Orlen: „wywdzięczona” przysługa

Wileński sąd zamroził aktywa rafinerii Orlen Lietuva warte 8,5 mln litów, doniosły litewskie media. Do aresztu finansów płockiej spółki doszło na wniosek litewskich kolei państwowych „Lietuvos Geležinkeliai”, które domagają się od rafinerii zapłaty za wykorzystywanie kolejowej infrastruktury.

Spór Orlenu z „Lietuvos Geležinkeliai” jest dawny. Ciągnie się właściwie od początku inwestycji na Litwie (nawiasem mówiąc, największej w dziejach) polskiej spółki, która już na starcie miała pod górkę z litewskimi partnerami w biznesie, takimi jak „Klaipedos Nafta”, czy właśnie „Lietuvos Geležinkeliai”. Chodziło o wysokość opłat za wykorzystywanie infrastruktury, które to opłaty dla Orlenu zostały radykalnie podwyższone. O ile poprzedni właściciele możejskiej rafinerii, jak chociażby amerykański koncern Williams International, korzystali ze znacznych ulg ze strony litewskich spółek państwowych, o tyle płockiemu koncernowi już na dzień dobry te ulgi zostały cofnięte.

W początkowym stadium konfliktu biznesowego doszło nawet do sabotażu ze strony litewskich partnerów Orlenu. „Lietuvos Geležinkeliai” rozmontowały tor kolejowy prowadzący z Możejek na Łotwę po to, by uniemożliwić Orlenowi korzystanie z łotewskiego naftoportu według konkurencyjnych stawek i wymusić na nim kupowanie usług u litewskich kontrahentów według narzuconych przez nich cenników. Oficjalnie linia kolejowa na Łotwę została rozebrana, bo była stara i wymagała remontu. W rzeczywistości było jasne, że to był tylko sposób na prowadzenie biznesu przez litewskie spółki państwowe. Potwierdza zresztą to sam przebieg „remontu”, który jest prowadzony (do dzisiaj) w tempie, w jakim Kreml „remontuje” naftociąg „Drużba”. Przypomnijmy, że naftociąg „popsuł się” zaraz po tym, gdy Możejki przeszły z rąk Jukosu do polskiej spółki. Można więc rzec, że metody działania litewskich spółek państwowych okazały się zadziwiająco podobne do tych metod, jakich używają kontrolowani przez Kreml rosyjscy monopoliści z branży energetycznej. „Nam partija stroit’ i żit’ pomagajet” mogą zaśpiewać zatem jednym głosem, bo są siebie warci.

Orlenowi taka „pomoc” na Litwie odbija się czkawką od lat. Szczególnie dzisiaj, gdy sytuacja makroekonomiczna na światowym rynku paliw jest bardzo trudna, płocki koncern ponosi dotkliwe straty z powodu wybujałych kosztów infrastrukturalnych. W roku 2013 manko wyniosło aż 94,3 mln USD. Wymusza to na koncernie redukcję mocy (aktualnie rafineria pracuje na minimalnej, bo zaledwie 60-procentowej mocy produkcyjnej), a nawet zwalnianie personelu. Tak naprawdę możejska rafineria, która jest największym płatnikiem do litewskiego budżetu, znalazła się na skraju bankructwa i potrzebuje wsparcia ze strony państwa. Interes jest obopólny. Orlenowi zależy na wydobyciu się z dołku finansowego i ustabilizowaniu ekonomicznej sytuacji firmy, litewskiemu rządowi musi zależeć na wpływach, jakie rafineria poprzez podatki wpłaca do budżetu oraz, naturalnie, na utrzymaniu zatrudnienia.

Tymczasem nawet po spotkaniu kierownictwa Orlenu z premierem Butkevičiusem, który zapowiedział „adekwatne działania” ze strony państwowej spółki „Lietuvos Geležinkeliai”, nic się nie zmieniło. Przeciwnie, litewskie koleje, pewnie w ramach „adekwatnego działania”, podały do sądu płocki koncern, aresztowując w ten sposób jego aktywa. Wygląda to trochę tak, jakby litewskie państwo chciało zarżnąć kurę, która znosi złote jajka.

Przed kilkoma laty władze Polski podjęły polityczną decyzję, kupując po znacznie zawyżonej cenie kupę złomu zwaną rafinerią „Mažeikiu nafta”, by w ten sposób pomóc Litwie uchronić obiekt ze strategicznej branży przed przejęciem przez kapitał rosyjski. Dziś Litwa wywdzięcza się Polsce za przysługę...

Tadeusz Andrzejewski

<<<Wstecz