Jaki kolor chroni przed głupotą?

Ale skandal! Nasz symbol uniezależnienia się energetycznego od Rosji, naszego wspaniałego „Independence‘a” – ktoś kazał pomalować w ruskie barwy narodowe!

Społeczeństwo oburzone. Internauci szaleją. Minister energetyki Rokas Masiulis tłumaczy się jak sztubak. Klaruje zszokowanym współobywatelom, że tam, gdzie u tamtych czerwień, u „Independence‘a” – wiśnia. I że ten ruski „trikołor” na naszej „Niepodległości” to tylko złudzenie optyczne. Gdy się patrzy na terminal z pewnej perspektywy. A tak – i w ogóle, i w szczególe – to ubarwienie tej pływającej machinery uzgadniano z kim się tylko dało. I z mieszkańcami Kłajpedy, i z kapitanami cumujących w porcie statków, i z litewskimi architektami, którzy uznali, że środkowy siny najlepiej będzie pasował do pejzaży Mierzei Kurońskiej. A dolna wiśnia to... ze względów bezpieczeństwa. Z górnopokładowej bieli „Independence‘a” wytłumaczył się już wiceprezydent spółki „Sweco” Aidas Vaišnoras. To ochrona przed przegrzaniem „rur i innych struktur”. Zaś wiśnia, o której minister mówił, że „ze względów bezpieczeństwa”, tak naprawdę „chroni dno statku przed osiadaniem mułu”. Dlaczego akurat wiśnia, a nie (dajmy na to) pudrowy róż, czy amarant, Vaišnoras już nie precyzuje. Nie zdradza też, czy istnieje kolor chroniący przed gadaniem głupot.

Niestety, społeczeństwo i tak swoje wie: póki nasi tak mataczą, Putin z demonicznym grymasem satysfakcji obwiesza medalami swoich agentów, którzy przekupili południowych Koreańczyków, by nasz terminal ubarwić jak ich flagę narodową.

Ta histeryczna podejrzliwość rodaków i przeraża, i bawi. Podobnie, jak dość nieudolne, za to bardzo gorliwe tłumaczenie się naszych decydentów. Przypomina mi to historię sprzed roku, o której pisał nawet niemiecki „Der Spiegel”, największy w Niemczech i najbardziej wpływowy tygodnik opinii. A poszło o to, że produkujący środki chemiczne niemiecki Koncern Henkel w atmosferze skandalu musiał wycofać z rynków wschodnich (i z emitowanej w Rosji reklamy) pewną kostkę WC, w kształcie i kolorach której Ukraińcy... dopatrzyli się swojej narodowej flagi. Wspomnianej kostki na Ukrainie jeszcze nie sprzedawano, ale czujni obywatele Samostijnej wytropili ją właśnie w rosyjskich spotach reklamowych i narobili rabanu. Ich portale społecznościowie kipiały oburzeniem na podłych Niemców, którzy swoim błękitno-żółtym odświeżaczem muszli klozetowych dokonali zamachu na ich narodową dumę. Henkel padł na kolana. Publicznie łajał się za przeoczenie, kajał się i przepraszał. Ustami swoich rzeczników prasowych tłumaczył, że jego zamiarem nie było obrażanie czy poniżanie kogokolwiek. Że producentom bynajmniej nie chodziło o odwzorowanie na swoim prokukcie ukraińskiej flagi tylko o to, że „niebieski (kolor wody) od zawsze symbolizuje czystość, a żółty (czyli cytrynowy) – świeżość”. Ostatecznie Ukraińcy dali się jakoś przebłagać, zaś pragmatyczni Niemcy na wspomnienie tej afery jeszcze długo dziwili się potędze podejrzliwości, zakompleksienia i dociekliwości autorów histerii wokół kostki WC. Im, pozbawionym naszej wschodnioeuropejskiej fantazji, po prostu nie przyszłoby do głowy wypatrywać – czy to w muszli klozetowej, czy na terminalu naftowym – czyichś barw narodowych. Zwłaszcza, że niewiele jest zestawów kolorów, których nie dałoby podciągnąć pod czyjeś narodowe barwy. Spójrzcie no chociażby na jamajskie czapeczki.

A wracając do naszego symbolu niezależności energetycznej. Jak na mój gust, to niechby on był wymalowany nawet w sierpy, młoty, półksiężyce, kwiatki, groszki, czy w pepitkę. Chodzi mi o to, że jego ubarwienie nijak wpłynie na ceny dostarczanego nim gazu. A te – śmiem przypuszczać przy zakupie go u Norwegów – raczej wzrosną niż pójdą w dół. Nie marudzę. Podzielam zachwyt, jakim „Independence‘a” darzy nasza prezydent Dalia Grybauskaite, bo jest rzeczywiście imponujący. Smuci mnie tylko, że moja przyjaciółka z czasów studiów – dziennikarka z dyplomem UW i 27-letnim stażem pracy w jednej z redakcji publicznej TV – znów na pół roku kazała sobie wyłączyć telefon stacjonarny. Robi tak od lat po rozpoczęciu sezonu grzewczego, bo nie jest w stanie udźwignąć aż dwu rachunków naraz – za ogrzewanie i za telefon. Cóż, przez pół roku będę dzwonić do niej na komórkę. A przy okazji spytam się, co sądzi o barwach „Independence‘a”.

Lucyna Schiller

<<<Wstecz