Niech żyje chamstwo?

W ponie­działek w przestrzeni litewskich mediów elektronicznych ukazał się komentarz niejakiego Arturasa Jančysa, dotychczas nieznanego autora. Opatrzony został bulwarowym tytułem „Chamskie splunięcie polskich polityków w twarz Litwy”, zaś treść komentarza nie odbiega od brukowego charakteru tytułu: jest niewybredna i pozbawiona większej wartości.

Fakt pojawienia się tego „pisarza” bulwarowego na portalu lrytas.lt – pretendującego do miana medium opiniotwórczego – nie dziwi, gdyż portal wciąż nie może wyzwolić się od swojego pierwowzoru, czyli „Komsomolskiej Prawdy” słynącej z szerzenia kłamstwa. Świadczy też o tym, że protest AWPL był strzałem w dziesiątkę, krokiem niewątpliwie słusznym. Świadczy o tym między innymi rozgłos, który nastąpił po demarche’u członków sejmowej frakcji AWPL oraz nagłośnienie problemu cynizmu zarówno V. Landsbergisa, jak też partii konserwatywnej czy poszczególnych przedstawicieli będących u steru władzy na Litwie.

Więcej>>>


Refleksje poświąteczne z Landsbergisem w tle

13 stycznia jest dniem, w którym pochylamy się nad pamięcią bohaterów niepodległej na nowo Ojczyzny. Jednak w dniu zadumy i refleksji, jaki musiałby łączyć naród, to Vytautas Landsbergis, ikona niepodległości, wykorzystuje sejmową trybunę, by podsycać w społeczeństwie podziały, jątrzyć, straszyć.

Kiedyś, kiedy żył jeszcze jego odwieczny rywal Algirdas Brazauskas, to on był głównym celem świątecznych ataków konserwatysty. Pamiętam jak przed kilkoma laty, będąc na widowni historycznej sali sejmowej, mogłem wysłuchać mowy zaczepnej Landsbergisa wobec politycznego rywala, który zostawił go z nosem w wyścigu prezydenckim. Mowa była długa i mentorska, jak to u Landsbergisa. Konserwatysta spuentował ją z grubsza myślą o tym, że dziś, po latach, wszyscy są bohaterami, tylko jak trzeba było walczyć, to niektórzy byli mało odważni balansując na dwie strony. – No tak, były też czasy, kiedy jedni siedzieli w sowieckich łagrach, podczas gdy inni w tym czasie uwodzili im żony, natychmiast ripostował przywódcy „Sajudisu” Vytenis Andriukaitis, który w tym celu zaraz po nim wszedł na mównicę. Wymianę „uprzejmości” zdziwieni ambasadorzy obcych państw (zapraszani na uroczyste posiedzenie Sejmasu) nie bardzo załapali, jednak dla „swoich”, obeznanych z litewskimi realiami, aluzje były aż nadto oczywiste.

Więcej>>>


Straszny tatunio, kochany dziadunio

Dla przeciętnego człowieka posiadanie rodziny jest wielkim szczęściem, dla człowieka-symbolu może już być pewnym kłopotem.

Dowodem na to sędziwy Ojciec Wszystkich Lojalnych Obywateli Litwy Vytautas Landsbergis, który właśnie wprowadza na polityczne salony wnusia Gabrieliusa. I aż dziw bierze jak to młode Landsbergisiątko, do niedawna anonimowe, z dnia na dzień przekształca się w medialnego gwiazdorka. Tu udzieli wywiadu, tam żurnalistom mignie, ówdzie zamieści polityczny bełkocik... Słowem, rwie do politycznych żłobów nie lękając się żadnej śmieszności i nie zważając, że współobywatele też rwą... z niego boki. Tym bardziej, że wnusio – wbrew oficjalnym poglądom dziadunia – zapatrzony w Zachód jak sroka w kryształowe lustereczko. W równie demagogicznym co patetycznym elaboracie o tym, „dlaczego w litewskiej polityce potrzebna jest zmiana pokoleń” (DELFI) przekonuje, że największą wartość Litwy stanowią właśnie ci młodzi, którzy mieszkali, studiowali, pracowali i zaczynali biznes... na Zachodzie. No i swoją polityczną karierę zamierza budować nie w rodzimej stolicy jeno w Brukseli i Strasburgu. Szykuje Drang nach Westen! Marzy mu się mandat europejskiego parlamentarzysty.

Więcej>>>


<<<Wstecz