W 150. rocznicę Powstania Styczniowego

Perła baroku miała być cerkwią

W poprzednich odcinkach nadmienialiśmy o niszczeniu na niespotykaną dotąd skalę wileńskich kościołów katolickich, które nastąpiło po trzecim rozbiorze Polski. Większość świątyń przerobiono na cerkwie, klasztory – na więzienia. Kościoły św. Teresy (mniej więcej miejsce starej elektrowni na prawym brzegu Wilii), Marii Magdaleny (okolice Placu Katedralnego), św. Józefa Oblubieńca (skwer w pobliżu rynku Pod Halami, w okresie międzywojennym zwany Bosaczkami, od karmelitek bosych, których klasztor tu również się znajdował) zostały całkowicie wyburzone.

Iście szatański pomysł zrodził się w głowie Michaiła Murawjowa – Wieszatiela, największego wroga katolickich obiektów sakralnych Wilna, aby perłę baroku wileńskiego – kościół św. Piotra i Pawła na Antokolu całkowicie przerobić. Uzasadnienie – rzekomo zewnętrznie świątynia przypomina cerkiew prawosławną, a zatem wnętrze ozdobione rzeźbami, ornamentami i stiukami powinno odpowiadać stylowi całej budowli. Planowano urządzić ikonostasy, przedtem wyburzając kaplice w nawach bocznych, zlikwidować krużganek arkadowy prowadzący do klasztoru, ołtarze, ambonę, organy, zatynkować nagrobne tablice.

Zadanie to miał wykonać inżynier gubernialny arch. Iwan Lewicki. Na marginesie: jako architekt był niezwykle czynny w Wilnie. Wiele budowli przez niego zaprojektowanych nie zachowało się do naszych dni. Przetrwała natomiast kamienica przy ul. Wileńskiej 25 (z podwórzem przejściowym na ul. Jagiellońską – Jogailos), siedziba MSW (do wojny – wileński Urząd Wojewódzki – naprzeciwko Placu Katedralnego) i szereg innych. Wracając jednak do pomysłu przerobienia kościoła św. Piotra i Pawła na cerkiew. Na ten cel potrzebne były ogromne fundusze. Pewnie „Wieszatiel”, znany ze swej konsekwentnej działalności, w jakiś sposób znalazłby je. Na szczęście został odwołany, a na jego miejsce mianowano bardziej liberalnego gubernatora Aleksandra Potapowa. Nowy „władca” zapoznał się z projektem i kosztorysem i wydał polecenie „zostawić bez konsekwencji”. W ten sposób bezcenny zabytek przetrwał carską okupację. Potem sowiecką – jako jeden z nielicznych nie został zamknięty i w ten sposób uniknął dewastacji, jakiej doznało wiele innych świątyń wileńskich.

Gdy decydowały się losy bezcennych wileńskich zabytków, po mieście krążyły kartki papieru z wypisanymi odręcznie słowami „Pieśni powstańców litewskich”. Oto jej fragment: „Młodzież nasza zawsze dzielna/ Na Moskali iść gotowa,/ Za to pamięć nieśmiertelna/ W pokoleniach się przechowa!/ Dalej bracia, dalej żwawo,/ I znad Wilii i znad Niemna,/ Już na świecie nie tak łzawo,/Nasza przyszłość nie tak ciemna!.../ Świetne boje nas czekają!/ Przyszłość świetna błyszczy w dali!/ Pieśń na naszą nutę grają!/ A więc hurra na Moskali!...”

Życie toczyło się swoim trybem. Matka powieszonego na Placu Łukiskim 21-letniego Ignacego Zdanowicza kazała na pomniku, znajdującym się na Cmentarzu Bernardyńskim, wyryć czterowiersz na cześć swego syna: „W wzniosłej idei rozkwicie/ Młodzieńcze zakończył życie;/ Lecz kto zaznaczył swe chęci,/ Żyć będzie wiecznie w pamięci!” Wkrótce spoczęła tam sama i jej mąż – Aleksander Zdanowicz, historyk, profesor Instytutu Szlacheckiego.

Wilno w różny sposób czciło powstańców. Jeszcze na przełomie wieków dzwonnik kościoła św. Jana na Anioł Pański – modlitwę zaczynającą się od tych słów, odmawianą rano, w południe i wieczorem na głos dzwonów – dodawał sześć osobnych uderzeń. Był to dla wilnian umowny znak modlitwy za poległych powstańców 1863 r.

Halina Jotkiałło

Na zdjęciu: akwarela Józefa Bałzukiewicza, na której utrwalony jest w całej okazałości kościół św. Józefa Oblubieńca oraz fragment Starówki – w prawnym rogu postać Żyda z dzieckiem, fragment ten jest często reprodukowany w wydaniach o sztuce wileńskiej, ukazuje bowiem charakterystyczny wygląd i strój Żyda.

<<<Wstecz