Czy parcie na pałac przytępia inteligencję?

Dzieci straszy się diabłem, dorosłych – ludźmi – głosi stare hebrajskie przysłowie. Prezydent Dalia Grybauskaite tradycyjnie straszy dorosłych mniejszościami.

„Ustawa o mniejszościach narodowych złamie Konstytucję” – ostrzegła na wieść, że sejmowy Komitet Praw Człowieka zaaprobował projekt wspomnianej ustawy. Zdając sobie jednakże sprawę, że litewska Konstytucja nie jest aż tak łamliwa, by lec w gruzach pod ciężarem jednego niegroźnego aktu prawnego, dołożyła rodakom dodatkową pogróżkę. W przypadku przyjęcia ustawy przez Sejm... trzeba się będzie uczyć chińskiego.

Utwierdzam się w przekonaniu, że prezydent Grybauskaite trudnej sztuki popierania swoich teorii argumentami uczyła się u patriarchy Vytautasa Landsbergisa. Ojczulek narodu słynie z tego, że każdą wygłaszaną niedorzeczność poprzedza magicznym sformułowaniem „kto może zaprzeczyć..?”. Bursztynowa lady owe sformułowanie ma zawsze w domyśle. Kto może zaprzeczyć tezie, że uchwalając Ustawę o mniejszościach narodowych Sejm „uprawomocni na Litwie wielojęzyczność, w tym i język rosyjski, a jeśli na przykład, w przyszłości napłynie siła robocza z dalekich państw, to mielibyśmy i język chiński” – rozdziera szaty Grybauskaite na hiobową wieść z Litwy, która buchnęła w Jej Ekscelencję podczas pobytu na obcej ziemi. Aż dziw, że po takim ciosie prezydent nie wystąpiła w Brukseli o azyl. Osobiście bałabym się wracać do kraju, gdzie groziłoby mi, że z dnia na dzień będę zmuszona do opanowania chińskiego pisma monosylabowego, które składa się z około 50 tysięcy znaków.

A zupełnie serio... Dalia Grybauskaite swoje wady ma, jednakże brak inteligencji do nich nie należy. Obawiam się więc, że w tym wypadku udaje mentalną blondynkę tylko przez wzgląd na pęd do reelekcji. „Ja was uratuję przed katastrofą w postaci wielojęzyczności, którą chce zgotować nam własny Sejm. Trzymajcie się więc mnie zapamiętale i rozpaczliwie...” – bajeruje wyborców. Rzeczywiście, nie każdy wie (ale prezydent to wiedzieć powinna!), że mniejszość narodowa, jaką są na Litwie Polacy, a etniczna, jaką jest rosyjska, a też byłaby dowolna „napływowa siła robocza z dalekich państw” – to różne bajki. Nawet najbardziej liberalna Ustawa o mniejszościach narodowych nie byłaby w stanie sprawić, by (na ten przykład) mandaryński stał się na Litwie drugim oficjalnym. Nawet gdyby Chińczycy nagle dostrzegli w Litwie krainę marzeń i jakimś cudem zdominowali mocno przetrzebioną ludność rdzenną, musielibyśmy uchwalić osobną ustawę regulującą ich prawa. I taka ustawa na pewno nie miałaby w tytule określenia „mniejszości narodowe”.

Co się tyczy zapisanego w projekcie ustawy prawa do „używania języka mniejszości narodowej, jeżeli na terytorium samorządu mieszka ponad 25 proc. jej przedstawicieli”, to pani prezydent nie wypada mylić tego prawa z obowiązkiem dla reszty ludności. Chodzi tylko o to, by żaden pełnomocnik rządu (czy nadgorliwiec z językowej inspekcji) nie włóczył urzędników Wileńszczyzny po sądach za tzw. dwujęzyczność. Dokładnie za to, że zamiast wskazać jakiejś starowince drzwi, odpowiedzą w nieurzędowym na nieurzędowy. Bo co to komu szkodzi?

Jeżeli zaś Dalię Grybauskaite mierzi, że obecny projekt ustawy nawiązuje do uchwalonego w niesłusznych „postsowieckich czasach”, niech powoła grupę ekspertów do stworzenia lepszego. Wszak inicjatywę ustawodawczą posiada. I jeszcze coś. Antysowietyzm pani prezydent jest tak świeżej daty, że obnoszenie się z nim wydaje się aż mało eleganckie. No chyba, że parcie na pałac ogłupia.

Lucyna Schiller

<<<Wstecz