Pachołki Moskwy patriotycznego chowu

Popłakałam się na wieść o ostatnim okolicznościowym przemówieniu ojca prawie wszyst¬kich Litwinów Vytautasa Landsbergisa. Z uciechy. Coś co tzw. postępowa prawica latami pielęgnowała jako przepiękny patriotyczny lok na czole Litwy okazuje się być obrzydliwym kołtunem, na widok którego Bruksela pogoni nas z odrazą: „To i idźcież sobie, i idźcie, i idźcie!”

Czyż może być coś piękniejszego niż „Tetušis” w Dniu Odrodzenia Państwa Litewskiego obsobaczający forpocztę litewskiego wojującego nacjonalizmu jako największych wrogów państwa? Jako tych, którzy prąc do referendum w sprawie zakazu sprzedaży ziemi obcokrajowcom brutalnie wloką ojczyznę wprost w smoczą paszczę Putina. Jako tych, którzy chcą nas skłócić z Unią Europejską, zepchnąć „do Eurazji, z powrotem do klatki”. A gdy już będziemy w tej klatce siedzieli, „panowie Panka i Šliužas z rąk samego księcia Murzy (dziś Gervaldasa – L.S.) odbiorą Ordery Czerwonej Gwiazdy” – ostrzega Landsbergis struchlałą proeuropejską część społeczeństwa.

Osobiście podzielam niechęć „Tetušisa” do wymienionych powyżej panów, gdyż ich radosną działalność na szkodę Litwy obserwuję od lat. Nieznany mi był jedynie ani sam lider tej referendalnej gonitwy – Pranciškus Šliužas, ani jego patriotyczne zasługi. Dziś już wiem, że Šliužas to rączy (choć niemłody) rumak ze stajni Romualdasa Ozolasa. O takiejż samej jak honorowy szef centrystów biografii i takimż silnym stężeniu patriotyzmu we krwi. Tylko obiekt tego patriotyzmu się zmienił, ale nic to. Litwę niepodległą obaj kochają równie ostentacyjnie co czynnie, jak kiedyś „tarybinę tevynę”.

No i przez ten ich eksponowany patriotyzm, a ściślej – nacjonalizm, sytuację mamy pikantną i nie dla każdego zrozumiałą. Jestem pewna, że część obywateli na demaskującą wypowiedź Landsbergisa zareagowała bezbrzeżnym zdumieniem: Jakże to, ojczulku, ci ludzie sługusami Moskwy? Toż to najwięksi obrońcy Litwy przed obcymi. Któż jak nie oni podczas wszystkich narodowych świąt wychodzą na ulice miast z transparentami: „Litwa dla Litwinów!”? O kimże innym, jak nie o ich młodzieżówce prezydent Grybauskaite powiedziała: „Mówicie nacjonaliści, a ja nazwałabym ich młodzieżą narodową”. A posłanka-konserwatystka Agne Bilotaite piała do wtóru z zachwytu, że nikt inny nie jest w stanie tak żywo, pięknie i masowo czcić świąt narodowych. Partyjna wychowanka Landsbergisa ubolewała jedynie, że te nacjonalistyczne przemarsze są „jedyną ideą i inicjatywą zrodzoną oddolnie, przez społeczeństwo”. No to doczekała drugiej. Też oddolnej, też utopionej w gęstym patriotycznym sosie, udekorowanej takąż atrybutyką, waleniem w bębenki i śpiewaniem narodowego hymnu. A tu patriarcha konserwatystów czegoś niezadowolony. Inicjatorów referendum określa mianem szkodników, którzy tylko udają, że walczą o interes narodowy.

No cóż, słowo się rzekło. Chyba pierwszy raz w życiu podzielam zdanie patriarchy. Ale też mu współczuję. Prawica bowiem latami – bez próby protestu i refleksji – hołubiła na swym łonie wojujących nacjonalistów tylko dlatego, że miała kim szczuć Wileńszczyznę. Wśród ogłoszonych dziś wrogami Litwy i sługusami Kremla dywersantów-referendziarzy widzę te same osoby, które organizowały na Wileńszczyźnie depolonizujące obozy, pikietowały przeciwko dopuszczeniu do legalizacji dwujęzycznych napisów czy uchwaleniu ustawy o mniejszościach, zaś AWPL oskarżały to o „propagowanie antypaństwowych idei” i domagały się to jej zdelegalizowania, to żądały usunięcia z rządzącej koalicji.

Odkąd jednakże wiemy, komu ten bat na Polaków naprawdę służy, kto odważy się z niego korzystać? Co prawda widzę, że już ukręcono nowy, jednakże wątła posłanka-blondynka Bilotaite, nawet gorliwie wspierana przez patriarszego wnuka, to jednak nie to samo, co tamci.

Lucyna Schiller

<<<Wstecz