Tłusty Czwartek już, wkrótce Zapusty

„Słodka tajemnica” Wilna

„Duży i mały, chudy i tłusty z balu wracają bracia Zapusty. Jeszcze im w głowach płynie spod smyka karnawałowa skoczna muzyka” – do aktualnych dni karnawału, jak ulał, będą pasowały powyższe strofy wiersza. W wielu środowiskach zapewne też nie obejdzie się bez tradycyjnego rarytasu ostatniego karnawałowego czwartku – zwanego tłustym – lekko zarumienionych na tłuszczu pączków.

Około 4 tysiące tych złocistych krążków zostanie wypieczonych w cukierni „Słodka tajemnica” („Saldi paslaptis”), która od lat kultywuje w Wilnie polskie tradycje kulinarne. Wcześniej znana pod nazwą „Tagatis”, znajdująca się vis-a-vis kina „Forum Cinemas Vingis”, przy ul. Savanoriu, specjalizuje się przede wszystkim w różnych cukierniczych wyrobach. Jedną z głównych specjalności cukierni są pączki – puszyste, z drożdżowego ciasta, którymi nigdzie więcej w stolicy człowiek się nie uraczy. Jak twierdzi Danuta Łyskoit, właścicielka „Słodkiej tajemnicy”, zamawiane w cukierni pączki na tłusty czwartek przyjęły się przede wszystkim w polskich środowiskach Wilna. Widocznie wśród Litwinów i Rosjan nie do przebicia pozostają – ociekające tłuszczem, skwarkami, czy też dżemem lub masłem – bliny.

Jedyne w stolicy

Oprócz pączków w tłusty czwartek królują również chrusty, czyli faworki. Bowiem te łatwiejsze są do zrobienia w domowych warunkach. Z kolei pączki na większości wileńskich stołów pochodzą z jednego źródła – cukierni „Słodka tajemnica”. „Najwięcej tych słodkości przygotowujemy pod koniec karnawału – na tłusty czwartek, ewentualnie pączki są zamawiane także na ostatki – we wtorek przed Popielcem” – opowiada pani Danuta.

Na pytanie, dlaczego dotychczas w stolicy nigdzie nie znajdziemy podobnych słodyczy, właścicielka jednoznacznej odpowiedzi nie podaje. Tajemnica prawdopodobnie kryje się w tradycjach cukierni zaczerpniętych w Polsce. „Przez pierwsze miesiące w cukierniczym cechu pracowali technolodzy z Łodzi, dlatego nasze pączki są takie, jak te w Macierzy” – tłumaczy Danuta Łyskoit, wymieniając rodzaje nadzienia: mak, jabłka, krem „Advocat” i – najpopularniejsza – marmolada. Oczywiście „Słodka tajemnica” nie ogranicza się wyłącznie do złocistych krążków. W cukierni można nabyć wiele innych ciast i ciasteczek, tortów, chrustów; wielką popularnością cieszą się serniki. Na bazie sera zrobiony jest też firmowy deser cukierni „Kopiec kreta”. Wszystkie wyroby cukiernicze są wytwarzane na miejscu: na zapleczu kawiarni, dlatego zawsze są świeże.

Dzisiaj pani Danuta przyznaje, że kryzys nie ominął też jej kawiarni – mniejsza liczba klientów dała się we znaki. „Sporo ludzi wyjechało z Litwy, inni liczą każdy grosz. Zamawiając słodycze na różne przedsięwzięcia, klient chce wszystko mieć jak najtaniej” – mówi pani Danuta. Cukiernia, oprócz słodyczy, serwuje codzienne obiady w cenie około 10 litów. Dla większych zamówień proponuje obsługę gastronomiczną przyjęć, pracownicy wykonują na zamówienia ciasta i torty na komunie, wesela, przyjęcia jubileuszowe.

Byle smacznie i tłusto…

Zapustowa tradycja ostatków nakazuje huczne świętowanie i sute jedzenie od tłustego czwartku, który rozpoczyna ostatni tydzień przed Wielkim Postem, zwany zapustami. Tradycja słodkich przyjemności i beztroskiego oddawania się nieumiarkowaniu w jedzeniu podczas ostatnich dni karnawału towarzyszy naszej kulturze od wieków. Zapustowe biesiadowanie ciągnęło się kilka dni: urządzane w wiejskich miejscowościach kuligi, zabawy w przebierańców, wypędzanie zimy i witanie wiosny, tańce do białego rana, suto zastawione stoły podyktowane były nakazem „wybawienia się” i „wyszalenia się” przed 40-dniowym postem. Zwyczaj masowej konsumpcji tłustych wypieków miał też przyczyny ekonomiczne – przed okresem pokuty i umartwienia należało zużyć zapasy tłuszczu, cukru, jaj i owoców.

Na Litwie w zapusty popularne są naleśniki z różnym nadzieniem, nazywane blinami oraz placki ziemniaczane. W Polsce – nieodzowne są pączki i faworki. Na współczesnej Wileńszczyźnie podczas organizowanych zabaw zapustowych przyjęły się i jedne, i drugie, byleby były smaczne. Co ciekawe, że dawniej pączki były nadziewane słoniną, boczkiem i mięsem, zaś popijano je wódką. Takie na słodko pojawiły się w XVI wieku.

Karnawałowe ostatki

Geneza tłustego czwartku sięga starożytności. Był to dzień, w którym świętowano odejście zimy i nadejście wiosny. Ucztowanie opierało się na jedzeniu tłustych potraw, szczególnie mięs oraz piciu wina, a zagryzkę stanowiły pączki przygotowywane z ciasta chlebowego i nadziewane słoniną. Rzymianie obchodzili w ten sposób raz w roku tzw. „tłusty dzień”. W kulturze chrześcijańskiej zwyczaj hucznych zabaw i karnawałowych szaleństw przyjął się w ostatnich dniach poprzedzających Wielki Post. Natomiast nazwa „karnawał” wywodzi się z włoskiego „carne vale” i oznacza „mięso żegnaj”. W czasie tym należało najeść się do syta, bowiem przez kolejne 1,5 miesiąca trzeba zaciskać pasa i pościć.

Dawne przysłowie mówi: „Powiedział Bartek, że dziś tłusty czwartek, a Bartkowa uwierzyła, dobrych pączków nasmażyła”. Według jednego z przesądów, aby w ciągu roku się powodziło, w tłusty czwartek należy zjeść chociaż jednego pączka. Pozostaje więc wierzyć i życzyć, aby Czytelnik zasiadający do lektury „Tygodnika”, poczuł niebo w gębie zajadając złote pączki i chrusty…

Teresa Worobiej

Na zdjęciu: uczniowie ze szkoły-przedszkola „Zielone Wzgórze”, kultywując polskie tradycje, w każdy tłusty czwartek zakupują złociste pączki w „Słodkiej tajemnicy”.
Fot.
autorka

Zajadanie słodkości ma oczywiście swoje ujemne strony: jeden pączek – to nawet 400 kalorii. Wiele osób, po skonsumowaniu pączka albo dwóch…, ma później ambicję wyzerować niekorzystny bilans i spalić nadmiar przyswojonego tłuszczu. To z kolei nie lada wyzwanie! Aby spalić równowartość kaloryczną 1 pączka, można na przykład: biec przez pół godziny z prędkością 11 km/h, pływać kajakiem przez godzinę, malować ściany przez 2 godziny, czy też robić na drutach przez 4 godziny. Powrót do formy można jednak rozłożyć w czasie, w końcu nie bez powodu zaraz po Zapustach czeka nas 40-dniowy post.

<<<Wstecz