Tradycyjna akcja Muzeum Etnograficznego Wileńszczyzny

Światełko pamięci

Ostatnie liście opadają z drzew, wiatr szumi wśród konarów starych cmentarnych klonów i lip, widnokrąg przyćmiony mgłą i drobnym deszczem… Późna jesień zawitała na Wileńszczyznę. Stare krzyże na wiejskim cmentarzyku stały się celem naszej podróży – naszej, to znaczy ekipy pracowników Muzeum Etnograficznego Wileńszczyzny w Niemenczynie.

Koleżeńska grupa, nie zważając na deszcz, chłód, banalny brak czasu i codzienne kłopoty, co roku (a minęło już 8 lat) odpowiada na zew serca. W tych dniach szczególnie odczuwamy ducha patriotyzmu, tego szlachetnego uczucia, którego tak brakuje w naszym „nowo europejskim” życiu. Osobiście patriotyzm „kształciłem” na opowieściach wiarusów i literaturze poświęconej okresowi II wojny światowej na Wileńszczyźnie, gdy Armia Krajowa toczyła walkę z Niemcami, Litwinami, następnie sowietami. Bitwy, broń, lasy, młode, pełne werwy serca, barwne opowieści żyjących świadków tamtych wydarzeń – a jest to takie bliskie, znajdujące się tuż obok, w sąsiedniej wsi, miasteczku…

Widziałem w tym jakąś romantykę, może nawet trochę zazdrościłem ówczesnej młodzieży. Moimi bohaterami byli młodzi akowcy, którzy nie zważając na nic walczyli, ofiarowali swe życie za nas.

Celem naszych wypraw są groby żołnierzy AK, rozrzucone po wiejskich cmentarzach Wileńszczyzny, gdzie składamy hołd, zapalając świece, składając wiązanki i odmawiając „Anioł Pański”. Za zebrane pieniądze kupujemy znicze, własnoręcznie wykonujemy wiązanki i w drogę. Trasę mamy niezmienną od dłuższego czasu – są to tereny położone na wschód i północ od Niemenczyna. Bujwidze, Balingródek, Borunele, Glinciszki, Sużany – tutaj są groby, które odwiedzamy. Cieszy, że już nie pierwszy rok w tym szlachetnym przedsięwzięciu biorą udział gospodarze tych terenów – starosta gminy bujwidzkiej Marian Naruniec oraz starosta gminy niemenczyńskiej (wiejskiej) Edward Puncewicz. W tegorocznej wyprawie, prócz stałych członków ekipy, udział wzięły także nowe osoby – zastępca dyrektora administracji rejonu wileńskiego Robert Komarowski oraz nauczyciel religii Andrzej Aszkiełowicz. Myślę, że ten pierwszy wyjazd na pewno nie będzie dla nich ostatni…

Światełko pamięci, które zapłonęło w naszych sercach nie zgaśnie już nigdy!

Mirosław Gajewski

Na zdjęciu: przy jednym z żołnierskich grobów.


W Skorbucianach...

Wczesnym rankiem 1 listopada przedstawiciele kół ZPL Biała Waka-Wojdaty oraz Pogiry, jak również mieszkańcy wsi Skorbuciany zgromadzili się przy kwaterze poległych żołnierzy 7 Brygady AK im. Wilhelma, aby uczcić pamięć poległych przed 69 laty w walkach z hitlerowskimi najeźdźcami.

Na uroczystość przybyli Radca Minister Kierownik Wydziału Promocji Handlu i Inwestycji Ambasady RP w Wilnie Henryk Szymański z małżonką, starosta gminy Pogiry Maria Maciulewicz, zastępca prezesa AWPL w Pogirach Adolf Kodź, radny wileńskiego rejonowego samorządu Michał Treszczyński.

Michał Treszczyński przybliżył zebranym dzieje 7 Brygady AK im. Wilhelma, późniejsze losy partyzantów. Opowiedział o uroczystości poświęcenia kwatery poległych żołnierzy tej brygady w 1991 roku.

Po złożeniu wieńca Henryk Szymański podziękował mieszkańcom Skorbucian, starościnie gminy Pogiry za opiekę nad grobami poległych w okresie II wojny światowej. Adolf Kodź zaintonował modlitwę za dusze wiernych zmarłych pochowanych na tym oraz innych cmentarzach Wileńszczyzny.

Maria Maciulewicz podziękowała zgromadzonym na uroczystości za pamięć o bohaterach.

Inf. wł.

Z porywu duszy

Co roku w przededniu Wszystkich Świętych wilnianin Juliusz Aładowicz wraz z rodziną wybiera się na sprzątanie znajdującej się w Długich Kątach w rejonie solecznickim mogiły 25 żołnierzy z Oddziału Samoobrony Wileńskiej Armii Krajowej, walczących pod dowództwem porucznika Czesława Stankiewicza (ps. Komar). Młodzi bohaterowie zginęli w pierwszych dniach stycznia 1945 roku.

Pierwszy krzyż na grobie poległych akowców wiele lat temu ustawił ojciec pana Juliusza, Witold Aładowicz z Rudnik.

– Ojciec z wujkiem objęli to miejsce opieką. Dzisiaj przyjeżdżam tutaj razem z żoną, wnukami. W ostatnich latach częstym tutaj gościem jest także mój kuzyn Edward Kurkianiec (na zdjęciu) – opowiada. Pochodzący z Rudnik Aładowicz, leśne groby akowców odwiedza co najmniej dwa razy do roku. Jak mówi, robi to z porywu duszy, nie dla rozgłosu. Bo każdy z nas jest winien miłość żywym, a pamięć umarłym…

Inf. wł.

<<<Wstecz