Maryla Rodowicz w Wilnie

„To miasto najbardziej bliskie memu sercu”

Jest chyba jedyną gwiazdą muzyki polskiej, którą wilnianie witają tak gorąco i gromadnie przychodzą na jej koncerty. Bo tylko Maryla Rodowicz wie, jak rozpalić wileńską publiczność. I nic w tym dziwnego, przecież jest wilniuczką.

Ostatni raz Maryla Rodowicz, której z całą pewnością nie trzeba nikomu przedstawiać, gościła w Wilnie przed czterema laty, podczas I Zjazdu Wilniuków.

„To był wspaniały plenerowy koncert przed Ratuszem. Wcześniej grałam koncerty w hali. Właściwie od połowy lat 80. przyjeżdżam tutaj. Pierwszy występ miałam w Kownie, dokąd koncert został przeniesiony z Wilna. Ale całe Wilno przyjechało i było wspaniale” – w rozmowie przed koncertem, który w połowie grudnia odbył się w Wilnie, powiedziała gwiazda polskiej sceny muzycznej, goszcząca w litewskiej stolicy już po raz kolejny. Jak wyznała, przyjeżdża zawsze, gdy jest zapraszana.

To, że Maryla Rodowicz ma wileńskie korzenie, też chyba nie jest już dla nikogo odkryciem, zwłaszcza na Wileńszczyźnie. Mama piosenkarki urodziła się w Wilnie. Tutaj uczęszczała przed wojną do gimnazjum nazaretanek. W 1945 r. podczas repatriacji rodzina Rodowiczów wyjechała do Polski. Maryla przyszła na świat już w Zielonej Górze.

„Mam ogromne sentymenty do Wilna, dlatego że całe moje dzieciństwo upłynęło na opowieściach babci o Wilnie. Babcia, zresztą mama również, były bardzo związane z tym miastem. Słuchałam ich opowieści o wileńskich ulicach i kościołach. Tak, że zanim przyjechałam do Wilna, już wiedziałam, jak się tutaj poruszać” – żartowała piosenkarka.

Gwiazda polskiej muzyki ma nie tylko korzenie wileńskie. Jak ustalił działacz społeczny, nauczyciel i członek Litewskiego Związku Szlacheckiego, a także kuzyn piosenkarki – Žilvinas Radavičius – przodkowie Maryli (po linii ojca) pochodzą ze szlacheckiego rodu Rodowiczów herbu „Rudnica” ze Żmudzi. Pradziadek piosenkarki, Leopold Rodowicz, w gminie Varniai władał dworem „Virpylu”. Dziadek Władysław przeniósł się na Wileńszczyznę, gdzie zmieniając nazwisko, by nie służyć w wojsku carskim, założył rodzinę. Czy energia i aktywność, którą emanuje piosenkarka, jak też jej litewski kuzyn pan Žilvinas, to cecha Rodowiczów? „Trudno mi mówić za innych Rodowiczów. Ja zresztą nie wiem, czy mam energię po moim ojcu Rodowiczu, czy po linii żeńskiej, czyli po mojej mamie i babci. Babcia pochodziła spod Lidy, z Możejkowa. Wydaje mi się, że moja energia jest z tamtych stron, ze strony babci i mamy” – oznajmiła piosenkarka.

To dzięki wsparciu finansowemu Maryli Rodowicz udało się odrestaurować ołtarz św. Dydaka w kościele bernardyńskim w Wilnie. „To był pomysł Žilvinasa. Ja się chętnie włączyłam do tej inicjatywy. Kościół bernardynów był szkolnym kościołem mojej mamy. Natomiast kościół, z którym była związana moja babcia, to kościół Ducha Świętego. Śpiewała tam w chórze i chyba brała ślub. W tym kościele była też ochrzczona moja mama” – opowiadała Rodowicz. Ubolewała, że nie miała zbyt wiele czasu, by tym razem pospacerować po mieście. Ale miała nadzieję, że po drodze na lotnisko uda się odwiedzić kościół Ducha Świętego, kościół bernardynów oraz bernardyński cmentarz, gdzie spoczywa jej dziadek, pradziadkowie oraz siostra mamy.

„To miasto najbardziej bliskie memu sercu. Zawsze się wzruszam, kiedy jestem w Wilnie” – zaznaczyła Rodowicz.

W rozmowie z piosenkarką uczestniczyła też dziennikarka z rosyjskiej gazety. Przed wywiadem bardzo się niepokoiła, że nie potrafi się porozumieć z polską gwiazdą. Jak się okazało, obawy były daremne. Maryla Rodowicz świetnie mówi po rosyjsku. „Dawno już nie mówiłam w tym języku, więc trochę brakuje mi słów. Grałam kiedyś bardzo dużo koncertów w ZSRR. Wyjeżdżałam na długie sześciotygodniowe występy i oczywiście rozmawiałam z ludźmi, którzy mówią po rosyjsku. Natomiast podstaw tego języka nauczyłam się w szkole” – opowiadała. Piosenki Rodowicz były bardzo popularne w ZSRR. Nawet znany rosyjski wykonawca Walerij Leontjew śpiewał po polsku „Kolorowe jarmarki”. I na pytanie, jak mu się udało, Rodowicz przyznała, że dobrze.

Niedawno w Wilnie, podczas spektaklu, pewna aktorka zaśpiewała znany przebój Rodowicz i wszyscy widzowie zaczęli bić brawa. „A co to była za piosenka? „Kolorowe jarmarki?”– zgadła piosenkarka.

Jak podkreśliła, w ciągu lat kariery muzycznej jej repertuar się zmieniał. Zaczynała od ballad. Chcąc zmieniać świat, śpiewała protest songi. Potem była muzyka popularna. „Teraz moja muzyka stała się bardziej rockowa” – powiedziała piosenkarka. Przekonać się mogła o tym wileńska publiczność podczas sobotniego koncertu. Jak dodała, dotychczas najważniejszym jej instrumentem, który towarzyszy jej od początków kariery, jest gitara.

Zapytana, jak się udaje połączyć dom i karierę muzyczną, gwiazda nie ukrywała – niełatwo. „Występy mam najczęściej w sobotę i niedzielę. W te dni mój mąż jest w domu, a ja pakuję stroje i wyjeżdżam. Mąż zostaje sam. Otwiera konserwy, bo nie chce jeść z innej ręki, tylko z mojej. I kiedy moje dzieci, a mam ich troje, były małe, to żal było mi je zostawiać i wyjeżdżać na przykład na 6 tygodni do Stanów Zjednoczonych czy ZSRR” – wyznała Rodowicz.

Maryla nie sama przyjechała do Wilna. Oprócz zespołu muzyków towarzyszyło jej grono młodych fanów. „W Polsce na moje koncerty przychodzą wszystkie pokolenia” – powiedziała gwiazda. „Nawet więcej młodych” – dołączając się do rozmowy powiedział fan Darek. Natomiast na Litwie, jak zauważyła Maryla, młode pokolenie jej piosenek raczej nie zna. „Pamiętam ostatni swój koncert w tej sali (Hala „Pramogu”) w 2006, to wśród widzów byli głównie ludzie starsi. Mam nadzieję, że dzisiaj na mój koncert przyjdą też młodzi” – mówiła piosenkarka, która energią, werwą i charyzmą emanuje na scenie niezmiennie od lat. Chyba o niewielu gwiazdach można powiedzieć, że teraz jest taka sama, jak kiedyś. „Mnie się wydaje, że jest lepsza! – zażartowała Maryla. – A jak się udaje mieć młodych fanów, o to trzeba ich spytać”. „Energia przede wszystkim. To nas przyciąga” – zdradził Darek. „Naprawdę?” – gwiazda wydała się nieco zaskoczona. „I to, że Maryla tyle robi. Jest cały czas aktywna. Nie daje sobą się nudzić. Cały czas ma nowe pomysły. Nowe płyty wydaje praktycznie co dwa lata. I sporo koncertuje” – mówił wielbiciel.

Natomiast święta Bożego Narodzenia gwiazda polskiej sceny muzycznej zawsze spędza w domu, w otoczeniu najbliższej rodziny – mamy, dzieci, męża. A na jej wigilijnym stole nigdy nie może zabraknąć dań kresowych. „Kisiel żurawinowy jest zawsze. Poza tym są pierożki drożdżowe z grzybami, smażone w głębokim oleju tuż przed kolacją wigilijną. Do tego zupa grzybowa czysta, którą popija się pierożki” – opowiadała Maryla Rodowicz.

Iwona Klimaszewska

Na zdjęciach: w 1986 r. Maryla Rodowicz uczestniczyła we Mszy św. w kościele Ducha Świętego – spotkanie po nabożeństwie.
Fot.
Robert Lewicki

<<<Wstecz