Niezwykłe spotkanie w Domu na Krzywym Pagórku

Piętrowa, przepięknie usytuowana drewniana willa liczy ponad sto lat. Od strony ulicy trzeba się wspiąć pod górę, zostawiając za sobą wiekowe lipy. Wzdłuż dróżki – kwiaty. Od strony lasu – coś w rodzaju zwodzonego mostu. Sarny tu podchodzą. Siedziba Gulewiczów. Dom w Kolonii Wileńskiej (Pavilnys) zbudowany przez Dymitra Gulewicza. Kilka pokoleń tego rodu tu mieszkało. Przed kilkunastu laty objął sukcesję Aleksander Wasiljew-Gulewicz – słynny na świecie artysta dekorator, historyk mody, dziennikarz i pisarz, któremu zawdzięczamy cykl wspaniałych wystaw mody różnych epok w muzeach wileńskich i którego marzeniem jest utworzenie w pałacu Radziwiłłów przy ul. Wileńskiej stałej ekspozycji mody. A zatem, nowy właściciel – człowiek o nieprzeciętnej indywidualności. Choć nigdy ich nie brakowało w tej szacownej siedzibie. Wspominając chociażby syna Dymitra – Arseniusza, znanego inżyniera, m. in. budowniczego kolejki linowej na Kasprowy Wierch w polskich Tatrach i jego żonę – Zofię Gulewicz – współtwórczynię i wieloletniego choreografa zespołu „Wilia”. Dzięki im życie towarzyskie i artystyczne tętniło w domu, który nosi dość intrygującą nazwę – Dom na Krzywym Pagórku.

Gdzie się kryje tajemnica?

Ostatni dzień sierpnia. W tym niezwykłym domu spotykam się z Ksenią Tripolitową (z domu Rubom), paryżanką, byłą tancerką baletową. Urodzona w Wilnie, w kwietniu br. skończyła 98 lat. Trudno w to uwierzyć. Wyprostowana sylwetka, i ten uśmiech, i te figlarne ogniki w oczach. Pierwsza wymiana zdań. Od razu wyczuwa się jej kulturę, humor, wreszcie jakąś rzadko spotykaną dziś wykwintność. Zdumiewające! Skąd to wszystko rodem, gdzie się kryje tajemnica? Odpowiada: zdrowie, pieniądze, wierni przyjaciele, wzajemny szacunek, poszanowanie godności, lampka dobrego wina do obiadu, czasem może być wodoczka i sielodoczka. I jeszcze jedno: jeśli jesteś przekonany, że masz rację, nigdy i pod żadnym pozorem nie odstępuj od swych zamierzeń. W końcu musi się udać.

…Przed domem obszerny stół. Jest sielodoczka, wspaniale przyrządzona przez panią Gerutę, żonę Włodzimierza (dla przyjaciół – Wowka) Gulewicza (trzecie pokolenie rodu), jest dobre wino i są sery podane na deser: powinny być w kawałku – każdy może sobie ukroić. Zwyczaj francuski, który dzięki pani Kseni zawędrował „pod strzechę” Domu na Krzywym Pagórku.

Wilno – ważne i paradoksalne

Gdy się urodziła, rodzina mieszkała przy ul. Końskiej (ob. Arkliu). Artur Rubom, ojciec Kseni też przyszedł na świat w Wilnie, w którym wówczas rządy sprawowały władze carskie. Rodzice jego – Szwed i Dunka (dziadek Kseni przybył w połowie XIX w. i był zatrudniony przy budowie kolei żelaznej). Z tego związku urodził się Artur Rubom – Rosjanin, wyznawca w ciągu całego życia luteranizmu. Wileńskie paradoksy! W paszporcie Kseni do dziś w rubryce: miejsce urodzenia – wpisane jest Pologne (Polska).

Ucieczka przed bolszewikami

Majątek Chwostowicze, na antypodach kresowych Rzeczypospolitej, na Mińszczyźnie. Doskonale prosperujący. Własność kochającego ziemię ojca Kseni – Artura Rubom. Jak grom z jasnego nieba wieść o zbliżaniu się bolszewików. Polski oficer przyszedł do dworu i oznajmił, że jeśli chcą przetrwać, powinni uciekać, bo bolszewicy się zbliżają i wiadomo jak postępują z rodzinami ziemian. Lipiec 1920 r. Z dobytku zabierają album ze zdjęciami, ikonę, gitarę i mandolinę… Rozpoczęła się droga przez mękę. Jej koniec nastąpił w polskim Gnieźnie. Zaczynali wszystko od nowa. Ojciec znalazł zatrudnienie w przedsiębiorstwie Cosulich Line, zajmującym się transportem emigrantów do Nowego Jorku oraz krajów Ameryki Łacińskiej. Pracował w różnych miastach. W 1930 r. został przeniesiony jako dyrektor przedstawicielstwa do Wilna. Potem do Lidy, gdzie zmarł w 1935.

U przyjaciółki w Jarocinie

W lipcu Ksenia Tripolitowa z Wilna wybrała się do Poznania. Stamtąd do Jarocina. Pojechała na urodziny Izabeli Lisowskiej, swojej przyjaciółki z lat dzieciństwa, z Gniezna. 93 lata wiernej przyjaźni. Z niewielkimi przerwami na dwie wojny światowe. „Było bardzo miło, dużo gości. Iza, b. profesor historii, jest w świetnej formie. Co prawda, nie wygląda na piętnastolatkę, ale już na pewno nie na stulatkę. Umówiłyśmy się, że się spotkamy w przyszłym roku”. Przed wizytą u przyjaciółki poszła do Ostrej Bramy, kupiła oprawiony w ramkę obrazek MBO, poświęciła i zawiozła w prezencie. Za każdym razem, gdy na zaproszenie Aleksandra Wasiljewa przyjeżdża do Wilna, pierwsze kroki kieruje ku Ostrej Bramie, żeby się pokłonić Matce Boskiej Ostrobramskiej. Gdy odjeżdża do Paryża – również.

Paryż

Miasto jej marzeń. Dzięki protekcji słynnej baletnicy Lubowy Jegorowej wraz z matką wyruszyła w styczniu 1935 z Wilna do Paryża. Nauka w studio Jegorowej, występy, małżeństwo z wybitnym tancerzem Nikołajem Tripolitowem, w przeszłości oficerem Wrangla. Wokół największe gwiazdy baletu rosyjskiego. Zachwyt i ciężka praca. Występy na scenach zawodowych, w kasynach, kabaretach wielu miast Europy. Później w duecie z mężem ze specjalnie opracowanymi programami zjeździli kawał świata. Przeżyła ogromny cios – śmierć Nikołaja. Zajęła się pracą pedagogiczną, uczyła tańca dzieci w podparyskich miejscowościach.

W 1990 roku w paryskiej Grand Opera poznała Aleksandra Wasiljewa-Gulewicza. Dzięki niemu przyjeżdża do Wilna – miasta ukochanego.

Pośpiejem

Wspomnień wileńskich jest tyle, że należałoby im poświęcić przynajmniej kilkanaście stron gazetowych. Oto jedno z nich z „arsenału” pani Tripolitowej: „Wilnianin – moim zdaniem – to coś unikalnego. Ma charakterystyczny wyraz twarzy, specyficzny sposób poruszania się, a nawet gestykulowania i uśmiechania, nie mówiąc już o intonowaniu. A te przewspaniałe: pośpiejem. To znaczy, że nie ma po co się śpieszyć, wszystko w swoim czasie zdąży się zrobić. Nie potrafię wyjaśnić, ale to „pośpiejem” chyba miałam we krwi. Gdy zamieszkaliśmy w 1930 r. w domu pana Jana Tyszkiewicza przy ulicy Zygmuntowskiej, w obszernym pięknym mieszkaniu mieliśmy niewiele mebli, zastawę stołową – niekompletną. Pośpiejem – mawiał ojciec. Kupimy kiedyś wszystko niezbędne. Tymczasem z lekkiej ręki wynajął drogi fortepian, żeby moja matka mogła muzykować. A ja w przyległej do domu oranżerii, która jak sobie przypominam, nie była już wtedy zimowym ogrodem, marzyłam o utworzeniu studia baletowego dla małych wilnian. Niestety, tak się wszystko potoczyło, że nie zrealizowałam swego planu. Pośpiejem – wielokrotnie towarzyszyło mi w życiu. Moje paryskie mieszkanie miało być tymczasową przystanią. Ustaliliśmy z mężem, że z czasem przeniesiemy się do innego, większego. Zadziałało widocznie wileńskie powiedzonko. Oto już blisko 60 lat mieszkam w domu w pobliżu Placu Inwalidów, czyli w samym sercu Paryża. I jest mi dobrze!

Halina Jotkiałło

Na zdjęciach: Ksenia Tripolitowa, Wilno, lato 2013; Dom Jana Tyszkiewicza przy ul. Zygmuntowskiej 3 (przed wojną nr 6), od 1930 roku mieszkanie wynajmowali Rubomie, na Boże Narodzenie 1934 roku cała rodzina w komplecie (z Gniezna przyjechała siostra Kseni –Tamara) zasiadła przy stole - było to ostatnie, jak się okazało, rodzinne święto.
Fot.
archiwum

<<<Wstecz