Dzieci nie proszą o śmierć

Tytuł dzisiejszego komentarza zaczerpnąłem z wywiadu, jaki ukazał się niedawno w jednym z polskich dzienników z dyrektorem Wrocławskiego Hospicjum dla Dzieci dr. Krzysztofem Szmydem.

Dyrektor hospicjum dla dzieci odpowiada w nim na pytania dziennikarki dotyczące decyzji belgijskiego parlamentu, który uchwalił ustawę o eutanazji dla dzieci. „Legalizacja eutanazji wobec dzieci jest dla mnie dość trudna do zrozumienia. Mam bowiem wrażenie, że ludzie dorośli, którzy z samej swej istoty są za dzieci odpowiedzialni, mają się o nie troszczyć i je chronić, postanowili złamać to prawo” – ocenia dyrektor sam pomysł uchwalenia złowieszczej ustawy jako złamanie odwiecznego, wpisanego w ludzką naturę, porządku – troski rodziców o swoje potomstwo. Ta ustawa ten porządek łamie. I na nic są tutaj tłumaczenia, że eutanazja ma być stosowana tylko za zgodą samego dziecka. Dziecko bowiem z racji na swój etap rozwoju umysłowego nie jest w stanie taką zgodę świadomie, z pełną odpowiedzialnością o jej nieodwracalnych konsekwencjach przyjąć. Jak wyjaśnia dr Szmyd, który z zagadnieniem jest obeznany od strony empirycznej, chore dziecko zawsze zgadza się z wolą rodziców bądź opiekunów. Jeżeli dla jego dobra rodzice namawiają dziecko do przyjęcia leków, nieprzyjemnych, powodujących czasami wymioty, to dziecko zgodzi się z perswazją rodziców. Zgodzi się też na amputację ręki czy nogi, jeżeli dorośli wyperswadują mu, że to jedyna szansa na skuteczne leczenie. Przystanie też na eutanazję, gdy dorośli przekonają go, że jest to dla niego dobre. „Gdy z ust dorosłych padnie, że potrzeba jest eutanazji i że eutanazja jest dobra, to dziecko to przyjmie, ale to nie będzie wybór dziecka. To zawsze będzie wybór dorosłych” – nie ma wątpliwości dyrektor dziecięcego hospicjum.

Decyzja belgijskiego parlamentu o zabijaniu ciężko chorych dzieci cofa ludzkość do poziomu, na który wcześniej jeszcze nigdy bodajże nie spadła. Kiedyś myślałem, że Wikingowie – to barbarzyńcy, bo, zdarzało się, wrzucali do morza niemowlęcia płci żeńskiej albo głodzili na śmierć nieporadnych starców. Jednak dzisiaj zdanie swoje jestem zmuszony skorygować. Większymi barbarzyńcami są belgijscy posłowie i popierające ich w większości społeczeństwo. Wikingowie bowiem uśmiercali najmniej przydatne – w ich pojęciu – jednostki dla przetrwania ich społeczności w obliczu grożącej im śmierci głodowej. Belgowie natomiast własne dzieci zamierzają zabijać tylko dlatego, że są nieuleczalnie chore. W imię fałszywej litości nad ich cierpieniem (o bólu fizycznym mowy być nie może, współczesna medycyna jest w stanie całkowicie nad nim panować, zapewnia dr Szmyd) i prawa do godnej śmierci. Belgijski kazus z ustawą eutanazyjną dla dzieci jest przeto – w moim przekonaniu – nie przykładem ludzkiej litości, tylko obdarcia człowieka z cech, które wyróżniają go spośród innych stworzeń. Miłości, miłosierdzia, poświęcenia, heroizmu.

Eutanazja wprowadzona na początek w krajach „progresywnych”, jako metoda na godną śmierć dla osób starszych, cierpiących na nieuleczalne choroby, dziś staje się środkiem uniwersalnym na każdą sytuację trudną z ludzkiego punktu widzenia. Po starcach przyszła, bowiem, kolej na dzieci i nawet osoby umysłowo chore, które w Holandii też są uśmiercane za ich zgodą oczywiście, jakkolwiek ponuro nie brzmiałaby to stwierdzenie. W trosce o dalszy „progres” jest już dyskutowane w tym kraju kolejne rozwiązanie pod tytułem „pigułki miłosierdzia”, która ma być w domu każdego siedemdziesięciolatka, by ten w razie gdyby się poczuł zmęczony życiem, mógł „godnie” odejść.

Czy nie wydaje się Państwu, że ktoś w tych „progresywnych” krajach zażył tabletki na eutanazję rozumu?

Tadeusz Andrzejewski

<<<Wstecz