Zacznijmy może od nowa?

Zastanawiam się, jaką krzywdę mogłaby nam wyrządzić Polska, żeby jakoś uzasadnić zaszczytne drugie miejsce w plebiscycie pt. „Państwa wrogie Litwie”. Może zaorać sąsiadowi miedzę jak niegdyś Kargule Pawlakom? Albo podrzucić nam świnię, a raczej dzika zarażonego wirusem afrykańskiego pomoru świń w celu zdziesiątkowania litewskiej trzody chlewnej. Co, to już było? W dodatku choróbsko najpierw zaatakowało Białoruś i Litwę, dopiero potem Polskę...?

No to już nie wiem. Splądrować Marychę? Mam na myśli wyłowienie wszystkich płotek z rzeczki granicznej, w Polsce zwanej Marychą, na Litwie zaś Marą. Albo jeszcze gorzej. Podrzucić do przecinającego nasze granice jeziora Gaładuś (lit. Galadusys) jakiego agresywnego gadusia. Takiego jak Lotti, żółw sępi, na którego przez kilka tygodni ubiegłego sezonu ogórkowego polowali Niemcy, bo podstępne bydlę pogryzło dziecko. Żadne tam śmichy chichy. W ramach tego polowania jezioro Oggenrieder Weiher na południu Bawarii kompletnie osuszono z wody, wszystkie ryby przeniesiono do specjalnych pojemników, zaś teren akwenu otoczono płotem pod napięciem. Mało tego, w obławie oprócz licznych przedstawicieli straży gminnej i innej brali udział fachowcy od gadziej psychiki. Tacy żółwiowi mentaliści, prawie jak genialny Patrick Jane z amerykańskiego serialu kryminalnego Mentalista, którzy uczestników obławy uczyli, cytuję: „myśleć jak żółw, oceniać teren jak żółw, kombinować, gdzie byśmy się schowali będąc żółwiem i tam szukać!” I wszystko na nic, bestii nie dorwano do dziś dnia. Ale ja nie o tym. Zamożnych Niemców stać było na to, by niezwykle kosztownym, a trwającym kilka tygodni polowaniem na jednego gada zabawiać całą Europę. Gdyby coś takiego przydarzyło się Litwie, obawiam się, że nasza ślicznie (pod panowaniem Dalii Gdybauskaite) przyśpieszająca gospodarka zaczęłaby poważnie buksować. Tym to sposobem Polska pozbyłaby się rywala na światowych rynkach eksportowych. A więc jednak gaduś w Gaładusiu.

A tak zupełnie serio. Jedyną przykrością, którą Polska może wyrządzić Litwie, jest nieangażowanie się we wspólne projekty gospodarcze i polityczne, co się ostatnio (z wiadomych powodów) zdarza, wywołując zresztą wielką irytację strony litewskiej. Jednakże doszukiwanie się wroga w sąsiedzie, który niedawno rzucał się nam wylewnie na szyję, a teraz kłania się grzecznie, acz chłodno i z pewnej odległości, uważam za grubą przesadę. Zgadzam się za to z wykładowcą Instytutu Stosunków Międzynarodowych i Nauk Politycznych UW Nerijusem Maliukevičiusem, że obecny wynik powinien być dzwonkiem alarmowym dla polityków oraz intelektualistów po obu stronach granicy. Powołane przed dwoma laty Polsko-Litewskie Forum Dialogu i Współpracy im. Jerzego Giedroycia, podobnie jak coraz liczniejsze nawołujące do odbudowywania wzajemnego zaufania wypowiedzi zarówno litewskich jak i polskich autorytetów, świadczą o tym, że ci ostatni są już swej misji świadomi. Jednak skoro dziś (wg badań spółki „Spinter tyrimai”) prawie jedna trzecia mieszkańców Litwy (26,8 proc. ankietowanych) zalicza Polskę do wrogów Litwy, to znaczy, że społeczeństwo przed argumentami intelektualistów chroni mocny pancerz starych i świeżo nabytych uprzedzeń. Cóż, miejmy jednak nadzieję, że kropla nie tylko kamień, ale i pancerz drąży.

A w międzyczasie... Skoro w stosunkach polsko-litewskich cofnęliśmy się do oziębłych czasów przedtraktatowych, może trza zacząć budować je od nowa. Czyli na scenę proszeni są politycy. Przypominam, że pierwszy rękę do zgody zawsze wyciąga mądrzejszy. Albo szybszy niż Lotti, co na jedno wychodzi. Błagam tylko, nie zaczynajcie znów od składania nas – mniejszości – na ołtarzu odbudowywanej przyjaźni. W XXI wieku to nawet nieeleganckie, wręcz barbarzyńskie. Poza tym nikomu i niczemu nie służy, a jak się kończy... no właśnie widzimy.

Lucyna Schiller

<<<Wstecz