Agnieszka Frączek gościła w Wilnie

Autorka rozbrykanych wierszy

O draniach w tranie, banialukach do zabawy i nauki, trzeszczących wierszykach, zębach zięby i setce innych zabawnych postaci opowiadają wiersze popularnej polskiej autorki dla dzieci – Agnieszki Frączek. Mimo niepowagi w formie stara się w swoich książkach dla najmłodszych popularyzować współczesną polszczyznę.

W ubiegłym tygodniu Agnieszka Frączek gościła w Wilnie. Spotkała się z uczniami polskich szkół Wileńszczyzny, studentami, nauczycielami. Znalazła też czas, by opowiedzieć o swojej pasji językowej dziennikarzom.

„O wielu z moich książek można wręcz powiedzieć, że są absurdalne, zwariowane, rozbrykane, ale mimo tej niepowagi w formie, staram się przekazywać, przemycać w treści poważne informacje, dotyczące języka” – powiedziała autorka takich tytułów jak np. „Gdy przy słowie jest przysłowie”, „Jedna literka, a zmiana wielka”, „Struś na cisie i inne fisie”. Tworząc rymy dla najmłodszych, stara się popularyzować współczesną polszczyznę. W sposób zabawny i wesoły opowiada najmłodszym o kulturze słowa, błędach językowych, frazeologizmach, wyrazach wieloznacznych, przysłowiach. A także o dobrych manierach czy ekologii.

O słoniach na spadochronach

„Uwrażliwiam na język. Chcę pokazać, że język jest piękny, fascynujący, ciekawy. Na tyle ciekawy, że można o nim wiersze pisać” – stwierdziła.

Dlaczego postanowiła tworzyć rymy dla dzieci? Otóż, jak się przyznała, któregoś dnia poczuła, że musi napisać pierwszy wiersz... i tak się zaczęło. „Nigdy nie przyszło mi do głowy, że mogłabym pisać dla dorosłych. Współczesna poezja adresowana do dorosłego czytelnika jest trudna, ponura, mroczna. (...) Kiedy piszę dla dzieci, robi mi się wesoło. Bo dla dzieci mogę pisać o hulajnogach, słoniach w kratkę, które na spadochronach spadają prosto w kompocik cioci... Mogę pisać rozbrykane teksty całkiem bezkarnie i bawić się tak, jak bawią się dzieci” – oznajmiła Frączek.

Skosztowała „fruchtowej” herbatki

Dla dorosłych też pisze, tylko nie wiersze, a prace naukowe. Jest germanistką, leksykografem i wykłada na Uniwersytecie Warszawskim. A język polski jest jej pasją.

Zachęcając dzieci, jak i dorosłych, do dbania o język, jednocześnie uważa, że należy też pielęgnować rodzinne powiedzonka i zwroty, regionalizmy, które powodują, że „się różnimy, a różnić się warto”. Np. mówiąc o zabawie na podwórku, młodociany krakowianin idzie się bawić na pole, warszawianin – na dwór. A wilnianin, o czym się w Wilnie dowiedziała pisarka – na ulicę. Ważne tylko, jak podkreśliła Frączek, by posługiwać się regionalizmami oraz indywidualizmami, stosownie do sytuacji. Różne ciekawe słówka i zwroty notuje. Obcując z najmłodszymi wileńskimi czytelnikami, bardzo się jej spodobało słowo „smajlik”, którego używały dzieci, mówiąc o uśmiechu. Zachwyciła się też „fruchtową herbatką”, oferowaną przez pewną wileńską kelnerkę.

Bziki Julka

Z okazji Roku Tuwima ukazała się w br. książka Agnieszki Frączek „Rany Julek! O tym, jak Julian Tuwim został poetą”. O napisanie tej książki do pani Agnieszki zwrócił się wydawca. Na początku się nie zgodziła. Uznała, że to jest wyzwanie ponad siły, zbyt wielka śmiałość mierzenia się z Tuwimem. Ale, powiedziawszy „nie”, zaczęła zbierać materiały o poecie. I wtedy wpadła na pomysł, by opowiedzieć dzieciom o Tuwimie nie jako o poecie, ale jako o chłopczyku.

„Jaki był w dzieciństwie, jak się zachowywał, jakie miał pasje, jakie miał bziki, bo Tuwim we wspomnieniach nazywał własne pasje bzikami” – opowiadała pisarka. A takich bzików, jak się dowie młodociany czytelnik, sięgając po najnowszą książkę Frączek, Julek miał wiele: kolekcjonował jaszczurki, zbierał liczebniki we wszystkich językach świata, uczył się języka esperanto i nawet próbował wysadzić kamienicę w powietrze... Miał niezwykle bogatą fantazję i był ciekaw świata.

Świecić przykładem

Opowiadając o bohaterach swych wierszy, pisarka zdradziła, że niemal wszystkie postacie w jej twórczości rodzą się w głowie, są dziełem wyobraźni. Tylko niewiele książek, jak np. ta wyżej wymieniona, opowiada o sytuacjach z rzeczywistości. O prawdziwych kotach, które przygarnęła pisarka, mówią „Kotostrofy”. „Napisałam o nich książkę, bo o niczym innym pisać wtedy nie potrafiłam. Z radości, ale też przez to, że łaziły mi po biurku, klawiaturze, moczyły ogony w kawie i wszędzie ich było pełno...” – o czterech swoich mruczkach opowiedziała Frączek.

Zapytana, czy dziecięce książki w dobie obecnej muszą konkurować z komputerem, światem wirtualnym, pisarka odpowiedziała, że, jej zdaniem, wiele zależy od rodziców. „Jeśli chodzi o szansę literatury na istnienie, to myślę, że największą rolę odgrywa tutaj dom. To, czy rodzice czytają dzieciom czy nie. Jeżeli czytają, to pokazują, że lektura jest miłym zajęciem” – stwierdziła Frączek. Dodała, że nie mniej ważne jest też świecić przykładem, a więc tata i mama siedzący na kanapie z książką w ręku – to najskuteczniejsza dla dzieci promocja czytania.

Iwona Klimaszewska

Na zdjęciu: Agnieszka Frączek w swoich książkach dla najmłodszych stara się popularyzować współczesną polszczyznę.
Fot.
autorka

<<<Wstecz