Z piórem czy kawonem?

Faktycznie za tydzień w Wilnie ma rozstrzygnąć się los Ukrainy. Podczas szczytu Partnerstwa Wschodniego Kijów ma szansę na podpisanie umowy stowarzyszeniowej z Unią Europejską. Wydaje się jednak, że do ostatniego momentu nie będzie jasne: stanie się tak, czy też nie.

Ukraina jest na rozdrożu. Jej przywódca wyraźnie się pogubił. Prezydent Wiktor Janukowycz nie może się zdecydować co wybrać – Brukselę czy Moskwę. Perspektywa zacieśnienia współpracy z Unią, owszem, jest kusząca. Profity gospodarcze i polityczne mogą być duże. W razie podpisania umowy otwiera się perspektywa na pomoc unijną, zachodnie inwestycje, otworem stanie duży, bogaty rynek, zniknie wiele barier handlowych dla ukaińskiego biznesu. No, i w jakiejś tam perspektywie (lat, powiedzmy, 15.) Ukraina mogłaby liczyć na członkostwo. Z drugiej strony bezpośrednie sąsiedztwo Rosji też ma swoje atuty, z których numer jeden – to surowce. Ukraina potrzebuje „gazpromowskiego” gazu i rosyjskiej ropy dużo i po możliwie niskich cenach. „Więcej za mniej”, bywa jednak tylko w reklamie. W rzeczy samej za wszystko trzeba zapłacić. W tym przypadku jest to cena o wymiarze geopolitycznym. Kreml chętnie posadzi Ukrainę na „naftową igłę”, jak to się mówi w tamtejszym żargonie (sprzeda ropę i gaz po bardzo ulgowych cenach), w zamian jednak zażąda od Kijowa przyszlusowania nie do Unii, a do... „tamożennogo sojuza”. A ponieważ sytuacja gospodarcza Ukrainy jest kiepska, Janukowycz ma przed sobą trudny wybór.

Tymczasem zagłębiając się nieco w historie przekonamy się, że Ukraińcy zawsze mieli kłopoty z przywódcami w trudnych dla narodu sytuacjach. Było na ogół tak, że albo przywódca naród wyprowadzał na manowce, albo naród – odmawiając posłuszeństwa przywódcy – sam się tam parł. Bohdan Chmielnicki, ataman o nieposkromionych ambicjach, wyrwał Ukrainę spod wpływów Rzeczpospolitej (niby broniąc jej przed uciskiem Lachów) tylko po to, by pchnąć nieszczęsną w objęcia moskiewskich carów, gdzie dopiero Ukraińcy poznali, co to jest ucisk i samodzierżawie. Ataman Semen Petlura w zawierusze I wojny światowej miał szansę przywrócić Ukrainie niepodległość w sojuszu z Polską. Kijów od Piłsudskiego otrzymał za darmo. Nie potrafił jednak porwać za sobą narodu, któremu śmiertelną pętlę niedługo naszykowali bolszewicy. Stepan Bandera, przywódca UPA, w czasie II wojny światowej skompromitował ukraiński ruch niepodległościowy, dopuszczając się zbrodni ludobójstwa i czystek etnicznych.

Ukraina znowu stanęła w obliczu historycznych rozstrzygnięć. Musi wybrać – Wschód czy Zachód. 58 proc. obywateli opowiada się, według ostatnich sondaży, za integracją z Unią Europejską. 31 proc. jest jej przeciwna. Wybiera Rosję. Prezydent Janukowycz stoi jak w rozkroku. Może nie stoi, tylko drepcze. Drepcze w miejscu, próbując grać na dwa fronty. Nie ma tygodnia, by nie jeździł na spotkanie z Putinem do Moskwy, gdzie godzinami, ukryci przed mediami i światem, targują się. Od wyników targów będzie zależało z czym ukraiński prezydent przyjedzie do Wilna – z piórem do podpisania umowy, czy z przysłowiowym ukraińskim kawonem.

Janukowycz musi jednak uważać, by nadmiernie frymarcząc nie przehandlował Samostijnej. Historia nie napawa optymizmem. Jak dotychczas ukraińscy przywódcy w przełomowych dla narodu momentach prawie zawsze wybierali fatalnie.

Tadeusz Andrzejewski

<<<Wstecz