Bajka epicka Majdan i tokowisko
Nie zdążyliśmy się na dobre obejrzeć, a kolejne święta są już tuż-tuż. A jak wszystkim wiadomo, moc magiczna w tym okresie sprawia, że zwierzęta i ptactwo wszelkie zaczyna przemawiać ludzkim głosem. Przenieśmy się zatem na tokowisko do baśniowej krainy Litwanii, gdzie znowu zaczyna zlatywać się co zacniejsze tamtejsze ptactwo, by list od berkuta, sąsiada z Chochlandii, odczytać i swój osąd mu dać.
Pyśmo nam przesłał berkut Jakunosycz, sąsiad z południa, którego do naszej zacnej kompanii unijnej już od lat uniżenie prosim, rozpoczęła tokowiskowe obrady Gryf-Gryfauskaite, dumny ptak, który od lat w Litwanii władzę dzierży. W epistole berkut chochlandzki prawi, że chętnie by drużbę z nami wodził i jak drzewiej już bywało w unijną komitywę wchodził, tylko że hrosziw mu za mało siulimy, dlatego, jak na razie, nam tylko zdoroweńki były przesyła, odczytywała pismo Gryfauskai¬te, które berkut zakończył narzekając, że jastrząb moskalski Put-Błut rozsierdiwsia diuże, gdy się dowiedział, iż Chochlandia do unii staje pieredom a do Moskalii zadom.
A to druh nieszczery ten berkut, ćwierkać z oburzeniem zaczął wróbel megaloman Landćwierkis. Trzeba do nich, na majdan, gdzie ptactwo unii przychylne zleciało się, naszych szczygłów litwańskich pilnie słać, by mołojcom otuchy dodać i temu niewdzięcznikowi dzioba utarć i pióra mu nieźle poszarpać, już prawie wrzeszczał Landćwierkis, tokowisko do marszu na berkuta podburzając. Ten wrzask chrypliwy ze snu obudził głuszca oszołoma Son-Songa, który był zdrzemnął się na chwilę będąc w zimowej egzaltacji. Zawstydzony, że na tak ważnych obradach dał plamę, zaczął swe faux pas srogą miną nadrabiać i gulgotać co sił w płucach: Słać, słać szczygłów, których u nas dosyć się znajdzie. Pokażemy tym Moskalom, jak na nasze wyborne mleko i pyszne sery wybrzydzać. I jeszcze granicę śmieją nam blokować, basyłyki i bycze ogony, pienił się głuszec i w ferworze wojennym już podskoki bojowe zaczął emitować.
Tak wojowniczą retoryką zaniepokoił się nieco ślepowron Butkiewka, który miał taką naturę od urodzenia, że w każdej sprawie był za, a nawet przeciw. Tak, tak słać, słać, ale... trochę poczekać, zaczął jak zwykle niepewnie. Sprawa jest wagi państwowej, więc może by jaką komisję powołać. Zwłokę nieco poczynić, jakiej rady mądrej wysłuchać, bąkał coraz bardziej zawile, mając po cichu nadzieję, że jak się przeciągnie dobrze cały ten harmider, to może on sam jakoś po piórach rozejdzie się. Propozycję niespodziewanie zupełnie poparła Gryf-Gryfauskaite, która ślepowrona szczerze nie znosiła, co prawda, za to, że jej w rządzeniu Litwanią pałętał się pod nogami. Ale w tej kwestii szybko załapała, iż to jej właśnie może wypaść honor wylotu na burzliwy i niebezpieczny majdan (gdzie i w dziób można niechcący oberwać), dlatego zaczęła wtórować za Butkiewką: Palaukim, palaukim, neskubekim....
A niech mnie gęś kopnie, nie zdzierżył kunktatorstwa Gryfowej Witka Gerbamasis, szpak syberyjski adoptowany, który mając osobiste porachunki z Gryfauskaite zawsze skrzeczał jej na przekór. Jeżeli was tchórz obleciał, to mi odwagi nie zabraknie, wyprostował się dumnie szpak Witka i mężnie huknął do sowy pyskaczki, frau Lory Grau: Leć mi zaraz na majdan i dobrze się tam spraw!. Uhu-uhu, zatrzepotała skrzydłami uradowana wyróżnieniem sowa i rzuciwszy pogardliwe spojrzenie w stronę Gryfowej poszybowała na południe w stronę królestwa berkuta.
Na tokowisku przycichło. Ptactwo zamilkło, jakby wystraszywszy się własną brawurą. Konsternacja zwłaszcza dopadła Gryfową, która, będąc tylko w dziobie silną, sama kiedyś w trudnych dla Litwanii czasach kolaborowała z Moskalem. Głuche milczenie jednak nie trwało długo. A niech mnie dunder świśnie! Przewodniczymy przecież unii, pierwszy kapnął się Landćwierkis, dlatego pyskaczka poleciała nie w naszym, tylko unijnym imieniu. Odetchnął z ulgą i zaintonował: Razom nas bohato, nas ne podołaty....
Tadeusz Andrzejewski