Towarzysza Iškauskasa „Klastočių jūra”

Restytucja ziemi zrabowanej w okresie sowieckim prawowitym właścicielom – to temat, bez wątpienia, najbardziej kompromitujący władze niepodległej Litwy. Przesiąknięty bowiem wszechwładną korupcją proces dla wielu spadkobierców skończył się zupełnym prawnym nihilizmem, który doprowadził ich do ponownego wydziedziczenia z gruntów praojców. Historyk Česlovas Iškauskas, żerując na temacie, zaledwie w dekadę po haniebnych wydarzeniach próbuje przedstawić go kompletnie na opak. Piętnuje nie bezwzględnych „prychwatyzatorów”, tylko polityków AWPL, którzy najbardziej sprzeciwiali się rozkradaniu podwileńskiej ziemi.

„Lietuvos lenkų veikėjai skęsta klastočių jūroje”, grzmi już w tytule swego artykułu, w którym każde następne zdanie zieje coraz większą zgrozą. Cel zaś całej pisaniny jest jeden – udowodnić, że AWPL oczernia Litwę w porozumieniu z jej wrogami (Kremlem i radyklanie usposobionymi politykami w Polsce), którym na rękę jest eskalowanie tematu łamania praw mniejszości narodowych w naszym kraju. Jaka to jest ta „klastočių jūra” z tekstu właściwie się nie dowiemy, ponieważ autor nie podał żadnego przykładu. Jedyny, którym próbuje manipulować Iškauskas, to tzw. incydent gudelski, wykorzystany przez rosyjskojęzyczne media dla oskarżania Litwy o szykanowanie litewskich Polaków w procesie zwrotu ziemi.

Iškauskas powtarza uparcie dezinformację wcześniej upowszechnioną w jednej z audycji litewskiej telewizji. Oczywiście przy okazji zaprzecza faktom, że w Gudelach miejscowa ludność była zastraszana przez oddział wojska litewskiego, ponieważ nie zgadzała się na zagarnięcie jej ziemi przez osoby pozamiejscowe, którym nadziały (nieprawnie, co później udowodniły organa praworządności) lekką ręką przydzielał wówczas tzw. gubernator. Media ten haniebny przypadek obszernie w tamtym czasie relacjonowały, lecz Iškauskas woli „wierzyć” ówczesnym oficjelom, którzy oczywiście „niczego nie widzieli”, bo jaki dureń sam siebie oskarży o łamanie prawa.

I na tym chybionym przykładzie „morze zakłamań”, jakie liderom litewskich Polaków zarzuca Iškauskas, kończy się. No chyba, że doliczymy jeszcze sam fakt podania do wiadomości publicznej przez polityków AWPL, że w Wilnie zwrócono zaledwie 30 proc. ziemi, podczas gdy w skali kraju ziemię w miastach zwrócono już w 79 procentach. W opinii Iškauskasa przedstawianie takich faktów już jest szkalowaniem Litwy... na miarę incydentu w Gudelach.

Nikogo nie szkalując muszę zauważyć, że wyjątkowo w naszym kraju w procesie reprywatyzacji ziemi majątek nieruchomy, jakim jest rola, przekształcono w ruchomy. Zrobiono to w bardzo konkretnym celu – by umożliwić zawładnięcie łakomą podwileńską ziemią osobom niepowołanym, przy okazji osiedlając administracyjnie na tereny zwarcie zamieszkałe przez mniejszość narodową ludność z innych regionów kraju. Łamano przy tym powszechnie prawo. Politycy i urzędnicy regulacji rolnych poza kolejnością zajmowali najlepszą ziemię, miejscowych właścicieli w najlepszym przypadku spychając na koniec kolejki, a nierzadko pozostawiając im resztówki z rozparcelowanych gruntów, które kiedyś należały do ich przodków. Obłowiły się na tym kryminalnym procederze setki polityków z pierwszych stron gazet, urzędników państwowych, prokuratorów i niezliczone rzesze krewnych, znajomych (bliskich i dalekich) pracowników sławetnej „żemetvarki”. Dla ułatwienia procederu rozkradania ziemi ustawę restytucyjną poprawiano w Sejmie w iście guinnessowską częstotliwością, bo nawet ponad sto-kilkadziesiąt razy. O skali gigantycznej korupcji pisały wówczas media (również ogólnokrajowe), fakty te potwierdzały państwowe komisje, powołane do zbadania nieprawidłowości zwrotu ziemi w regionie wileńskim.

I nad tym trzeba lać łzy, towarzyszu Iškauskasie! Nawiasem zaś mówiąc, nędznie wygląda ta propaganda w towarzysza wydaniu (mimo sowieckich szlifów).

Nie dziwota, że Sojuz się rypnął mając tak marnych swego czasu propagandystów...

Tadeusz Andrzejewski

<<<Wstecz