W Ludwinowie poświęcono nowy krzyż

Znak wierności Bogu

Chwalcie łąki umajone, góry, doliny zielone… Odkąd na ziemi zapanował maj, mieszkańcy podwileńskiego Ludwinowa każdego wieczora zbierają się pod krzyżem, aby razem – modlitwą i śpiewem – chwalić Panią Świata, prosić Ją o potrzebne łaski i dziękować za to, co za Jej wstawiennictwem daje im dobry Bóg.

Miejscowi mieszkańcy z zadowoleniem mówią, że Ludwinowo jest tą wyjątkową miejscowością na Wileńszczyźnie, której granice znaczą aż dwa krzyże: jeden stoi na wjeździe do osiedla, drugi – na wyjeździe.

Dziś już nikt dokładnie nie pamięta, kiedy został wzniesiony bardziej odporny na czas żelazny krzyż. Ale gdy zaczął chylić ku ziemi swe ramiona stojący na wjeździe krzyż drewniany, przy którym od lat są odprawiane nabożeństwa majowe, natychmiast pośpieszono mu na ratunek.

Duch wspólnoty

Z inicjatywą wzniesienia nowego krzyża wystąpiła pochodząca z Mamowia (parafia połukniańska) Wanda Wiszniewska, od ponad 17 lat mieszkająca w Ludwinowie. Zawdzięczając ofiarności jej syna, Józefa Wiszniewskiego, rodziny Tomiłowiczów, Marcinkiewiczów, Zacharewiczów i Dany Rimiene, którzy przeznaczyli na ten cel pieniądze, i pracowitości cieśli Tomasza Milewskiego, pomysł w krótkim czasie przybrał realne kształty.

Na początku maja w Ludwinowie, na skrzyżowaniu dróg, gdzie stanął nowy krzyż i kapliczka z figurką Matki Bożej Majowej, odbyła się piękna uroczystość poświęcenia. Na wspólnej modlitwie, której przewodniczył ks. Edward Dukiel, wikariusz z parafii Zwiastowania Najświętszej Maryi Pannie w Landwarowie, zgromadziło się wielu mieszkańców Ludwinowa. Przyszli i starzy, i młodzi, aby być świadkami bądź co bądź doniosłego wydarzenia na miarę całej okolicy. Wszak w dzisiejszym zagonionym świecie odosobnienia nie tak często zdarzają się okazje, kiedy stając obok siebie możemy poczuć ducha łączącej nas więzi i wspólnoty.

– Niech ten krzyż dla wszystkich, którzy tędy przechodzą lub przejeżdżają będzie znakiem, że w tej miejscowości mieszkają ludzie wierni Bogu. Prośmy Stwórcę, aby ten symbol wiary chrześcijańskiej bronił was i chronił poprzez pokolenia – błogosławiąc zebranych podczas aktu poświęcenia krzyża powiedział ks. Edward Dukiel. A lekki wiosenny deszczyk przyszedł księdzu z pomocą, rzęsiście skrapiając głowy zgromadzonych pod krzyżem wiernych.

Pamiętać, chronić i czcić

– To ten krzyż mnie tutaj sprowadził – powiedziała w rozmowie z gazetą pani Barbara, która na uroczystość do rodzinnego Ludwinowa przyjechała z Landwarowa. Pani Barbara ze wzruszeniem wspominała swe dzieciństwo, beztrosko spędzane w Ludwinowie pod czujnym okiem opiekuna Józefa Buchowca.

– Już 86 lat żyję w Ludwinowie. Lubię to miejsce. Nigdy nie umiałam go opuścić na zawsze. Rodzice i siostra wyjechali do Polski, a mój mąż schował metryki dzieci, żeby tylko nie jechać. Ja też nie chciałam wyjeżdżać. Potem odwiedzałam swych bliskich w Polsce. Zobaczyłam, że nic dobrego tam nie zyskali. Cieszę się, że nie wyjechałam z rodziną. Jedyne, z czego nigdy nie byłam zadowolona, że smutno i ciężko bez swoich najbliższych. Wszyscy poumierali na obcej poniemieckiej ziemi – z żalem opowiada Jadwiga Środa.

Na uroczystość do Ludwinowa przybyła także Stefania Dawydenko z domu Urbanowicz, była nauczycielka miejscowej szkoły. Pani Stefania podjęła się niełatwego trudu udokumentowania historii swojej wsi, która od 1968 roku stała się integralną częścią Wilna. Nie bacząc na status i przynależność, mieszkańcy dzisiejszej stołecznej ul. Ludvinavo prowadzą sielski żywot: sadzą ogródki, hodują zwierzęta gospodarcze.

Przemawiając do zgromadzonych na łączce pod krzyżem sąsiadów pani Stefania zachęcała do tego, aby dbali o spuściznę, którą pozostawili im przodkowie.

– Wszyscy jesteśmy skądś, gdzie są nasze korzenie. My jesteśmy z Ludwinowa! Na cmentarzach w Góralach, Chazbiejewiczach, w Ludwinowie, w Ponarach pod kaplicą są groby naszych dziadów i pradziadów. Jesteśmy tutejsi! Tu nasza ojcowizna i nasz ojcowski dom. Każdy z nas zapamiętał zapach rodzicielskiego domu, jego odgłosy, jego obraz. To wszystko powoli znika, bo odchodzą ludzie, a razem z nimi znika coś więcej. Czy uda się nam przedłużyć wszystko to, na czym opiera się nasza tożsamość, przynależność do tej ziemi?.. Nasi przodkowie niczego nie zabrali ze sobą. Zostawili nam nasze Ludwinowo z małymi chatkami i dużymi domami, ścieżki, po których chodzili… A nam, żyjącym, zostaje tylko jedno – przekazać to wszystko następnym pokoleniom. Pamiętać, chronić i czcić – podkreśliła Stefania Dawydenko.

Krzyż nie może upaść

– Moja mama kiedyś mawiała: „Pamiętaj, nie można pozwolić na to, aby krzyż upadł” – mówi Wanda Wiszniewska, która głęboko do serca wzięła słowa swej matki, śp. Janiny Dzienowagis. – Więc kiedy pewnego razu wracając do domu zobaczyłam, że nasz krzyż przechyla się na bok, postanowiłam zatroszczyć się o nowy – dodaje.

Ze swej strony nie mogę nie dodać, że idea wzniesienia nowego krzyża w Ludwinowie nie jest jedynym czynem tej aktywnej i nieobojętnej kobiety. Pani Wanda niejeden raz wspierała kościół w rodzimej parafii w Połukniu, chętnie przyczynia się do innych szlachetnych inicjatyw, służących zachowaniu spuścizny historycznej ojczystych stron.

W czasie uroczystości poświęcenia nowego krzyża mieszkańcy Ludwinowa dziękowali swej sąsiadce za troskę o szerzenie wiary wśród ludzi. Wanda Wiszniewska odwzajemniła życzliwe słowa podziękowaniem za wszelaką pomoc i udział w organizacji święta. Bo, jak zaznaczyła, dobrze jak są dwie ręce do roboty, ale cztery – jeszcze lepiej.

Zapraszając do udziału w codziennych nabożeństwach majowych pani Wanda szczególne słowa skierowała do przedstawicieli młodej generacji ludwinowian – Mirka Stachowicza, który czynnie pomagał przy ustawianiu krzyża i porządkowaniu terenu wokół, a także Eryka Mackiewicza. Chłopaki każdego dnia przychodzą na „majową”, aby modlić się wspólnie ze swymi starszymi sąsiadkami i sąsiadami, bo jak z przekonaniem stwierdza 19-letni Mirek – wiara w życiu każdego człowieka jest najważniejsza.

Za codzienny udział w modlitwach majowych pani Wanda podziękowała także dla całych rodziny Stachowiczów, Mackiewiczów, Władysławy Bielak, Kariny i Beaty Pawłowskich, Sabiny Urbanowicz, Gabrieli Turowskiej, Danuty, Dominiki i Gabii Zacharewicz, pani Staniszauskiene, Janiny Aleksandrowicz, Jadwigi Manachowskiej.

Uroczystość poświęcenia stała się przyjemną okazją ku temu, aby wspomnieć o ludziach, którzy przez lata zabiegali o to, aby ten krzyż – realny i symboliczny – trwał w sercach i umysłach miejscowych mieszkańców. Nieżyjąca już Maria Romanowa z rodziny Mojsiewiczów zawsze przy krzyżu sadziła kwiaty. Młodsze pokolenie mieszkańców Lilia i Stanisław Stankiewiczowie jakiś czas temu zasadzili tutaj choinki. Jan Wołosewicz, państwo Danuta i Edward Zacharewiczowie, Irena i Antoni Marcinkiewiczowie postarali się o to, aby uroczystość poświęcenia krzyża w Ludwinowie była zorganizowana w jak najlepszym stylu.

Przedtem jak zaczęto majowe nabożeństwa odprawiać w plenerze, przy krzyżu, modlący się zbierali w domu u Jadwigi Sabiny oraz Jadwigi Gajdulewicz. O duchowość wsi zawsze troszczyli się także Stefania Środa, Helena Sabina, Jadwiga Sabina, Julian Zacharewicz, Zenon Kuczyński.

Obecna na uroczystości poświęcenia krzyża schorowana i z trudem poruszająca się Helena Bistraitiene, z domu Mojsiewicz, nie mogła się nacieszyć, iż doczekała tak pięknego dnia. Jej rodzina przed laty brała udział w ustawianiu starego krzyża.

– Za mego życia to już trzeci krzyż w tym miejscu. Dobrze, że go mamy – mówił Edward Zacharewicz. – Nigdy nie mijamy go obojętnie…

Irena Mikulewicz

Na zdjęciach: uroczystość poświęcenia nowego krzyża stała się doniosłym wydarzeniem na miarę całej okolicy; podziękowanie Wandzie Wiszniewskiej za troskę o szerzenie wiary wśród ludzi.
Fot.
autorka

<<<Wstecz