ks. kard. Henryka Gulbinowicza spacer po Wilnie

O nadziei, Bożym Miłosierdziu i... jak dogadali się Żyd z Żydówką

„Kraj lat dziecinnych! On zawsze zostanie/święty i czysty jak pierwsze kochanie” – do tych strof epopei narodowej Wieszcza odwołał się biskup świdnicki Ignacy Dec podczas homilii wygłoszonej w Ostrej Bramie podczas Mszy św. z okazji jubileuszu księdza kardynała Henryka Gulbinowicza. Bowiem do tego kraju – lat dziecinnych – powrócił Jubilat, by – u progu dziesiątego krzyżyka – właśnie w Wilnie podziękować Opatrzności za życie.

Przyjazd do Wilna był prezentem urodzinowym dla kardynała, który w rodzinnym mieście rozpoczął uroczystości jubileuszowe. W październiku – w dniu urodzin – z Jubilatem będzie świętować Wrocław, miasto, któremu poświęcił 37 lat życia i którego w latach 1976-2004 był metropolitą. W Wilnie odwiedził miejsca, z którymi był związany w młodości i wspominał dawne zwyczaje wileńskich rodzin. Kardynał często podkreślał, że lud podwileński pielęgnuje tradycje. Podczas spotkania z dziennikarzami dostojny gość opowiedział o kilku wydarzeniach, które zapadły głęboko w pamięci i zaważyły na ukształtowaniu jego osobowości.

Małżeńskie święto

Dominikański kościół pw. śś. Filipa i Jakuba był pierwszym miejscem, dokąd skierował kroki ksiądz kardynał. Bowiem w przylegającym do świątyni dawnym szpitalu św. Jakuba, 17 października 1923 roku, przyszedł na świat Henryk Roman Gulbinowicz. I choć przez pierwsze lata życia mieszkał w rodzinnym majątku Gulbinowiczów w parafii bujwidzkiej, w dokumentach jako miejsce urodzenia zostało wpisane Wilno.

Krótka modlitwa w kościele, wspomnienie o tym, że dominikanie wspierali Powstanie Styczniowe, popadające w ruiny zabudowania byłego szpitala… Modlitwa za rodziców, którzy, jak ks. kardynał zawsze podkreśla, są najważniejsi w życiu człowieka, bowiem zastępują na ziemi Boga. „To ojciec i matka współuczestniczą w akcie stwórczym nowego człowieka” – stwierdził, podkreślając wartość i rolę rodziny jako Kościoła domowego.

Opowiedział o pewnym zwyczaju, który panował w przedwojennej Wileńszczyźnie: „Niegdyś nie wypadało zapytać młodego małżeństwa wprost, czy się spodziewają dziecka. Dlatego wymyślono pytanie inaczej: czy odbyło się u was małżeńskie święto. A święto to miało swój obrządek. Mianowicie, kiedy ojciec dowiadywał się, że jego żona jest w stanie błogosławionym, to klękał przed nią, całował ją w rękę, a następnie nad łonem kobiety kreślił znak krzyża. Dlaczego taki obrządek? Mężczyzna klękał przed żoną, by z pokorą podziękować Bogu za cud nowego życia, który stał się ich udziałem. Całując w rękę żonę, wyrażał szacunek kobiecie, gdyż nowe życie będzie się rozwijało kosztem jej życia. Czyniąc znak krzyża nad łonem kobiety, po raz pierwszy błogosławił potomstwo jako kapłan Kościoła domowego.

Z kolei zwyczaj uroczystego ofiarowywania dziecka Matce Bożej Ostrobramskiej był, gdy brzdąc już nieco urósł, mógł odmówić podstawowe modlitwy, ładnie się przeżegnać. Następowało to w wieku 5 -6 lat. Była to uroczystość dla całej rodziny, zapraszało się rodziców chrzestnych, rodzeństwo. Rodzice musieli odbyć spowiedź, być u komunii św. Właśnie taka uroczystość, gdy rodzice przyprowadzili mnie do Ostrej Bramy, utkwiła mocno w mojej pamięci”.

– Czyż nie są piękne te zwyczaje? – zapytywał jubilat, zachęcając, by nadal je pielęgnować, być wiernym temu, co rodzime, ojczyste, dobre.

„Niech cię piorun trzaśnie”

Krótki spacer po wileńskiej Starówce: gmach byłego Seminarium Duchownego w Wilnie, wspomnienia o rektorze – profesorze ks. Janie Uszyłło, który przyjął go do grona alumnów, kościół św. Kazimierza, gdzie w gimnazjum jezuickim rozpoczął naukę, grób Matki i Serca Syna na Rossie, gdyż tutaj w wieku 13 lat uczestniczył w uroczystości poświęcenia mauzoleum.

Po drodze rozmawiał z przypadkowo spotkanymi wilnianami. Turyści z Polski rozpoznawali w nim emerytowanego metropolitę wrocławskiego, składali życzenia. A kardynał nie omieszkał zażartować, bowiem, kto chociaż raz spotkał się z Eminencją, wie, że jest zawsze radosny, uśmiechnięty i dopisuje mu dobry humor. A w Wilnie ponoć szczególnie… Grupa turystów z Polski, która spotkała księdza kardynała przy kościele jezuickim św. Kazimierza, zaśpiewała najpierw „Sto lat”, a potem, widocznie połapawszy się, że do setki kardynałowi zostało 10 lat, głośno rąbnęła: „Niechaj gwiazdka pomyślności nigdy nie zagaśnie, w zdrowiu, szczęściu i radości, świeci coraz jaśniej”. Na co ks. kardynał Gulbinowicz zauważył, że przeinaczyli słowa, bo na zakończenie trzeba było zaśpiewać „niech cię piorun trzaśnie”.

Z tym piorunem są związane wspomnienia Henryka Gulbinowicza, gdy to jako uczeń gimnazjum jezuickiego, przyjął sakrament bierzmowania z rąk metropolity ks. abp. Romualda Jałbrzykowskiego właśnie w kościele św. Kazimierza. Po uroczystości dziadek późniejszego kardynała kazał mu klęknąć przed sobą, położył ręce na głowie i rzekł: „Jesteś jasny, świećże jaśniej albo niech cię piorun trzaśnie”, a oznaczało to, iż należy żyć godnie, bo otrzymało się dary Ducha Świętego.

Podsłuchana rozmowa

Ksiądz kardynał często wspomina, że Bóg przemawiał do niego przez zwykłych ludzi. Służąca lub sprzątaczka może być narzędziem w rękach Opatrzności. Oto pewne wydarzenie dotyczące kościółka bonifratrów pw. Krzyża Świętego. „W Wilnie, gdy uczęszczałem do szkoły mieszkałem u wujostwa. Ciotka, żona brata mojej mamy, Wincentego Gajewskiego, miała kucharkę Agatkę. A ona koleżankę, która pracowała u Żydów, którzy prowadzili firmę z damską bielizną. Mieściła się przy ul. Mickiewicza. W wieku klasy 6, byłem świadkiem rozmowy Agatki i jej przyjaciółki, która skarżyła się, że jej pani płacze i płacze. Okazało się, że lekarze już zrezygnowali z leczenia męża. Agatka wiedziała, że oni są Żydami, więc powiedziała: „No jaki to kłopot? Niech idzie do bonifraterów (tak potocznie mówiono wśród niewykształconych), tam jest Matka Boska Uzdrowienie Chorych. Ona Żydówka, on Żyd – no to dogadają się”. Ten dialog obu kobiet zrobił na mnie niesamowite wrażenie. Przede wszystkim, zaskoczyła mnie religijność Agatki – ona wiedziała, że przed Bogiem każdy jest równy. To, co teraz powtarza papież Franciszek, że Bóg nie męczy się wyświadczaniem Miłosierdzia.

Byłem wówczas ministrantem u bonifratrów. Pewnego razu zebrał nas przełożony o. Stanisław Pliszka i powiedział, że kościół bonifratrów będzie ogrzewany, gdyż Matka Boska wyprosiła uzdrowienie pewnego człowieka i on z wdzięczności zdecydował, że opłaci zamontowanie ogrzewania w kościele i będzie je opłacał. Powiedziałem o tym wydarzeniu ciotce Ani, by zapytała Agatki, czy to jej rada poskutkowała. Okazało się, że tak – Żyd z Żydówką się dogadali”. Eminencja podkreślił, że tamto wydarzenie nauczyło go jednego: „Nigdy nie przekreślać żadnego człowieka i ufać w Boże Miłosierdzie nawet w najtrudniejszych sytuacjach życia”.

Ciotki i święci

Nie omieszkał ksiądz kardynał wspomnieć, jak wielką wagę miało stosowne wychowanie, przestrzeganie zasad i form w rodzinie. „Miałem 25 ciotek i gdy któraś przyszła z wizytą, trzeba było się pokazać, należało stuknąć obcasami i powiedzieć: „Witam kochaną ciocię proszę dać rączkę do pocałowania”. I jeszcze jakiś wiersz powiedzieć, albo żywy obraz przedstawić”.

Pewnego razu pogubiłem się i popełniłem wielką gafę. Przed Mszą, do której miałem posługiwać jako ministrant, mama powiedziała mi, bym był grzeczny. Zrozumiałem, iż muszę być tak grzeczny, jak wobec ciotek i taką samą formułą przywitałem księdza proboszcza bujwidzkiej parafii ks. Aleksandra Dulkę. Wyszedłem z zakrystii taki jakiś niemrawy i dopiero, kiedy mamie wytłumaczyłem, o co chodzi, okazało się, że najpierw należało powiedzieć: Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! A potem dopiero: witam czcigodnego księdza proboszcza… Następnym razem tak też zrobiłem, a ksiądz proboszcz mnie pochwalił i zapytał: „Skąd ty jesteś grzeczny chłopczyku?”.

Wilno ksiądz kardynał wspomina też pod innym kątem – mianowicie ludzi, którzy byli obdarzeni szczególnymi łaskami, a którzy znaleźli się na jego życiowej drodze. Śp. Wanda Boniszewska, stygmatyczka spod Bujwidz, nauczyła małego Henryka Gulbinowicza ministrantury, przygotowywała do pierwszej komunii św.

Pewnego razu podczas spaceru z ciotką w Wilnie minęły ich dwie zakonnice. O jednej z nich ciotka powiedziała: „Patrz, z tą Pan Jezus rozmawia”. Nie zrobiło to żadnego wrażenia na małym Henryku, gdyż w dziecięcej świadomości tkwiło przekonanie, że niby z kim, jak nie z zakonnicą miałby rozmawiać Pan Jezus. Okazało się, że była to s. Faustyna Kowalska. Z Wileńszczyzny znał też ks. Michała Sopoćkę, a w już w latach 50., gdy studiował na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim, poznał Karola Wojtyłę.

Być może te wspomnienia o świętych i wielkich ludziach, których spotkał w młodości, zaważyły, że na swój wileński jubileusz przywiózł do Wilna relikwie bł. Jana Pawła II. Przekazał je emerytowanemu metropolicie archidiecezji wileńskiej ks. kardynałowi Audrysowi Juozasowi Bačkisowi. Natomiast w darze od litewskiego purpurata otrzymał obraz Matki Bożej Ostrobramskiej. Po południu spotkał się też z obecnym pasterzem archidiecezji wileńskiej – arcybiskupem Gintarasem Grušasem.

Ogrom Bożego Miłosierdzia

„Podczas studiów w Lublinie, była to pierwsza połowa lat 50., chodziłem do zakonnic odprawiać Mszę św. wcześnie rano – opowiadał ksiądz kardynał. – Pewnego dnia podeszła do mnie na ulicy pewna kobieta i pyta, czy wiem, że Stalin zmarł. Przezornie spytałem ją, skąd ona o tym wie. A ta mi na to, że pracuje w urzędzie wojewódzkim jako sprzątaczka i tam słyszała rozmowę urzędników. Powiedziała wówczas z ubolewaniem, czy będzie ktoś, kto za jego duszę Mszę św. odprawi. Wtedy we mnie jakby piorun trzasnął, czułem się sparaliżowany, gdyż zrozumiałem, jaką ona miała wiarę w Miłosierdzie Boże.

Ja wcześniej wiele się nasłuchałem o Bożym Miłosierdziu od księdza Michała Sopoćki, bo był moim spowiednikiem i profesorem w seminarium. Poruszony głęboką wiarą tej zwykłej kobiety, sprzątaczki, obiecałem, że odprawię Mszę św. za Stalina. Wspomniałem o tym wydarzeniu moim kolegom, podkreślając, że nigdy nie wiemy, przez kogo Bóg do nas przemówi. Dlatego też nie wolno przekreślać żadnego człowieka i nikogo wykluczyć z planów Bożego Miłosierdzia”.


Wileński jubileusz księdza kardynała Henryka Gulbinowicza trwał zaledwie jeden dzień. Wieczorem powrócił do „swego” Wrocławia, natomiast nam – wilnianom pozostawił nadzieję na kolejną wizytę… Być może za rok, w 25. rocznicę jego wizyty w Pryciunach. W roku 1989 odwiedził rodzinną parafię bujwidzką i poświęcił odremontowaną przez parafian kapliczkę.

Teresa Worobiej

Na zdjęciu: ksiądz kardynał zawsze stoi na straży człowieka i podkreśla, że nikogo nie wolno wykluczyć z planów Bożego Miłosierdzia – tego właśnie nauczył się w Wilnie.
Fot.
autorka

<<<Wstecz