A z lustra szczerzy kły duch bolszewizmu

Niektórzy litewscy politycy z dumą obnoszący się z nimbem obalaczy komuny powinni uważnie przyjrzeć się sobie w lustrze. Przypominają bowiem ekscentrycznego agenta FBI Dale’a Coopera z kultowego amerykańskiego serialu Miasteczko Twin Peaks. Dzielny przystojniak tak obsesyjnie zmagał się z nękającym tytułową mieścinę demonem, że bestia go w końcu opętała. Pewnego ranka, zamiast swojego urodziwego odbicia, Cooper ujrzał w lustrze odrażającą fizys wroga. Taki szokujący: The end.

Toczka w toczkę jak u niektórych naszych małżonków stanu. Chwalą się, że przegonili z Litwy złego ducha bolszewizmu, tymczasem ten co i raz szczerzy do nich zęby. Z lustra. Przykładem lider konserwatystów Andrius Kubilius, który bezrefleksyjnie leci w sukurs prezydent Dalii Grybauskaite próbującej reanimować na Litwie nieboszczkę cenzurę. Mam na myśli odrzuconą na razie przez Sejm, choć powitaną z zachwytem przez konserwatystów i niektórych liberałów prezydencką inicjatywę dotyczącą okrojenia retransmisji na Litwie rosyjskojęzycznych kanałów telewizyjnych do 10 proc. ogólnej oferty. No bo, jak alarmuje polityk, Kreml za pośrednictwem TV prowadzi z nami wojnę informacyjną. Miesza we łbach naszym „zwykłym” obywatelom. Niezwykłym już nie. Bo na ten przykład sam Kubilius – jako obywatel niezwykły – tę telewizję oglądać wręcz powinien. Inaczej mógłby przegapić chociażby arcyważne doniesienie, że „w takich państwach jak Litwa, Moskwa ma problem z prozachodnimi elitami i ten problem można rozwiązać tylko przemywając mózgi zwykłym ludziom”. Tę porażającą tajemnicę ujawnił Kubiliusowi Konstantin Kosaczow, przewodniczący komisji spraw zagranicznych rosyjskiej Dumy. Prosto z ekranu telewizji Russia Today. Nie dziw, że lider konserwatystów nie może się nachwalić projektu prezydenckich poprawek do Ustawy o informacji publicznej, w którym Dalia Grybauskaite domaga się zastąpienia rosyjskich kanałów telewizją „w oficjalnych językach UE”. Zwłaszcza, że tyle tam ciekawego. „My wspólnie z kolegami z Unii Europejskiej, NATO podejmujemy decyzje, ale nasi mieszkańcy nie otrzymują dostatecznej informacji z zachodniej przestrzeni” – żali się w imieniu prezydent jej główna doradczyni Ruta Kačkute. I zastrzega, że prezydencka inicjatywa nie ma nic wspólnego z cenzurą. To tylko „propozycja stworzenia na Litwie takich warunków, by mieszkańcy dostawali wyczerpującą i dokładną informację”. No jasne! Już widzę jak litewski widz w „dobrowolno-prinuditielnom poriadkie” rzuca się na retransmisję z obrad Parlamentu Europejskiego, bo mu – na życzenie prezydent – RTR wyłączono.

Prawda jest taka, że w ramach demokracji należy mu udostępnić i to, i tamto, i BBC News na dokładkę. Niech śmiga po wszystkich. Cóż kiedy nasze elity pospólstwu nie ufają. Część społeczeństwa „nie ma pojęcia, w jakich warunkach my żyjemy” – ostrzega Kačkute. Kubilius zaś grzmi, że potrzebna jest „prawna ochrona litewskich mózgów” przed kremlowską TV. Żadne z nich nie dostrzega, że w ten sposób obrażają inteligencję współobywateli, a też boksują się z takimi standardami norm cywilizacyjnych jak wolność wyboru i dostępu do informacji. Nawet jeżeli ktoś obszczekuje nasz kraj jak wściekły kundel, mamy prawo wiedzieć, co szczeka.

Zgadzam się z hiszpańskim pisarzem Carlosem Ruízem Zafónem, że współczesna telewizja jest „prostą drogą do stanu zidiocenia”, co nie znaczy, że trzeba ją zakazać. Sęk w tym, że rosyjska – obok ogłupiającej sieczki – potrafi swym widzom dostarczyć też rozrywki naprawdę znakomitej, dlatego jest u nas tak chętnie oglądana. A że usiłuje widzów indoktrynować? Grybauskaite, Kubilius i Kačkute nie są wyjątkami, które to widzą i rozumieją. „Zwykły litewski obywatel” też nie wsiąka w nią bezrozumnie i bezwolnie jak żaba w muł. Jest wystarczająco inteligentny, by śmigając pilotem od litewskiego LNK do rosyjskiego RTR zachować zdrowy dystans i krytycyzm wobec tego, co obejrzy i usłyszy. Zabiorą mu tę możliwość, znajdzie zakazany owoc w Internecie. No chyba, że jesteśmy w stanie tak strasznej informacyjnej wojny i tak nie ufamy własnym mózgom, że poszukamy bata i na Internet.

Lucyna Schiller

<<<Wstecz