5 października – Dzień Nauczyciela „

Płonąć, aby zapalać innych”

Pojawia się w życiu każdego człowieka – na krócej lub dłużej. Pozostawia w pamięci ślad – właściwie na całe życie. Nauczyciel... przewodnik i lider, sternik łodzi napędzanej przez uczących się. O którym pisano, że ociera się o wieczność, bo nigdy nie może stwierdzić, gdzie kończy się jego wpływ.

W tym jednym dniu w roku pochylają się przed nim wszystkie głowy, bo nie ma osoby, która na swym sercu i umyśle nie nosiłaby odciśniętej pieczęci, postawionej onegdaj przez ulubionego nauczyciela.

Relacje z nauczycielem zmieniają się wraz z wiekiem ucznia, jego rozwojem i sposobem postrzegania świata. Nie ma jednak wątpliwości, że to w dzieciństwie kształtuje się świadomość intelektualna, emocjonalna i społeczna młodego człowieka. Na początkowym etapie edukacji nauczyciel ma więc ogromne możliwości w oddziaływaniu na rozwój i wychowanie swojego ucznia. Dlatego tak ważna jest jego osobowość. W warkocz szkolnej rzeczywistości powinien codziennie wplatać zasady i regułki oraz matczyną troskę z cierpliwością.

Dobrać właściwy klucz

Genowefa Szocik – nauczycielka nauczania początkowego w Szkole Podstawowej w Duksztach obchodzi w tym roku 50 – lecie swojej pracy pedagogicznej. I właściwie mogłaby z czystym sumieniem odpoczywać już na zasłużonej emeryturze, gdyby nie to, że rodzice uczniów, którzy w ubiegłym roku rozpoczęli naukę w pierwszej klasie, gremialnie wyrazili prośbę, by nie kto inny, ale pani Gienia nadal prowadziła ich pociechy przez meandry pierwszych lat szkolnych.

– Wychowałam już kilka pokoleń, teraz moi byli uczniowie przyprowadzają do mnie swoje dzieci. To cieszy i dodaje skrzydeł. Bo nauczyciel starszy wiekiem wcale nie musi być gorszy od młodego. Wręcz przeciwnie, ma teraz czas na to, by w stu procentach poświęcić się pracy. Doświadczenie, znajomość psychologii – to droga do sukcesu. Czasy się zmieniają, ale w głębi duszy ten mały człowiek, który zasiada pierwszy raz w szkolnej ławce, czuje i myśli podobnie jak jego rówieśnik sprzed lat – z fascynacją mówi o swojej pracy doświadczona nauczycielka.

I rzeczywiście trzeba podchodzić do pracy z sercem i ze świadomością, że nauczanie początkowe to fundament dalszego kształcenia. A to, czy będzie trwały i solidny, by podźwignąć ciężar trudów nauki, zależy od samego nauczyciela.

– Tak naprawdę nie ma złych dzieci. Wszystkie są chętne do nauki, chcą się uczyć, moim zadaniem jest je tylko odpowiednio ukierunkować, zachęcić. Do każdego znaleźć odpowiedni klucz, który pozwoli dotrzeć do jego duszy – opowiada Genowefa Szocik dodając, że w każdą maleńką duszę stara się tchnąć najlepszą cząstkę swojej duszy. – Dzięki takiemu „porozumieniu dusz” wzajemne zależności opierają się bardziej na relacji nauczyciel-doradca, pomocnik i dziecko mające prawo do błędu.

Odkryć powołanie

Początki pracy pedagog-jubilatka wspomina z nutką sentymentu, jednak daleka jest od idealizowania. Zawsze marzyła o tym, by zostać nauczycielką. Szczególnie motywowali ją do tego rodzice – Jadwiga i Bolesław Dąbrowscy. – Rodzice nieustannie przypominali nam, w tym również mojemu bratu Bronisławowi i siostrze Janinie, o wartości nauki. Tato był uznanym kowalem i dumny był z każdych naszych dokonań. Rodzice starali się stworzyć nam najlepsze warunki do zdobycia wykształcenia, kosztem swojej ciężkiej pracy – uzasadnia swój wybór. Do pierwszej placówki młoda nauczycielka skierowana została w 1964 roku – była to szkoła w Wołkarabiszkach, później dzięki protekcji Ludwika Młyńskiego, ówczesnego dyrektora, znalazła się w szkole w Mejszagole, uczyła tam 3 lata.

Jednak najwierniejsza pozostała szkole w Duksztach, gdzie pracuje nieprzerwanie od 1972 roku. Na drodze kariery pedagogicznej spotykała wielu wyjątkowych ludzi – od współpracowników po dyrektorów. – Mam duże szczęście, że i obecna dyrektor – Czesława Bartoszewicz to uznany autorytet. Wiele mogę się od niej uczyć – konsekwencji, stawiania wymagań, ale i oddania, poświęcenia dla uczniów i ideałów tej „pracy u podstaw” – stwierdza wychowawczyni, świadoma odpowiedzialności, jaka na niej spoczywa. Bo nauczyciel to nie tylko zawód, to prawdziwe powołanie, jak mawiał pionier psychologii wychowawczej i pedagogiki, Jan Władysław Dawid: „W żadnym zawodzie człowiek nie ma tak wielkiego znaczenia jak w zawodzie nauczycielskim. Architekt może być złym człowiekiem i zbudować dom ładny i wygodny. A już nauczyciel – zły człowiek jest sprzecznością w samym określeniu, niemożliwością. Nauczyciel taki może tego lub innego nauczyć, rzeczy oderwanych, przypadkowych, ale pozostanie uczniowi obcym, w życiu jego żadnego wpływu nie odegra”.

Pedagogika serca

O tym, że Genowefa Szocik to właśnie ta nauczycielka, która odgrywa bardzo ważną rolę w życiu swoich uczniów, świadczą liczne dowody sympatii, ciepłe słowa. Ot, chociażby list napisany przez absolwentów – uczniów 10 klasy w 2002 roku: „Nasza pierwsza nauczycielka, Genowefa Szocik, (…) nigdy srogo nie karała, lecz doradzała, podtrzymywała na duchu i uspokajała, gdy coś się nie udawało. Mogliśmy przytulić się do Pani, bo wiedzieliśmy, że zawsze obejmie nas swymi dobrymi rękoma. Uczyła nas kultury i szacunku...”

Żeby doczekać się takich słów potrzeba wielu lat starań, wysiłku, sumienności i odpowiedzialności. Pani Gienia jest tego świadoma, chociaż stale podkreśla, że przecież nic wielkiego nie robi – wskazuje dzieciom właściwy kierunek, naprowadza, odsłania rąbki wiedzy i tylko wkłada w to całe serce, bo... taka już jest. Dobro dzieci stawia zawsze na pierwszym miejscu.

Ale zaznacza, że to one same mają wpływ na swój los, a ich rodzice niosą na barkach ciężar dobrego wychowania. – Ja tylko ukazuję jakiś sposób myślenia, czasem poinstruuję, podpowiem rozwiązanie problemu, ale to rodzice, dziadkowie trudzą się, by z ich pociechy wyrósł mądry młodzieniec lub panna – opowiada, podkreślając, że poprawne relacje nauczyciela z rodzicami to gwarancja sukcesów dziecka.

– Współpraca z rodzicami powinna opierać się na wzajemnym zaufaniu i zrozumieniu, że wszystkim nam chodzi wyłącznie o dobro dziecka, i jeżeli zwracamy na coś uwagę, to dlatego, że się martwimy, próbujemy zapobiec ewentualnym zagrożeniom. Cieszę się, że mam do czynienia z mądrymi rodzicami, dobrze się rozumiemy – dodaje z uśmiechem doświadczona nauczycielka.

Wie, że mamie i tacie czasem bardzo trudno obiektywnie spojrzeć na swoje dziecko, bo też jest mamą – wraz z mężem Romualdem wychowała dwie córki – Jolantę i Wiolettę. A w dodatku jest też babcią szesnastoletniej Honoratki i dziesięcioletniego Radka.

Rozdawać światło

Pozytywne nastawienie, skromność, ciepły stosunek do dzieci i prawie nie schodzący z twarzy uśmiech – to przymioty Genowefy Szocik, jakie zapisały się w pamięci najstarszych uczniów. I... nie zmieniły się do dzisiaj. Tak jest, gdy praca staje się pasją, wypełnia całe życie. Mimo wielu obowiązków domowych, wychowywania dzieci, nauczycielka nigdy nie zaniedbała przygotowania się do lekcji – w ten sposób przejawiał się jej szacunek do uczniów, starała się ich nie zawieść. Konspekty, materiały dydaktyczne – wszystko wymyślała sama, by zajęcia urozmaicić, nauczyć poprzez zabawę. Dziś chętnie udziela porad młodym następczyniom.

Poeta Adam Asnyk powiedział, że „ten zwycięzcą, kto drugim da najwięcej światła z siebie”. Nie ma wątpliwości, że laur zwycięzcy powinien dziś ozdobić głowę tej pierwszej nauczycielki, której światło tli się w duszach kilkuset wychowanków.

Niech to będzie taki symboliczny hołd złożony tym wszystkim pierwszym nauczycielkom, które nie tylko nauczyły nas pisać „mama”, ale często okazywały matczyną cierpliwość i miłość w tamtych trudnych momentach pierwszych szkolnych kroków, dziś już tylko szczelnie zamkniętych w objęciach ramek ze zdjęciami. Echo tych kroków rozbrzmiewa jednak do dziś.

Monika Urbanowicz

Na zdjęciu: dla wnuków Honoratki i Radka to nie nauczycielka, ale ukochana babcia.
Fot.
archiwum

<<<Wstecz