Koncert Anny Szałapak w DKP w Wilnie

Pod dachem tkliwej kolędy

Prowadź nas gwiazdeczko miła wśród pustyni i zawiei. Bądź nam w drodze przyjacielem i przylądkiem dla nadziei – śpiewała niemal anielskim głosem gwiazda krakowskiej „Piwnicy pod Baranami” Anna Szałapak podczas koncertu w Domu Kultury Polskiej w Wilnie.

Zachwyciła, zauroczyła i... zaczarowała do tego stopnia, że długo trzeba było powracać do rzeczywistości. Właściwie, można powiedzieć, że podczas tego wieczoru wileńska publiczność „odpłynęła” w świat poezji, muzyki, głębokich treści i autorskich interpretacji.

Kolędy, jak się okazało, to nie tylko opowieść o Narodzeniu Bożego Syna. To również sposób, by opowiedzieć o bólu i uśmiechu, radości i smutku, o zawierusze wojennej i trudnym losie. Owe przeżycia, wzbogacone muzyką takich kompozytorów jak m.in. Zbigniew Preisner, Andrzej Zarycki, czy Zygmunt Konieczny, składają się na repertuar Anny Szałapak.

Śpiewajcie i grajcie Mu

Mały Jezusek w kołysce śpi. Otula Go matczyna chusteczka. Daj Mu buciki na długi bieg tu, do naszego miasteczka – słowa Agnieszki Osieckiej i innych wybitnych autorów tekstów, wokalnie interpretowane przez artystkę, niosły wymowne przesłanie – Boże Narodzenie powinno dokonać się w każdym człowieku, w jego sercu targanym wątpliwościami, ale i wypełnionym nadzieją – tym najbłękitniejszym darem.

W tych kolędowych opowieściach towarzyszyli artystce muzycy: Konrad Mastyło – fortepian, Tomasz Góra – skrzypce, Michał Braszak – kontrabas. I nawet, jeżeli ktoś zagmatwał się w tym poetyckim kłębowisku werbalnych emocji, mógł spokojnie dać ponieść się muzyce – wygrywane dźwięki unosiły ponad rzeczywistość.

Nie ma w tym stwierdzeniu żadnej przesady. Bo wychodzący z koncertu, zapytani o wrażenia – wymownie unosili oczy, kiwali głowami i mówili, że brakuje słów, że trzeba „przetrawić” i... trochę szkoda, że ten niemal magiczny czas trwał tak krótko.

Pieśniarka zadbała o atmosferę koncertu, by każdy wyszedł z niego ubogacony. Zaproponowała też wspólne kolędowanie. „Bóg się rodzi”, „Oj, maluśki” i – według niej najpiękniejsza polska kolęda – „Lulajże Jezuniu” przywołały tradycyjne święta. Zrobiło się tak rodzinnie, ciepło i świątecznie.

Z szopką krakowską w tle

Anna Szałapak, oprócz talentu do śpiewania, ma również talent do organizowania przedsięwzięć będących przywołaniem krakowskich tradycji. Jako antropolog kultury i miłośniczka Krakowa dba o zachowanie bogatej spuścizny grodu nad Wisłą. Organizowała konkurs szopek krakowskich, obecnie jest jego jurorką. Przed dwoma tygodniami odbył się w Krakowie już 72 konkurs. Przed pomnikiem Adama Mickiewicza na Rynku rokrocznie stawiają się nie tylko twórcy szopek, ale i rzesze widzów. Według Renaty i Grzegorza Kaniów, mieszkających w Szczurowej koło Brzeska, ten konkurs gromadzi prawdziwych entuzjastów tradycji. Niezależnie od pogody mnóstwo ludzi przybywa, by oglądać szopki, które pozornie takie same, wykonywane podobną techniką, różnią się diametralnie.

Pierwsze szopki powstały w połowie XIX w. Tworzyli je cieśle, murarze z podkrakowskich okolic, głównie ze Zwierzyńca. Było to dla nich dodatkowe zajęcie w czasie martwego sezonu budowlanego. W okresie świąt chodzili ze swymi szopkami po domach. Od 2 połowy XIX w. wśród murarzy i robotników budowlanych w Krakowie zaczął powstawać swego rodzaju odrębny cech szopkarzy.

Zgodnie z tradycją, szopka ma służyć za godne miejsce przedstawienia wielkiej tajemnicy Narodzin Syna Bożego. To smukła, wielopoziomowa, wieżowa i bogato zdobiona konstrukcja, zrobiona z lekkich, nietrwałych materiałów. Charakteryzuje się, zwłaszcza obecnie, nagromadzeniem miniaturowych elementów zabytkowej architektury Krakowa, fantazyjnie przetworzonych i połączonych. Centralne miejsce, najczęściej na górze, zajmuje Święta Rodzina, a poniżej toczy się codzienne, świeckie krakowskie życie.

Koncert wileński miał więc charakter takiego wędrowania-kolędowania z szopką. Anna Szałapak przywiozła bowiem ze sobą krakowskie szopki i „słowami ubranymi w świąteczne dźwięki” opowiedziała o ich historii. Obok utworów mówiących o Narodzeniu Jezuska, były i takie, dotyczące świeckiej warstwy szopek. Posłużyły do tego piosenki z repertuaru „Białego Anioła „Piwnicy pod Baranami” – tak nazywała artystkę Agnieszka Osiecka.

Ale my żyjemy jeszcze, któreś z nas zostanie wieszczem. A nadzieję rozwiesimy ponad padającym deszczem – przekonywała Anna Szałapak, i jakoś tak wszyscy jej uwierzyli, że cokolwiek by się działo, to w tę noc tajemną wszystko się może spełnić.

Monika Urbanowicz

Na zdjęciu: Anna Szałapak przywołuje świąteczny nastrój; szopki krakowskie są prawdziwym dziełem sztuki.
Fot.
Sławomir Subotowicz, Grzegorz Kania

<<<Wstecz