Szlakiem pamięci o ostatnim „zwierzoczłekoupiorze“

7 stycznia Tadeusz Konwicki, urodzony w Nowej Wilejce wybitny pisarz polski (autor ponad 30 utworówh), reżyser i scenarzysta, krytyk filmowy zmarł w swoim mieszkaniu przy ul. Górskiego na tyłach Nowego Świata w Warszawie. Miał 88 lat.

„Wszystkie moje książki są przepełnione Wilnem, (…) w kółko i stale piszę o Wilnie, (…) właściwie piszę całe życie jedną i tę samą książkę. (…) Kolonia Wileńska, Górna i Dolna, mój własny osobisty kosmos, z którego już się nigdy nie wydostałem i nigdy nie wydobędę…” – przed laty w książce „Nowy Świat i okolice” zwierzył się swym czytelnikom Konwicki.

Podążając śladami Tadeusza Konwickiego, najpierw zaglądamy do Kolonii Wileńskiej, w której po utracie ojca, Michała Konwickiego, zamieszkał mając 3,5 lat. Tutaj pod czujnym okiem swych opiekunów – siostry babci (po kądzieli ) Malwiny i wujka Przemysława Blinstrubów dorastał i dojrzewał, odkrywając i poznając jasne i ciemne strony ludzkiego istnienia. Tutaj się uczył w miejscowej szkole powszechnej, pasał krowy, razem z przyjaciółmi beztrosko hasał po malowniczych okolicach, które w powojennym popłochu na zawsze opuścił w 1945 roku.

Zapamiętane obrazy z dzieciństwa i młodości stale towarzyszą Tadeuszowi Konwickiemu, stają się podstawowym motywem jego twórczości. Dzieje, rodem z ojczystych stron, pisarz m.in. przywołuje w swych powieściach „Dziura w niebie”, „Zwierzoczłekoupiór”, „Kronika wypadków miłosnych”, „Bohiń”. Te opowieści o prawdziwym, a jednocześnie mistycznym kraju lat dziecinnych – okolicach Kolonii Wileńskiej, Nowej Wilejki, Bujwidz – na wskroś przesiąknięte miłością i tęsknotą do tego dalekiego, aczkolwiek ciągle bliskiego sercu utraconego raju, czynią go twórcą spokrewnionym z duchową i intelektualną romantyczną tradycją Wielkiego Księstwa Litewskiego – tradycją mickiewiczowską, miłoszowską…

„Wilno jest światem mojej pamięci i mojej wyobraźni, mojego też stosunku do życia. Wiadomo, że dzieciństwo najbardziej uczy człowieka życia, rozumienia świata. Uczy jakichś nawyków myślowych. Wileńszczyzna cały czas mi towarzyszy, wisi nade mną” – powiedział Tadeusz Konwicki w wywiadzie (rozmowa z Mirijaną Kozak), opublikowanym w „Tygodniku Wileńszczyzny” 10-16 marca 2011 r., a udzielonym z okazji Wileńskich Targów Książki. Jak wiadomo, 2011 rok był poświęcony obchodom 100. rocznicy urodzin poety noblisty Czesława Miłosza. Gwoli przypomnienia, cztery lata temu podczas Wileńskich Targów Książki odbył się też pokaz filmu „Dolina Issy” Czesława Miłosza, wyreżyserowanego przez Konwickiego. Nieprzeciętny wszechstronny talent i odwaga twórcza Konwickiego zasłużyła na najwyższą ocenę. „Nie było na świecie takiego pisarza, który byłby jednocześnie tak świetnym reżyserem” – czytamy w materiałach wspomnieniowych.

Ogień wspomnień nigdy nie zagaśnie

W miniony piątek ogieniek pamięci na cześć pisarza zapłonął w Szkole Podstawowej w Kolonii Wileńskiej – placówce, która wytrwale kontynuuje misję i tradycję założonej w tej miejscowości prawie 100 lat temu szkoły powszechnej. Cicha i skromna uroczystość szkolna, ważny i do głębi wzruszający gest społeczności tej placówki jest świadectwem tego, że Kolonia Wileńska nie zapomina i na pewno nigdy się nie wyrzeknie najsłynniejszego mieszkańca i byłego ucznia miejscowej szkoły.

Sam Tadeusz Konwicki nigdy tej, wzniesionej już w czasach powojennych, szkoły nie odwiedził, choć był tu nie raz zapraszany przez byłą dyrektor śp. Teresę Klimašauskiene.

– Niemożliwość przyjazdu tłumaczył słabym zdrowiem i obiecywał, że na pewno kiedyś postara się tutaj przyjechać. Teraz na pewno jest z nami… – konkluduje Mirosława Naganowicz, rdzenna mieszkanka, nauczycielka języka polskiego w Szkole Podstawowej w Kolonii Wileńskiej i przewodniczka, która nas również chętnie oprowadza po miejscach związanych z Tadeuszem Konwickim.

Na początku lat 90-tych pisarz odwiedził Wilno. Po jednej z wizyt, pisze pełną rozgoryczenia i żalu wzmiankę i umieszcza ją w „Magazynie Wileńskim”.

– Był tutaj. Chodził po Kolonii Wileńskiej, ale nikogo ze znajomych nie spotkał. Było mu smutno, bo myślał, że już nie ma ludzi z tamtego pokolenia. A dom, w którym się wychowywał, jego zdaniem, zamieszkali obcy, mówiący po rosyjsku, ludzie… Pani Teresa Klimašauskiene natychmiast odreagowała na ten list, zapewniła pisarza, że o nim się pamięta, a w domu mieszkają jego dalecy krewni. Ważne było, żeby on to wiedział. Zaprosiła, aby odwiedził Kolonię i szkołę. Od tego czasu pani Teresa utrzymywała stały kontakt z Tadeuszem Konwickim – wspomina pani Mirosława.

Pisarzowi bliższa była ta stara szkoła w kształcie szlacheckiego dworku, tamten budynek, do którego uczęszczał będąc dzieckiem. Niestety, dawny budynek szkoły, który znajdował się w odległości kilkuset metrów od obecnego gmachu, nie zachował się.

Pośledni gont

Dalsze poszukiwania prowadzą nas do kościoła pw. Chrystusa Króla i św. Teresy od Dzieciątka Jezus. Tadeusz Konwicki również w tej, liczącej już prawie 80 lat świątyni, zaznaczył swój ślad. „Miałem wtedy dziesięć, może jedenaście lat. W Wielką Sobotę (…) ja byłem od paschału, czyli od grubej świecy paschalnej z wkręconymi w nią szyszkami na pamiątkę ran Chrystusa” – dawny ministrant, służący do Mszy świętej odprawianej przez ks. Lucjana Pereświet-Sołtana napisze później w jednej ze swych autobiograficznych powieści.

– W opisach często pojawia się wygląd zewnętrzny, wnętrze kościoła, paschał, przy którym służył ministrant Konwicki. Ksiądz Pereświet-Sołtan był surowy, toteż Tadźka, tak go nazywali rówieśnicy, nieraz obrywał za coś. W kościele nadal jest stary przedwojenny paschał, a stary gont – pośledni – jak pisze Konwicki, zniszczył się. Dzisiaj nasz kościół ma modrzewiowy syberyjski gont, o który zadbał były proboszcz ks. Rusłan Wilkiel – z zadowoleniem podkreśla nasza przewodniczka.

Mijając kościół wchodzimy na teren niedużego cmentarza. Założona w 1944 roku, po operacji „Ostra Brama” nekropolia, na której początkowo chowano bohaterów Armii Krajowej, walczących o Wilno, rozrosła się i powiększyła o kolejne groby. Tutaj zakończyli swą ziemską wędrówkę także opiekunowie Tadeusza Konwickiego – Malwina i Przemysław Blinstrubowie. Ich miejscem spoczynku opiekują się uczniowie i nauczyciele miejscowej szkoły. Zadbali oni też o to, by mogiła nie była bezimienna.

Test na inteligencję

Nieopodal znajduje się grobowiec rodziny Piegutkowskich. Pod czarnym kamiennym nagrobkiem leżą Ludwik i Helena oraz Seweryn i Maria Piegutkowscy.

– Seweryn Piegutkowski był przyjacielem Konwickiego z lat dziecinnych. Natomiast Ludwik Piegutkowski, ojciec Seweryna był znanym inżynierem, architektem, który zasłynął jako konstruktor wileńskiego tramwaju konnego, od jego nazwiska zwanego „piegutkiem” – tłumaczy Mirosława Naganowicz. Seweryn, o którym Konwicki lakonicznie wspomina w jednej z książek: „(…) mój przyjaciel Sewek P.”, nie żyje od 25 lat. Nie żyje też jego żona Maria. Wiele przemyśleń i faktów z życia Tadeusza Konwickiego pani Mirosława zawarła w swojej publikacji pt. „Kolonia Wileńska, mój wszechświat młodości” umieszczonej w książce Teresy Klimašauskiene „Pavilnys. Wileńska Kolonia Kolejowa” (2008r.).

– Nigdy nikt mnie nie zapytał, dlaczego w swojej publikacji napisałam „Wyrosłam w cieniu sławy i wielkości pisarza i reżysera Tadeusza Konwickiego”. Bardzo często bywaliśmy w domu Piegutkowskiech. Jego żona – to moja chrzestna mama, a Seweryn Piegutkowski był ojcem chrzestnym mojej siostry, Jadwigi Szlachtowicz. I kiedy były jakieś spotkania towarzyskie, czy przyjeżdżał jakiś gość, to ja, jako dziecko, zawsze słyszałam, że rozmawiano o Konwickim. Omawiano jego książki, wspominano jakieś wypadki. A prym w tych rozmowach wiódł Seweryn Piegutkowski, człowiek bardzo wykształcony i inteligentny. I jeśli w jego domu pojawiała się nowa osoba, pan Seweryn lubił podpytać: „A Konwickiego znasz?..” – kontynuuje opowieść Mirosława Naganowicz.

Tropami dawnych czasów

Tadeusza Konwickiego pamięta także mama pani Mirosławy Halina Hołubówna-Kalwajt. To, że przyszły pisarz nie zapamiętał młodszej o cztery lata sąsiadki, pani Halina z humorem skwitowała: „Byłam młodsza, to nie dziw, że nie zwrócił na mnie uwagi”. Ale Konwicki pamiętał dom Marii i Bronisławy Hołubów, dziadków Mirosławy Naganowicz, duży drewniany dom Małkowskich, charakterystyczny dla Kolonii. O tym opowiedział przypadkowo spotkanej w budynku Telewizji Polskiej w Warszawie jej cioci, Jadwidze Bujnickiej z domu Hołub.

Mama pani Mirosławy dobrze też pamięta bohatera powieści „Dziura w niebie” o przydomku Kajaki, który nosił za duże tatusiowe buty, przywiązane sznurkami. I te, opisane w powieści podchody wojenne, które stale toczyli ze sobą dawni jej sąsiedzi z Górnej Kolonii przeciwko chłopakom z Dolnej Kolonii (u Konwickiego Dolnych Młynów)...

Błądząc po stromych zboczach Kolonii mimowolnie ożywają opisy, schodzące z książkowych stron. Widok tajemniczej Puszkarni, urwiska, z ogromnie zmienionym, unowocześnionym i skomercjonalizowanym starym Młynem Francuskim na Belmoncie, wartkiej Wilenki, a może… Wilejki, jak rzekę nazywano za czasów młodości Konwickiego… Nadal u podnóża Kolonii Górnej stoi dom Malwiny i Przemysława Blinstrubów, znajdujący się przy dawnej ulicy Dolnej, obecnie ul. Žemoji 22.

„Dziwny jest ten nasz dom. Pełno w nim niepotrzebnych drzwi i okien” – pisał po latach, a pamięć wiernie odtwarzała każdy szczegół drewnianej budowli, którą nie tylko opisał, ale też narysował, ilustrując swoją powieść „Nowy Świat i okolice”. Niedaleko domu kolej i fragmenty stacji – został tylko dom zawiadowcy. W oddali pod lasem bieleje chylący się ku ruinie niegdyś okazały dom Piegutkowskich.

Pisarz nie ukrywa swojej radości i na wieść o założeniu Parku Regionalnego Kolonii Wileńskiej pisze: „Powstaje (…) Park Naturalny. Cała dolina Wilenki od Nowej Wilejki do Wilna. Dziesięć kilometrów cudu przyrodniczego, który rodził się przez miliony lat, ósmy, a może jedenasty cud świata, formowany przez potopy, trzęsienia ziemi i lodowce po to, aby przeszedł tam na świat w stosownej porze Tadźka Konwicki…”.

Wzruszające fragmenty, wybrane przez panią Naganowicz, a odczytane podczas szkolnej uroczystości przez uczennicę klasy 9. Alinę Myszkiną, zapadają do serca.

– We wrześniu tego roku nasza szkoła będzie obchodziła 100. rocznicę założenia. Myślę, że zasłużyła na to, aby otrzymać sobie takiego patrona, jakim mógłby być dla niej Tadeusz Konwicki. Był człowiekiem stąd. Pokazał, jak należy kochać ojczystą ziemię, którą zapamiętał w najdrobniejszych szczegółach – rozważa Artur Waluczko, po. dyrektora Szkoły Podstawowej w Kolonii Wileńskiej. Chciałoby się życzyć, aby to, na razie tylko nieśmiałe rozmyślanie na głos, stało się rzeczywistością i Tadeusz Konwicki już nigdy nie opuścił tej małej kropeczki na mapie Europy, którą całe życie adorował.

Irena Mikulewicz

Na zdjęciach: Mirosława Naganowicz doskonale zna historię rodzimej Kolonii – obok „dziwny” dom Konwickiego; fragmenty powieści pisarza, odczytała Alina Myszkina.
Fot.
Teresa Worobiej

<<<Wstecz