Euro - witamy w klubie oszczędnych

Koniec miesiąca – to czas, na który chyba najbardziej czekają emeryci. Wiadomo z jakiego powodu. W tym czasie przecież otrzymują swe zapracowane emerytury. Na Litwie tym razem seniorzy pensyjkę – jak to się u nas mówi – otrzymają po raz pierwszy w euro.

241 euro z centami – tyle dokładnie przypadło akurat w nowych pieniądzach moim rodzicom, którzy emeryturę pobierają w wielkości mniej więcej średniej krajowej. Mniemam zatem, że większość litewskich emerytów otrzyma w końcu stycznia podobny zasiłek finansowy. Europortfel emerytów znacznie więc straci na wadze, nie ulega wątpliwości – litów bowiem (przynajmniej optycznie) było znacznie więcej. Każdy więc nowy banknot w oczach emerytów zyska na znaczeniu i nie tylko dlatego, że nowy, że europejski, ale nade wszystko, że więcej warty. Bardziej wartościowy pieniądz wzmoże wśród najbiedniejszej warstwy społecznej jeszcze bardziej skłonność do oszczędzania, bo czasy niepewne, bo drożyzna, bo nie wiadomo, co będzie jutro. Może więc być tak, że dla jednych wejście do strefy euro będzie wkroczeniem do klubu bogatych, dla innych z kolei – przymusowym dokooptowaniem do klubu oszczędnych.

Zresztą, że mamy oszczędzać, przypomni nam jeszcze nie raz Bruksela, która jak mantrę powtarza przy każdej okazji członkom Eurolandu, by byli wstrzemięźliwi w wydatkach. Sama, co prawda, Brukselka nie nawykła oszczędzać, ale nowego członka klubu euro – Litwę, nie wątpię, dopilnuje należycie. Załapaliśmy się więc owszem do strefy euro, by nie być gorszymi od Łotwy czy Estonii, ale teraz czas pomyśleć, jak sobie w niej radzić. Świętowanie, podczas którego było nie mniej doniośle i dumnie, jak podczas obchodów rocznicy tysiąclecia wzmianki imienia Litwy w kronikach, szybko minie. Zostanie proza życia.

Premier Butkevičius, wiedząc o tym, przezornie, jeszcze przed uroczystymi fajerwerkami, ogłosił, że rząd pomylił się w prognozie wzrostu gospodarczego na rok 2015. Nie będzie 3,4-procentowego wzrostu, a co najwyżej 2,6 proc., przyznał szef rządu, a niezależny ekspert Gitanas Nauseda jeszcze go poprawił zastrzegając, że w bardziej pesymistycznym wariancie wzrost litewskiej gospodarki nie przekroczy 2 proc. A więc może być tak, że gospodarka urośnie nam nawet o blisko połowę mniej, niż liczono podczas planowania budżetu. Co to oznacza? Ano to, że do kasy państwowej wpłynie znacznie mniej pieniędzy, niż spodziewaliśmy się. Mniej więc będziemy mogli wydawać, bo przecież – jako się rzekło wcześniej – Bruksela dopilnuje, by deficyt budżetowy nie przekroczył 3 proc. Euro przecież – przypomnę natrętnie – to klub dla oszczędnych.

A jeżeli jeszcze, dajmy na to, gospodarka w Rosji posypałaby się zupełnie. Co wtedy? Czy Butkevičius, jak kiedyś Vagnorius, będzie zaklinał rzeczywistość twierdząc, że rosyjski kryzys nas nie dotknie. Niech lepiej od razu połknie własny język, by nie gadać głupstw. Vagnorius się dogadał swego czasu tak, że ludzie mu to do dzisiaj wypominają. Nie będąc ekonomistą, ani tym bardziej jasnowidzem, mogę się oczywiście mylić w swych przypuszczeniach. Wydaje mi się jednak, że czas wymiany lita na euro został wybrany niefortunnie. Napięta sytuacja geopolityczna w regionie, sankcje i kontrsankcje, widmo kryzysu w samej strefie euro (w Europie coraz głośniej się mówi o Grichenexit, czyli o porzuceniu euro przez Grecję) – to wszystko może się odbić czkawką i przede wszystkim dla zwykłych zjadaczy chleba w naszym kraju.

Oczywiście bardzo bym chciał, by to ja zgrzeszył czarnowidztwem. Gdybym jednak miał rację – to litewscy emeryci końca miesiąca będą wyczekiwali jak nigdy dotąd...

Tadeusz Andrzejewski

<<<Wstecz