Rok 2014 w blisko 25-letnim życiorysie Społecznego Komitetu Opieki nad Starą Rossą rozpoczął się w sposób szczególny: został uhonorowany przez Fundację Kronenberga przy Citi Handlowy w Warszawie Nagrodą im. prof. Aleksandra Gieysztora. W związku z tym wysokim wyróżnieniem w Wilnie wizytę złożyli prof. dr Andrzej Rottermund, dyrektor Zamku Królewskiego w Warszawie, przewodniczący Kapituły Nagrody oraz Krzysztof Kaczmar, prezes Zarządu Fundacji Kronenberga przy Citi Handlowy. Goście zwiedzili Rossę, aby z autopsji zapoznać się z dokonaniami SKOnSR, których wynikiem jest ponad 70 odrestaurowanych, zakonserwowanych, odbudowanych lub wzniesionych nowych pomników w miejscach spoczynku zasłużonych Polaków.

O uhonorowaniu SKOnSR i dwóch dawnych rezydencjach

Wywiad z prof. dr. Andrzejem Rottermundem, dyrektorem Zamku Królewskiego w Warszawie, przewodniczącym Kapituły Nagrody im. prof. Aleksandra Gieysztora

Panie profesorze – zwracam się do Andrzeja Rottermunda – co zadecydowało, że wilnianie znaleźli się w tak szacownym gronie nagrodzonych. Zostali trzecim w 15-letniej działalności Fundacji laureatem spoza granic Polski – po Kazimierzu Piotrze Zaleskim, dyrektorze Biblioteki Polskiej w Paryżu i prof. Normanie Daviesie, wybitnym angielskim historyku, badaczu m. in. dziejów Polski i Litwy?

– W tym roku, zresztą jak co roku, wpłynęło ponad 90 zgłoszeń do Nagrody imienia profesora Aleksandra Gieysztora. Wśród nich znalazły się instytucje i osoby spoza granic Polski a zasłużone dla ochrony polskiego dziedzictwa narodowego. Była bardzo szeroka dyskusja w trakcie posiedzenia naszej Kapituły. Braliśmy pod uwagę bardzo wiele aspektów. W pierwszym rzędzie – zaangażowanie społeczne. Nagroda im. prof. Aleksandra Gieysztora przeznaczona jest dla tych wszystkich instytucji, dla tych wszystkich osób, które oddają swój czas, swój niezwykły zapał, swoją wiedzę dla ratowania i propagowania kultury polskiej, dziedzictwa polskiego nie tylko w Polsce, ale i zagranicą.

Myślę, że Społeczny Komitet Opieki nad Starą Rossą w Wilnie spełniał te warunki w sposób niepodważalny. Urzekła nas przede wszystkim efektywność działalności: w tych bardzo trudnych warunkach, gdzie istnieją ograniczenia finansowe, ograniczenia biurokratyczne, ograniczenia nieraz konserwatorskie, udało się Komitetowi uratować i zakonserwować ponad 70 pomników cmentarnych na tej wspaniałej, powiedziałbym z punktu widzenia estetycznego, nekropolii. To były najważniejsze kryteria, które braliśmy pod uwagę w ocenie 92 wniosków. Nie mogę zdradzać wszystkich tajemnic, które są tylko i wyłącznie do wiedzy członków Kapituły, ale muszę powiedzieć, że wielkiej dyskusji nie wynikło. Była to tak znakomita kandydatura, którą w pełni świadomie i z ogromnym poparciem wszystkich członków naszej Kapituły wybrano.

Znając pana zaangażowanie w sprawy wileńskie jesteśmy szczególnie dumni, że pan profesor jest przewodniczącym Kapituły. Chciałabym prosić o kilka szczegółów z pańskiej biografii.

– Jestem historykiem sztuki. Skończyłem Uniwersytet Warszawski w roku 1964. Byłem uczniem profesora Stanisława Lorentza, człowieka, który z Wilnem bardzo był związany. Dlatego też problemy wileńskie od początku nie były mi obce. Obiektem mojego zainteresowania stało się muzealnictwo i badania nad sztuką polską XVIII i XIX wieku, architekturą, ale i malarstwem. Na przykład zajmuję się twórczością Bernardo Belotto, zwanym Canaletto, który zostawił nam wspaniały cykl widoków Warszawy z drugiej połowy wieku XVIII.

Byłem asystentem profesora Stanisława Lorentza w Muzeum Narodowym. Później w momencie, kiedy zapadła ostateczna decyzja o odbudowie Zamku Królewskiego w Warszawie, a był to cel życia profesora Lorentza, żeby Zamek – symbol naszej suwerenności, naszej państwowości został odbudowany, wtedy właśnie profesor mnie przeznaczył i mianował kuratorem oddziału Muzeum Narodowego w Warszawie – Zamek Królewski w Warszawie. Rozpocząłem pracę nad przygotowaniami do rekonstrukcji zamku, głównie do rekonstrukcji wnętrz zamkowych. Napisałem książkę o wnętrzach i o Zamku Królewskim w Warszawie w okresie panowania Stanisława Augusta. Na podstawie tej pracy habilitowałem się w roku 1985. Profesor chciał bardzo, żebym został po nim dyrektorem Muzeum Narodowego w Warszawie. Niestety, nie doszło to do skutku, ponieważ byłem bardzo silnie zaangażowany w prace w organizacjach związanych z Solidarnością i z komisją kultury Regionu Mazowsze Solidarności. Później byłem aktywnym organizatorem pierwszego Niezależnego Kongresu Kultury Polskiej. W okresie stanu wojennego zostałem wyrzucony z pracy i po wielu, wielu kłopotach, udało się później zdobyć możliwość zatrudnienia w Instytucie Sztuki Polskiej Akademii Nauk. Tam zrobiłem właśnie habilitację i w 87 roku, kiedy już troszeczkę było łagodniej w Polsce, udało się profesorowi Aleksandrowi Gieysztorowi, czyli patronowi naszej Nagrody a ówcześnie dyrektorowi Zamku Królewskiego, zaangażować mnie na swojego zastępcę.

W momencie odzyskania przez Polskę niepodległości zostałem mianowany wiceministrem kultury i sztuki. Byłem na tym stanowisku ponad rok. W 1991 roku, w listopadzie, zostałem mianowany dyrektorem Zamku Królewskiego w Warszawie i ciągle tym dyrektorem jestem.

W związku z tym pozwoli pan, że złożę gratulacje z okazji niemal już 23-letniego pańskiego pomyślnego zarządzania Zamkiem Królewskim w Warszawie. Jak się pan czuje w roli dyrektora tak ważnej instytucji?

– Zamek Królewski w Warszawie był odbudowany, jak wiadomo, i oddany do użytku w 1984 roku. Ale był to tylko i wyłącznie ten tzw. pięciobok zamkowy. Natomiast przed nami stało ogromne zadanie przyłączenia i odnowienia Pałacu pod Blachą, Arkad Kubickiego, ogrodów zamkowych i to wielkie zadanie spadło na mnie. W tej chwili już można powiedzieć, że to zadanie wypełniam, ponieważ w przyszłym roku będą zakończone prace przy ogrodzie górnym, co będzie prawie że ostatnim elementem odbudowy zamku. Przedtem były Arkady Kubickiego, Pałac pod Blachą: są to wszystko przestrzenie włączone do zamku, które funkcjonują, jako jedna wielka instytucja, która przyjmuje około 700 tysięcy zwiedzających rocznie. Organizujemy wiele wystaw międzynarodowych: do Stanów Zjednoczonych, Francji, Japonii, Chin, dla całego świata. Robimy również bardzo dużo wystaw w samym zamku. Mamy wielką i rozległą działalność edukacyjną. Przyjmujemy na specjalnych zajęciach dziesiątki tysięcy dzieci, młodzieży, ale też mamy programy dla osób starszych, które są na emeryturze. Ponadto – działalność muzyczna. Organizujemy liczne koncerty. Myślę, że warto też pamiętać o tym, że jesteśmy budynkiem reprezentacyjnym, w którym przyjmujemy wiele wydarzeń o charakterze społecznym, politycznym, naukowym, ale i też promocyjnym – gospodarki polskiej.

Był pan w Wilnie, kiedy dopiero rodziła się idea odbudowy tzw. Pałacu Władców, dawniej – Zamku Dolnego królów polskich i wielkich książąt litewskich. Uczestniczył pan i wspomagał szeroko odrodzenie tego symbolu litewskiej państwowości. Był też pan na uroczystościach finałowych, chociaż trudno to określić jako finał, w lipcu 2013 roku.

– Nasz związek z kolegami odbudowującymi pałac wielkich książąt litewskich jest bardzo ścisły od samego początku. Byłem pierwszy raz na Litwie w 1984 roku, kiedy już mówiło się o odbudowie pałacu. Później zostałem zaproszony przez dyrektora Romualdasa Budrysa do Wilna w 2001. Wtedy rozmawialiśmy bardzo konkretnie o projektach, analizowaliśmy je. Starałem się swoje doświadczenia z odbudowy zamku przekazać kolegom. Później, kiedy dyrektorem samodzielnym pałacu został pan Vydas Dolinskas, współpracuję z nim przy wyposażeniu pałacu. Przede wszystkim staram się pomóc wypożyczając niektóre dzieła sztuki, jedne na krótszy okres czasu, inne – na długoterminowe depozyty. Poza tym mamy bardzo bliską współpracę w dziedzinie wymiany personelu, dzielimy się doświadczeniem w zakresie pracy naukowej, edukacyjnej. Podpisaliśmy też wzajemną umowę o współpracy. W jej ramach wymieniamy personel, organizujemy sesje i konferencje naukowe i właśnie wypożyczamy różnego rodzaju obiekty. Będę dziś się widział z panem Dolinskasem, z którym będziemy rozmawiali o współpracy na najbliższe lata.

Panie profesorze, podoba się panu Wilno?

– Wilno zawsze mi się podobało. Jeszcze to, które znałem z fotografii Jana Bułhaka i z opowiadań profesora Stanisława Lorentza. Teraz, gdy przyjeżdżam do Wilna, to zazwyczaj nie mam czasu, żeby wszystko zobaczyć, tak że ciągle wracam…

Zna pan doskonale zasługi Stanisława Lorentza dla Wilna. Czy nie uważa pan, że w mieście, dla którego tak wiele zdziałał, przynajmniej jedna z ulic zasługuje na jego imię?

– Sądzę, że to się profesorowi należy, ponieważ zrobił bardzo dużo dla Wilna, kiedy był konserwatorem zabytków i kierownikiem Oddziału Sztuki województwa wileńskiego i nowogródzkiego. Jego zasługi są ogromne nie tylko dla samego Wilna, ale i okolic. Poza tym niezwykle cenna jest jego praca naukowa. Pozostawił na przykład bardzo interesującą książkę o Janie Krzysztofie Glaubitzu, jednym z czołowych architektów pracujących na terenie Wilna. Profesor zajmował się również klasycyzmem wileńskim: Gucewiczem, Podczaszyńskim. Myślę, że był tym, który dał podstawy badań architektury Wilna i sztuki wileńskiej XVIII i XIX wieku. Tak że powinien być wpisany do panteonu osób, które tutaj działały i które są zasłużone dla tego miasta. Ważne jest, że Wilno jest miastem przede wszystkim europejskim. A profesor Lorentz zawsze to Wilno kochał do końca swojego życia.

Przed blisko dwoma laty został pan powołany na stanowisko przewodniczącego Polskiego Komitetu ds. UNESCO. Działa pan w wielu innych organizacjach i instytucjach. W jaki sposób udaje się panu prowadzić tak rozległą działalność?

– Nie jest to łatwo. Trzeba mieć ogromną dyscyplinę. Nie spoglądać na zegarek i na kalendarz. Każde z tych stanowisk łączy jeden wielki cel: ochrona i konserwacja polskiego dziedzictwa kulturalnego i również pokazywanie tego dziedzictwa w kontekście europejskim.

Osiągnął pan bardzo dużo. Jest pan autorem wielu książek, pomysłodawcą i organizatorem wielu wybitnych wystaw w kraju i na świecie. Czy według pana na tym właśnie polega uroda życia?

– Myślę, że tak.

Którą ze swoich książek najbardziej pan lubi?

– Sądzę, że książkę, poświęconą Zamkowi Królewskiemu w Warszawie, czyli treści, funkcje rezydencji monarszej w XVIII wieku. Myślę, że jest to książka, która pokazuje jakby nowy wymiar rezydencji, jako siedziby władzy, jako siedziby życia artystycznego i kulturalnego, w okresie Oświecenia – jako centrum życia umysłowego I Rzeczpospolitej.

W pierwszej dekadzie lutego na Zamku Królewskim w Warszawie będzie miała miejsce uroczystość uhonorowania Społecznego Komitetu Opieki nad Starą Rossą w Wilnie. Proszę uchylić rąbka tajemnicy…

– Zawsze odbywa się w najpiękniejszej scenerii, jaka istnieje w Zamku, czyli w Sali Wielkiej, w której przebiegają wszystkie najważniejsze uroczystości.

Rozmawiała Halina Jotkiałło

Na zdjęciu: goście zwiedzili Rossę, aby z autopsji zapoznać się z dokonaniami SKOnSR.

<<<Wstecz