Przejął szkołę, pozostawił gimnazjum

STEFAN DUDOJĆ, wieloletni dyrektor Gimnazjum im. J. Śniadeckiego w Solecznikach, nauczyciel, społecznik, obecnie – emeryt i ojciec rodziny – z Czytelnikami „Tygodnika Wileńszczyzny” dzieli się doświadczeniem życiowym i zawodowym.

– Pochodzę ze wsi Skajwany w gminie dziewieniskiej. Kiedyś była to okazała wieś licząca 50 zagród, obecnie zamieszkałych jest tylko pięć domów. Młodzież opuściła wieś i życie w niej zanika – z żalem mówi pan Stefan Dudojć. Mimo że od kilku dziesięcioleci jest mieszkańcem Solecznik, ciągle czuje więź z małą Ojczyzną, gdzie się urodził i rozpoczął swój życiowy szlak, niemal w całości poświęcony oświacie polskiej.

Pierwsze lekcje życia

Podobnie jak inni chłopcy w jego wieku, w latach powojennych nie miał łatwego dzieciństwa. Trudno było o nie szczególnie w wielodzietnej rodzinie. Rodzice harowali na roli, dzieci pomagały im w gospodarstwie domowym. Opiekę nad młodszym rodzeństwem przejęła starsza siostra. Czyniła to kosztem własnej nauki w szkole.

Tak jak wielu jego rówieśników, młody Stefanek jeszcze w wieku szkolnym poznał dwie prawdy – jedną słyszał z ust rodziców, drugiej uczono w szkole. Szkoła w Szorkach nauczała po polsku, ale program nauczania, a szczególnie wychowania, był socjalistyczny, radziecki.

– Historia, której uczono w szkole, diametralnie różniła się od tej, którą słyszałem z ust ojca. Dotyczyło to również ówczesnego systemu wychowania młodzieży szkolnej. Jako człowiek wierzący, ojciec nawet nie chciał o tym słyszeć, że wstąpię do pionierów. Chciałem być jak wszyscy moi koledzy, więc w tajemnicy przed ojcem wstąpiłem do pionierów, ale z szacunku do rodziców nigdy nie zakładałem czerwonego krawatu w domu. Wracając ze szkoły chowałem go w krzakach, by rano zabrać i założyć już tylko w szkole – wspomina Stefan Dudojć.

Z dyplomem do ojczystych stron

Po ukończeniu szorkiajskiej szkoły S. Dudojć w 1961 roku wstąpił do Wileńskiej Szkoły Pedagogicznej. W odróżnieniu od swoich kolegów z ławki szkolnej wybrał kierunek humanistyczny, a nie techniczny. Wpływ na jego decyzję, jak się okazało życiową, miała nauczycielka Maria Motuz, która zauważyła w uczniu zdolności do nauki. Swoimi myślami podzieliła się z ojcem Stefana, który nie sprzeciwił się woli syna.

– Dostałem się na kierunek nauczania początkowego. W latach 60. w Wileńskiej Szkole Pedagogicznej studiowało bardzo dużo młodzieży, wystarczy powiedzieć, że na moim roku było 60 studentów. Wielu z moich kolegów z lat studenckich, podobnie jak i ja, przez całe życie przepracowali w oświacie polskiej – zaznacza pan Stefan.

Przed rozpoczęciem pracy w Szkole Podstawowej w Szorkach musiałem odbyć służbę wojskową. Wcale tego nie żałuję, służyłem w m. Puszkino koło Leningradu i tam zdobyłem ogromne doświadczenie, nauczyłem się dyscypliny, porządku i oceniania sytuacji życiowych.

Z dyplomem pedagoga klas początkowych młody specjalista powrócił do rodzimych stron, w których wówczas trudno było narzekać na brak polskich szkół, więc szybko otrzymał zatrudnienie. W Szkole Podstawowej w Szorkach od nauczyciela klas początkowych awansował na wicedyrektora. Tu w połowie lat 70. spotkał swoją przyszłą małżonkę Łucję. Rodowita wilnianka po ukończeniu Wileńskiego Instytutu Pedagogicznego marzyła o pracy jak najbliżej domu. Otrzymała przydział do Szorek, znajdujących się w odległości ponad 100 km od stolicy. Stefan zaopiekował się młodą nauczycielką, za każdym razem odwoził ją na przystanek autobusowy swoim węgierskim motocyklem. Koleżeństwo zawodowe z czasem przerodziło się w uczucie, którego finałem był ślub.

Po pewnym czasie rodzina nauczycieli przeniosła się do Dziewieniszek, rozpoczęła tutaj pracę w miejscowej szkole średniej.

– Po dwóch latach pracy na stanowisku wicedyrektora w Dziewieniszkach otrzymałem propozycję objęcia stanowiska zastępcy przewodniczącego ds. ideologicznych w poszkońskim kołchozie im. Maryte Melnikaite Dałem się namówić ówczesnym władzom rejonowym na zmianę kierunku pracy, o czym do dzisiaj żałuję – wyznaje S. Dudojć.

Pomyłka życia

Nie ma co mówić, praca w kołchozie zasadniczo różniła się od pracy w szkole. Jednak najbardziej dokuczało to, że była to praca niewdzięczna i nie wiadomo, komu potrzebna. Do obowiązków zastępcy należała przede wszystkim organizacja imprez kulturalnych, obchodów świąt państwowych itd. Rzeczywistość natomiast odbiegała od teorii socjalistycznej, której cele popierało wielu, lecz nie wszyscy wierzyli w ich wykonywalność. Ludzie nie wstydzili się brać tego, co uważali za swoje. Nie brak też było „pomocników” ze strony. W latach 80. już żadna ideologia nie mogła pomóc w przekonaniu ludzi o tym, że czynią źle.

– Pewnego razu, jadąc obok pól ziemniaczanych, zauważyłem jak grupa ludzi kopie kołchozowe ziemniaki. Ludzie mnie zauważyli i uciekli do pobliskiego lasu. W lesie znalazłem wielki kopiec ziemniaków, o ogólnej wadze chyba z 10 ton. Przeraziło mnie to – mówi pan Stefan.

Siedem lat pracy w kołchozie ciągnęły się długo i męcząco. Nadarzyła się jednak okazja na wyrwanie się z tego błędnego koła – była to propozycja powrotu do pracy w oświacie. Rodzina Dudojciów nie wahała się ani przez chwilę. Z Poszek wyjechali do Solecznik, gdzie pan Stefan zaczął dyrektorować miejscowej polsko-rosyjskiej szkole średniej. Był to rok 1987.

Trudne początki

Największa trudność, z jaką spotkał się nowo mianowany dyrektor w szkole – to opłakany stan budynku: dziurawy dach, poszarpane ściany korytarzy, nieszczelne okna i drzwi, w związku z czym w okresie zimowym temperatura w klasach nie przekraczała 15 stopni. Szkoła, odkąd istniała nie widziała remontu, więc dyrektor poświęcał sporo czasu rozwiązaniu spraw gospodarczych. Wówczas mało kogo interesowało, że szkoła nie posiada własnych środków na remonty, a te grosze, które jej wyasygnowano, często docierały z opóźnieniem.

– Zdarzało się, że otwierałam rodzinną skarbonkę, żeby dokonać zakupów i nie znajdowałam w niej pieniędzy. Mąż zaciągał pożyczkę w rodzinie, by pilnie kupić farbę do szkoły – wspomina pani Łucja.

W latach 90. w Solecznikach została wzniesiona nowa litewska Szkoła Tysiąclecia Litwy. Wybudowana z rozmachem nowoczesna placówka, wyposażona w kilka sal sportowych oraz basen, stanowiła poważną konkurencję dla pozostałych szkół miejskich, polskiej i rosyjskiej. Część rodziców skusiło się na światowe warunki do nauczania i zabrało swoje dzieci do szkoły litewskiej.

– Był to najtrudniejszy okres w całym moim dyrektorowaniu. Swoim konkurentom mogliśmy przeciwstawić tylko wysoki poziom nauczania, ale zdawaliśmy sprawę z tego, że jest to za mało. Nie wolno było zwlekać z renowacją naszej szkoły. Staraniami samorządu solecznickiego i Stowarzyszenia „Wspólnota Polska” zostały podjęte pierwsze kroki ku realizacji danego celu. Zaczęliśmy od budowy nowego dachu – opowiada dyrektor.

Satysfakcja z wykonanej pracy

Podstawowe prace renowacyjne zostały rozpoczęte w 2007 roku i trwały nieprzerwanie przez dwa lata. W lutym 2009 roku odbyła się uroczystość poświęcona zakończeniu renowacji gmachu placówki oświatowej. W trakcie renowacji zostały odnowione i ocieplone ściany budynku, przeprowadzono remonty klas, korytarzy, stołówki oraz sali sportowej. Ponadto budynek został wyposażony w dwie windy przeznaczone dla osób niepełnosprawnych oraz salę do zajęć choreograficznych. Projekt inwestycyjny, którego budżet wynosił ponad 8 mln litów, został urzeczywistniony za sprawą wspólnych inwestycji samorządu rejonu solecznickiego, Fundacji „Pomoc Polakom na Wschodzie”, Ministerstwa Oświaty i Nauki Litwy, Ministerstwa Spraw Zagranicznych RP. Jeszcze przed renowacją przypadł termin uzyskania przez szkołę miana gimnazjum, patronem został obrany wielki astronom, profesor Uniwersytetu Wileńskiego Jan Śniadecki.

– Byliśmy godni naszego patrona w czasie akredytacji. Uzyskaliśmy bardzo wysokie noty od członków komisji państwowej. Z niektórych dziedzin otrzymaliśmy maksymalną liczbę punktów – z dumą opowiedział Dudojć.

Jeszcze przed rozpoczęciem renowacji gimnazjum jej dyrektor doczekał się długo oczekiwanych chwil. Do jego gabinetu coraz częściej zaczęli przychodzić rodzice z prośbą o przyjęcie ich dzieci, które dotychczas uczyły się w konkurencyjnej szkole litewskiej najnowocześniejszej nie tylko w Solecznikach, ale i na Litwie. Ofiarna i cierpliwa praca grona pedagogicznego zaczęła dawać coraz bardziej obfite plony. Gimnazjum niejednokrotnie zwyciężało w plebiscycie „Najlepsza polska szkoła na Litwie”, zaś jej maturzyści z powodzeniem kontynuują naukę na uczelniach wyższych na Litwie i w Polsce.

Andrzej Kołosowski

<<<Wstecz