowia i takie mieszkanie znajduje się w tamtejszym dziedzińcu.

Tabor Pogotowia

Dojazd na miejsce wezwania i przewóz chorych był ciągłą bolączką kierownika Pogotowia Ratunkowego. 5 grudnia 1910 roku dziennik „Kurier Litewski” zanotował, że wyjechała na miasto po raz pierwszy karetka pogotowia Cyklista sprowadzona z Warszawy. W 1924 r. Pogotowie miało karetki Władysław i Wilnianka. Z powodu wzmożonej liczby pożarów w mieście do ciągnięcia karetek ciągle brakowało koni. Z biegiem czasu, za zgodą rady miejskiej, Pogotowie Ratunkowe nabyło 2 własne konie, zaakceptowano też 2 etaty furmanów. Byli nimi, aż do zakupu karetek samochodowych, wspomniany już Konstanty Jacuński i Aleksander Jałowski, o czym donoszą dokumenty: 11 marca został kupiony koń od pani Krystyny Rodziewiczowej za 210 tys. marek polskich. Komisja, która dokonała oględzin, stwierdziła, że ogier, lat 4, 145 centymetrów, kasztan, łysy, cztery nogi od kolan białe i pod brodą ma białą plamę, jest zdrów i nadaje się do pracy w Pogotowiu Ratunkowym. Już 5 sierpnia komisja z sekcji zdrowia, po informacji z administracji Pogotowia, że koń przez miesiąc nie może się poruszać, konstatowała, że koń jest zdrowy, tylko nie może poruszać się po bruku, dlatego powinien być sprzedany albo wynajęty. Za 400 tysięcy marek polskich została kupiona od tej samej pani klacz gniada, 5 lat, wzrost 148 cm i nadaje sie do pracy – stwierdziła sekcja zdrowia magistratu 19 sierpnia 1922 r. Nabyte zostały też uprzęże.

Kierownik Pogotowia dr Kazimierz Kodź w piśmie do magistratu (1922) prosił też, aby zwrócić uwagę lekarzom sanitarnym i lekarzom ochron oraz przytułków miejskich, by uciekali się do Pogotowia w celu transportu chorych tylko w wypadkach, gdy jest to nieodzowne. W ostatnich czasach takich wezwań było 3-4 dziennie, a Pogotowie nie jest biurem transportowym – informował kierownik. Magistrat zatwierdził w 1926 roku 12 zł za przewóz do instytucji leczniczych, 8 zł – wynosiła opłata ulgowa.

5 stycznia 1926 roku sekcja zdrowia informowała magistrat, iż Pogotowie uruchomiło karetkę automobilową Ford. Po 11 latach pracy była ona nie do użytku i w ruchu stała się niebezpieczna. Karetka częściej psuła się niż przynosiła pożytku. Miała dymiący, wyprowadzony na dach komin oraz automatyczne ogrzewanie wody. Gdy woda się gotowała, karetka była niemożliwa do eksploatacji ze względu na bezpieczeństwo chorych i personelu. W 1930 roku wyjechała na wyboiste i błotniste drogi karetka Tatra. Wcinała się ona w taką wgłębioną drogę i swoim ciężarem ściskała w wąskim korycie nawierzchni koła obu stron. Karetka chyliła się na bok, przez co nieraz pękały w niej szyby, nadwerężały się i często nadłamywały się półośki, niszczyło się całe podwozie i nadwozie. Chevrolet był w Pogotowiu od 1933 roku i w nim pokładamy więcej nadziei. Też już jest mocno podniszczoną [karetką] w pracy tak przez same warunki, jak i przez to, że nie zawsze we właściwym czasie mogła być gruntownie przejrzaną.

Pensje i urlopy

Zgodnie z decyzją magistratu niezależnie od funkcji oraz pory pracy, lekarze pobierali jednakowe wynagrodzenie. Rada miasta zadecydowała (1922) wypłacać kierownikowi pogotowia – starszemu lekarzowi – dodatkowo do pensji po 1 tys. marek polskich miesięcznie. Na przykład utrzymanie 2 furmanów wynosiło 20 650 marek polskich miesięcznie. Kierownik Pogotowia w 1930 roku zarabiał 538 zł, lekarz kontraktowy Pogotowia Ratunkowego dr Władysław Szemis otrzymywał miesięczną pensję w wielkości 325 zł 80 gr, sanitariusz Zabłocki – 127 złotych.1

Z zachowanych materiałów archiwalnych wynika, że lekarze Pogotowia początkowo mieli 2-tygodniowe urlopy. Świadczy o tym pismo do sekcji zdrowia od lekarzy: Kazimierza Kodzia, A. Narkiewicza i Daniela Jankowskiego – z prośbą (1922), by rada miejska zaakceptowała jeden miesiąc urlopu. By nie jak dla robotników – uzasadniali lekarze. Argumenty lekarzy przemówiły do członków rady miejskiej. Podczas urlopów zastępował ich przez trzy miesiące dr Marian Przyałgowski (1883), mieszkający przy ulicy Antokolskiej 40. Urodził się i kończył gimnazjum w Kownie, uniwersytet w Dorpacie (1908), pracował w Kownie, Petersburgu, w maju 1923 roku przyjechał do Wilna. Dr Marian Przyałgowski był jednym z założycieli Wileńskiego Komitetu do Zwalczania Raka (1931).

Dwa lata później dr Daniel Jankowski, dr Władysław Karol Szemis i dr Kazimierz Kodź, zwrócili się do sekcji zdrowia w sprawie płatnych urlopów (1926). Podawali, że są zmęczeni ciągłymi dyżurami w Pogotowiu i od paru lat nie mają ani jednego dnia wypoczynku. Dlatego prosili o przyznanie płatnych urlopów letnich. Nadmieniamy, że każdy urzędnik korzysta z niedziel i świąt, my zaś [nie tylko] tego jesteśmy pozbawieni.

Sanitariuszom jednak nie udawało się rozwiązać polubownie z magistratem sprawy organizacji pracy, mimo uzasadnień: Pracuje w Pogotowiu nas wszystkiego czterech sanitariuszy, z których jeden dyżuruje na stacji, dwu zaś dyżurują dla wyjazdów podczas nieszczęśliwych wypadków lub nagłych zachorowań w mieście, czwarty bywa swobodny – w ten sposób mamy czwartą dobę wolną. Na skutek odmowy sanitariusze: Aleksander Bałasz, Michał Chmielewski, Józef Zabłocki, Władysław Czerniuk – zwrócili się do inspektora pracy (1927) z prośbą o zmianę organizacji pracy na co drugą dobę: Pełniąc taką służbę nam nie przychodzi się skorzystać ani z wolnego powietrza, ani ze świąt, ani z nawiedzenia kościoła, ani ze spokojnych nocy normalnego odpoczynku. Bywa, że całe miasto w głębokiej nocy spokojnie odpoczywa, my zaś wyjeżdżamy na ratunek chorych przy naglych nieszczęśliwych wypadkach. Dzieci nasze rosną i nie znają prawie nas. Rozwiązanie tej sprawy nie jest znane z powodu braku dokumentów.

W 1927 r. sanitariusze Chmielewski, Czerniuk i były starszy sanitariusz, obecnie dozorca sanitarny Franciszek Maliszewski, zwrócili się do Rady Miejskiej z prośbą o uznanie ich pracy w Pogotowiu od 1902 roku do 1919 jako służby miejskiej. Miasto nie zgodziło się, gdyż wówczas była to instytucja prywatna. W sierpniu wymienionego roku były też karne zwolnienia. Sanitariusz Zabłocki został zwolniony, gdyż podczas służby nadużywał alkoholu i z apteczki Pogotowia pobrał bez zgody morfinę. Znaleziono go z oznakami zatrucia morfiną w dyżurce szoferów Straży Ogniowej – pisał Kodź do naczelnego lekarza magistratu. Podobnie ostre sankcje zastosowano wobec sanitariusza Pogotowia Pawła Bartoszewicza, który samowolnie opuścił służbę podczas dyżuru w Pogotowiu (4.11.1930 r.). Prezydent miasta udzielił mu nagany i zarządził pełnienie kolejnych 5-ciu dyżurów codziennie.

Cdn.

Zyta Kołoszewska
Cytowane urywki pochodzą z teczek Pogotowie Ratunkowe, przechowywanych w Państwowym Archiwum Litwy

Na zdjęciach: pierwsze karetki Wileńskiego Pogotowia Ratunkowego z pewnością podobnie prezentowały się jak i krakowskie; Pogotowie stało się instytucją miejską, zwierzchnikiem jego był magistrat Wilna..

Fot.
Teresa Worobiej

<<<Wstecz