2014 – Rokiem Rodziny

Nieoczekiwany dar losu – czworaczki

W obecnym roku Kościół na Litwie, wiele diecezji w Polsce, a także Organizacja Narodów Zjednoczonych w centrum uwagi postawiła rodzinę, jej rolę i znaczenie w życiu społecznym, gospodarczym, religijnym. Bo o jej sile trzeba nieustannie przypominać, zwłaszcza dzisiaj, gdy dewaluuje się pojęcie rodziny odchodząc od tradycji ukształtowanej przez wieki.

W świetle tych wszystkich zmian dobrze jest uświadomić sobie, że wokół nas jest wiele dobrych rodzin, dzięki którym „lepiej i mądrzej” patrzymy na to, co próbują nam wmawiać tzw. „eksperci” od współczesnego wychowania.

Dokładnie trzynaście lat temu (6 marca minął ten pamiętny dzień) rodzina Krystyny i Ryszarda Gancewskich powiększyła się o cztery maleńkie osoby, które dosłownie przewróciły dotychczasowe życie do góry nogami. O ile obawy przyszłej mamy były uzasadnione, o tyle tato – sam będąc jedynakiem – zarażał optymizmem i wyszukiwał pozytywne strony tej niecodziennej sytuacji. „Mąż mnie pocieszał, że damy radę, że nawet jeżeli będą początkowe trudności, to z czasem będzie tylko lepiej” – wspomina z uśmiechem pani Krystyna. I wiele w tym racji, bo o tym początkowym kieracie dziś już coraz mniej się pamięta, a nawet trudno uwierzyć w to, że trzeba było jednocześnie karmić, czy przewijać cztery niezwykle ruchliwe i ciekawe świata istoty. Podobnie było z wyjściem na spacer – to iście logistyczne zadanie wymagało pomocy innych osób – na szczęście zawsze można było liczyć na rodzinę i przyjaciół.

I tak dziś Ewelina, Augustyn, Daniel i Robert wkraczają w wiek dojrzewania, zaczynają odkrywać i poszukiwać własne drogi, jednocześnie stawiając przed rodzicami nowe wyzwania.

Na czym polega osobliwość tej rodziny, że od czasu do czasu media pukają do drzwi ich domu, by podejrzeć przez przysłowiową dziurkę od klucza jak im się wiedzie, czym żyją na co dzień. Bo fenomen czworaczków dziś już nieco przyblakł, a pozostał człowieczy los wspólnoty takiej, jakich wiele...

Różnią się jednak od innych. Podejściem do życia, wartościami wykuwanymi w codziennym kształtowaniu. Emanuje z nich ciepło, serdeczność i otwartość na drugą osobę. Nie narzekają, nie czekają aż ktoś będzie się nad nimi litował, biorą swoje życie we własne ręce. I starają się uczynić je dobre, wypełnione miłością, troską, tolerancją. „Usiłujemy tłumaczyć dzieciom, że nie jest ważne to, co masz, ale to jakim jesteś człowiekiem. Uczymy ich, by potrafili się dzielić tym co mają, doceniać to, jak żyją” – opowiada pani Krystyna. Cała czwórka uczy się w szkole muzycznej gry na skrzypcach. W styczniowym przedsięwzięciu dobroczynnym zespołu „Stella Spei” kierowanym przez Ilonę i Adama Jurewiczów włączyli się do koncertu. „Bardzo się cieszyli, że w taki sposób mogli pomóc innym, coś z siebie dać, i wnieść swój wkład w dobre dzieła, ja też się cieszę, że oni to rozumieją” – dodaje, dumna z osiągnięć dzieci, mama.

„To taka przystań stała”

Dzięki właściwym proporcjom w wychowaniu i tłumaczeniu udaje się rodzinie sprawnie żeglować po wzburzonych wodach życia codziennego. Rodzice zgodnie stoją u steru tłumiąc nagromadzone emocje, cierpliwie odpowiadając na pytania, które niczym echo, czasem trzeba powtórzyć cztery razy. Zaczynają się zarysowywać różnice pomiędzy Eweliną a chłopcami, ona zwraca uwagę na inne rzeczy, chłopcy jeszcze czasem bywają bardziej dziecinni. Zdarza się jednak, że ich zachowanie zaskoczy dojrzałością. Tak było np. z telefonem komórkowym. „Kiedyś Daniel zgubił telefon, ja dałam mu swój, już nieużywany, co wiązało się to oczywiście z złośliwymi komentarzami rówieśników. Na szczęście, syn nie przejął się tym tak bardzo, bo pieniądze dołożył do wymarzonej Yamahy” – wspomina „poczwórna” mama, która jako pedagog społeczny zauważa że zbytni materializm negatywnie odbija się na budowaniu dobrych więzi międzyludzkich.

„Rodzina nadzieją żywa”

Na pytanie jak uzdrawiać współczesną rodzinę Krystyna Gancewska opowiada, że najważniejsze jest codzienne budowanie na właściwych, mocnych fundamentach. Pomaga w tym wiara, oparcie w mężu czy żonie, dobry przykład. „Czasem stawia się własne wygody ponad dobro rodziny, dzieci. Dlatego tak wiele współczesnych kobiet decyduje się na związki partnerskie, pozbawione sakramentalnego potwierdzenia, bo to już poważna deklaracja i odpowiedzialność. W takich związkach łatwiej spakować walizkę i zamknąć za sobą jeden etap życia, by po chwili, z kimś innym zacząć od nowa. To jednak tylko pozorne szczęście ” – stwierdza małżonka z dwudziestoletnim stażem. Według niej naprawianie relacji w małżeństwie, wkładanie wysiłku w poprawę związku owocuje głębszą więzią i wzajemnym szacunkiem.

Kiedy dzieci widzą jak rodzice rozwiązują konflikty, dyskutują, przebaczają sobie, sami uczą się podobnych zachowań. Wszak, jak wynika z łacińskiej sentencji „verba docent exempla trahunt – słowa uczą, przykłady pociągają” takie będą rodziny, jakie je sobie wychowamy.

„Jeżeli kochasz, czas zawsze odnajdziesz”

Dla Krystyny rodzina zawsze jest na pierwszym miejscu. Ale zdaje sobie też sprawę z tego, że nie można zaprzepaścić własnego rozwoju, przegapić czasu, kiedy można coś zrobić dla siebie. Bo dobra matka to nie tylko taka, która jest zadowolona z dzieci, ale przede wszystkim taka, z której mogą być dumne dzieci. Dlatego apeluje do kobiet, by zawsze były sobą, z tą swoją cząstką kobiecości, która czasem wyzwala niekontrolowane emocje i zachowania. Bo tylko wtedy, kiedy panie będą szanowały siebie, zdobędą szacunek mężów, dzieci, pracodawców, innych ludzi.

A godność kobiety zawsze warta jest podkreślania, nie tylko w Roku Rodziny.

„Posiadanie czwórki dzieci podniosło poprzeczkę w kontaktach z innymi ludźmi. Czuliśmy się bardziej obserwowani, ale zawsze staraliśmy się żyć normalnie, wszędzie bywać z dziećmi. Słuchaliśmy mądrych rad i wypracowywaliśmy własny model wychowania. W efekcie cały czas czujemy się związani jakąś niewidzialną nicią i ta więź towarzyszy i naszym dzieciom, i nam” – stwierdza pani Krystyna.

Prałat Józef Obrembski mawiał „uczcie się miłości w domu rodzinnym”. To przesłanie zdaje się być w pełni realizowane w tej sympatycznej rodzinie. Metaforycznie można ich porównać do barwnego kobierca utkanego z kolorowych nitek – każda ma swój własny kolor i przeznaczenie, ale wspólnie tworzą jeden niepowtarzalny wzór. Można brać z nich przykład, można przejść obojętnie, można też wsłuchać się w ich doświadczenie, uszczknąć coś dla siebie z tego ich rodzinnego szczęścia.

Monika Urbanowicz

Na zdjęciach: Gancewscy – AD 2004 i 2013.
Fot.
archiwum rodzinne

<<<Wstecz