Šalaševičiute „odjechała” na starcie
Była rzeczniczka praw dziecka Rimante Šalaševičiute została nowym ministrem zdrowia i już na starcie w roli ministerki podzieliła się z żurnalistami swymi „postępowymi” poglądami na sprawy kontrowersyjne w litewskim społeczeństwie.
W wywiadzie dla radia „Laisvoji banga” nowo upieczona minister była szczera i autentyczna. Zapytana przez dziennikarza, co sądzi o aborcji, problemów z odpowiedzią nie miała żadnych. Otóż, zdaniem szefowej resortu, którego obowiązkiem jest piecza nad życiem i zdrowiem obywateli, „aborcji nie należy kobietom bronić, gdyż jest to prawo do ich decyzji”. Innymi słowy dziecko prawa do życia nie ma, bo kobieta ma mieć prawo do decyzji, czy mu pozwolić narodzić się, czy nie pozwolić. Logika minister zaiste darwinowska głosząca, że wyżywa tylko silniejszy gatunek. Słabszego i bezbronnego można zabić i nazwać to jeszcze prawem kobiety.
Ale to tylko początek, jeżeli chodzi o „postępowe” poglądy byłej rzeczniczki praw dziecka, jakby makabrycznie nie brzmiało to zdanie w podanym kontekście. W wywiadzie bowiem dziennikarz dla Šalaševičiute zadaje kolejne podchwytliwe pytanko interesując się, co nowa minister sądzi na temat eutanazji. Ale ministerka i w tym przypadku nie daje się zbić z „progresywnego” tropu dając do zrozumienia, że w kwestii uśmiercania osób cierpiących, chorych i niedołężnych również jest, co się nazywa, otwarta na wszelkie możliwe opcje. Jedynie że społeczeństwo jak na razie nie jest jeszcze, zdaniem indagowanej, przygotowane na „nowoczesne” rozwiązania, dlatego w tej materii potrzebna jest „szeroka dyskusja”. „Mamy przykład Belgii, gdzie rodzice mogą zadecydować w sprawie eutanazji swych dzieci. Ta nowo przyjęta regulacja prawna wywołała dużo dyskusji. Dlatego, uważam, my również powinniśmy rozpocząć o tym dyskutować”, tonuje na początek ostrze swej wypowiedzi minister zdrowia uspakajając, że projektów prawnych w tej materii na razie nie szykuje. Jednak już w następnym zdaniu nie jest w stanie ukryć swego bardzo „postępowego” poglądu również w tym temacie. „Uważam, że taka ustawa (o eutanazji, znaczy się – przyp. autora) pomogłaby rozwiązać problemy człowieka, któremu trudno się żyje...”, rzecze pani minister. Czyli zastrzyk z trucizną i „problemy człowieka, któremu trudno się żyje”, mamy z głowy – oto sposób szefowej resortu zdrowia na problemy ciężko schorowanych ludzi. Mnie jednak w takiej sytuacji pytanie jedno nasuwa się jakby samo: „Czy ministerstwo, którego stery Šalaševičiute właśnie przejęła, ma się nadal nazywać resortem zdrowia, czy należałoby go przemianować bardziej adekwatnie do poglądów jego kierowniczki, na ten przykład ministerstwo śmierci nienarodzonych i przestarzałych.
Cóż, tak „postępowej” minister niedługo zazdrościć nam będą nawet Belgowie czy Holendrzy, pionierzy wszelkiej „nowoczesności” i „postępu”. Šalaševičiute mogłaby bowiem i ich zakasować, bo jest nie tylko że osobą idącą z duchem czasu, ale na dodatek czyniącą to wszechstronnie. Jeszcze będąc w Sejmie starała się np. wdrożyć na Litwie bardzo „progresywne”, na modłę norweską, prawo dotyczące ochrony praw dziecka. W Norwegii, jak by ktoś nie wiedział, „progres” w tej materii jest zaiste imponujący. Czujni urzędnicy socjalni dziecko rodzicom mogą zabrać tam, co się nazywa, na zawołanie. Na przykład na donos „osoby życzliwej” o przemocy werbalnej pomiędzy małżonkami. Taki sygnał zgodnie z norweskim prawem już może być wystarczającym powodem, by rodzice byli pozbawieni praw rodzicielskich. Powodem odebrania dzieci może też być „niewystarczająca zaradność ekonomiczna” rodzicielów. Gwoli sprawiedliwości i z ulgą prawdziwą muszę przyznać, że Sejm nie podzielił norweskich fascynacji posłanki, ale fakt inicjatywy pozostaje.
W takiej sytuacji pozostaje przestrzec litewskich staruszków, rodziców i dzieci aby trzymali się jak najdalej od „minister zdrowia” Šalaševičiute. Wyjdzie to im na zdrowie.
Tadeusz Andrzejewski