Wileńska młodzież na Marszu Żywej Pamięci Polskiego Sybiru

Obowiązkiem – pielęgnować pamięć

12 września w Białymstoku odbył się XIV Marsz Żywej Pamięci Polskiego Sybiru. Sybiracy i ich potomkowie z Polski, Litwy, Ukrainy, Białorusi, Estonii, Łotwy i innych krajów przyjechali do Białegostoku, aby uczcić pamięć rodziców, krewnych i przyjaciół zmarłych w odległych zakątkach Rosji. W uroczystości brała też udział młodzież z naszej szkoły – im. Sz. Konarskiego w Wilnie.

Chcieliśmy oddać cześć zmarłym i zebrać informacje o zsyłkach od żyjących jeszcze uczestników tych wydarzeń, lecz to, co usłyszeliśmy, było o wiele bardziej wstrząsające i przerażające niż sądziliśmy.

W dniach 14-18 czerwca 1941 zaczęły się pierwsze masowe wywózki na Syberię – tzw. pierwsza fala. Już w pierwszym tygodniu zostało wywiezionych około 30 tys. osób. Drugą falą wywózek była akcja o kryptonimie „Wiosna”. Właśnie wtedy zesłana została największa część ludności, głównie inteligencja i tzw. „wrogowie narodu”, czyli ci, którzy w jakiś sposób mogli zaszkodzić władzy sowieckiej. Ostatnia „czystka” odbyła się w 1951 r. – akcja „Jesień”. Ogółem zesłano 132 tys. mieszkańców Litwy. Uważa się, że 28 tys. – w większości dzieci i osoby starsze – umarło w drodze.

Niektórzy wciąż pamiętają, jak to się zaczęło. Niespodziewane głośne pukanie w drzwi pośrodku nocy. Sowieckie mundury, karabiny. Strach i przygnębiająca świadomość, że któryś z twoich przyjaciół, z ludzi, którym ufałeś, wydał cię w zamian za obiecaną, ale wątpliwą wolność. To jeszcze bardziej potęgowało uczucie zagubienia i bezradności. Potem już tylko wypchane bydlęce wagony, oddzielenie od swojej rodziny, żeby jeszcze bardziej przygnębić ludzi i koszmarna podróż przez pół Rosji. Nikt nie znał celu podróży, lecz wszyscy wiedzieli, że ich los jest już przesądzony. W wagonach z powodu braku powietrza i wody umierało mnóstwo ludzi i bywało, że ich ciała leżały na podłodze jeszcze kilka dni, deptane przez innych. Gdy na postoju wyjmowano to, co z nich zostało, mało kto mógł rozpoznać ich twarze. Rzucano zwłoki na śnieg, nawet nie zakopując i jechano dalej. U celu podróży, ze śmierdzących wymiocinami, uryną i rozkładem wagonów wysypywało się około osiemdziesięciu „żywych trupów”. Tylko tak można nazwać tych zmordowanych makabryczną podróżą i wieczną niepewnością ludzi.

Życie toczyło się dalej. Katorżnicza praca codziennie zbierała swoje żniwo, zostawiając po sobie szlak wychudzonych i zamęczonych nieboszczyków. W najlepszym wypadku składano ich w nieoznaczonych grupowych grobach, w najgorszym zostawiano tam, gdzie leżały, żeby „dać przykład innym”. Ludzie nigdy nie zobojętnieli na widok tego koszmaru, lecz stał się on rutyną.

W niektórych umysłach zaległa się chęć buntu, odważna, lecz nierozważna zarazem, bowiem brak sił, odpowiednich warunków pogodowych, liczby ludzi, gotowych poświęcić się dla innych, z góry skazywała tę śmiałą ideę na niepowodzenie. Zesłańcy nie mogli stawić jawnego oporu, lecz myśl, że może kiedyś to się skończy, może ludzie znajdą sposób, by odnaleźć w sobie człowieczeństwo skłoniła niektórych do przemycania listów, jedzenia i innych środków niezbędnych do życia. W obozach pojawiły się polskie książki, z których uczono dzieci języka i historii Polski, pojawiały się informacje o rodzinach zesłańców w innych obozach i robiono wszystko, żeby nie zapomnieć swego pochodzenia, swej narodowości i nie dać się stłamsić sowietom.

Sowieckie zesłania trwały 10 lat. Można nazwać to cudem, ale przez ten czas świadomość własnej narodowości nie zmalała, wręcz przeciwnie – ci, co byli wychowywani na obczyźnie w polskim duchu o wiele bardziej cenili sobie potem własne pochodzenie, ojczystą ziemię, własny lud.

Cisi bohaterowie XX wieku to właśnie oni – bezimienne postacie wychowujące młode pokolenie w polskim duchu, z narażeniem swojego życia wbijające do młodych głów trzy słowa: „Bóg, Honor, Ojczyzna”. Wieczne słowa, wieczne wartości, wieczna wiara. Wiara w lepszy czas, w niepodległość Polski, Litwy i wszystkich krajów, które objęła „czerwona zaraza”. My, jako potomkowie heroicznych straceńców, mamy obowiązek chronić i pielęgnować pamięć o nich, by następne pokolenia brały z nich przykład, uczyły się najważniejszych wartości. Po co? Jak mówi stare polskie przysłowie „Ci, co zapominają historię, skazani są na jej powtórzenie”.

Ciągle naiwnie wierzymy, że przeminął już czas wielkich wojen i wielkich bohaterów, ale historia ciągle się powtarza i prędzej czy później wojna, „siostra ludzkości”, znów da o sobie znać. Do tego czasu pamięć o naszych przodkach i ich szlachetne czyny powinny przetrwać kolejne pokolenia. Do tego czasu przypominajmy sobie historie opowiadane przez ojców i dziadków, cicho się zastanawiając: „A co ja bym zrobił na ich miejscu?”

Gabriela Szejbak

Na zdjęciu: uczniowie szkoły im. Sz. Konarskiego przy pomniku Sybirakom.
Fot.
archiwum szkoły

<<<Wstecz