Gazeta w życiorys wpisana

Ważna jest wiedza

W roku 1994 gazetę trzeba było stworzyć od nowa. Zaangażować dziennikarzy, kupić sprzęt, dopasować logistykę. Udało się. Gazeta „Przyjaźń“ ukazała się jednocześnie w trzech językach – polskim, litewskim i rosyjskim.

U podstaw odrodzenia gazety „Przyjaźń“ była ważna decyzja nowo wybranej Rady rejonu wileńskiego o jej odrodzeniu.

Byłem wówczas nowo dyplomowanym dziennikarzem. Studia na Uniwersytecie Wileńskim dały podstawy wiedzy teoretycznej i też praktycznej. Jedną z pierwszych praktyk odbyłem akurat w gazecie „Przyjaźń“ (to było przed zlikwidowaniem gazety przez rządy komisaryczne). Teraz miałem możliwość zrobić coś więcej dla „Przyjaźni“. Dla osoby zaangażowanej emocjonalnie i praktycznie (w rejonie szyrwinckim) w nurt odrodzenia narodowego robienie pozytywnej pracy było wówczas ważne.

Pozytywnie wspominam porady i sugestie kolegów dziennikarzy, szczególnie praktyczne uwagi Zygmunta Żdanowicza (obecnie dziennikarza „Tygodnika Wileńszczyzny”). Od pierwszego numeru gazetę zawsze na czas makietowała Bożena Mieczkowska (obecnie właścicielka firmy transportowej oraz agencji celnej). W pracy organizacyjnej zawsze pomocny był zastępca redaktora Ryszard Skórko (obecnie właściciel brokerskiej firmy ubezpieczeniowej).

Gazeta składała się z wielu rubryk i rozdziałów. Szata graficzna była wzorowana na panujących wówczas modnych trendach. Przekazywała informacje aktualne i obiektywne.

W roku 2005 najbardziej doceniłem doświadczenie zdobyte w redagowaniu gazety. W tym roku wraz z żoną Anną, która jest z wykształcenia inżynierem budowlanym i prawnikiem, prowadzimy spółkę projektującą i sprzedającą na rynku litewskim projekty gotowe domów Archipelag. Znów wróciłem do pracy w zawodzie – jestem redaktorem katalogu „Jaukus namas individualiu namu projektai“.

Młodym osobom z rejonu wileńskiego życzę, by odpowiedzialnie wybierali studia. Nieprawdziwa jest modna opinia, że liczy się tylko jakiś dyplom. Ważna jest wiedza. Zachęcam młode osoby, żeby podczas lat studenckich działały społecznie i nie bały się być dopingowane młodzieńczym optymizmem. Energię działania społecznego oraz nabyte umiejętności organizacyjne z czasem można skutecznie ukierunkować w działanie gospodarcze i przemienić je w dochody.

Marian Grydziuszko

To były ciekawe czasy...

W roku 1995 otrzymałam propozycję od kierownictwa (wtedy jeszcze nie samorządu) lecz Komitetu Wykonawczego rejonu wileńskiego objęcia stanowiska redaktor naczelnej. Prowadziłam ten trójjęzyczny tygodnik prawie pięć lat. Zmiany organizacyjne w ZPL zmieniły sytuację, do redakcji przyszli nowi ludzie i większość starych pracowników odeszła.

Cały zespół bardzo się starał, ale trudności na co dzień nie brakowało. Np. nocami woziło się do Niemenczyna gazetę do druku. Teraz, gdy w „Tygodniku Wileńszczyzny” i wokół niego zgromadziły się tak mocne siły dziennikarskie trudno nawet porównywać naszą edycję z obecną. Warto jednak podkreślić, że przeżywaliśmy bardzo ciekawe czasy. Należy pamiętać, że ukazywał się wtedy litewski tygodnik „Vilnia”, w którym produkowali się „patrioci”, aktywiści „Vilniji”. Prawie w każdym numerze tej gadzinówki „Przyjaźń” lub ja osobiście dostawałam lanie. Np. za to, że używaliśmy polskich nazw wsi i osiedli rejonu, że pisaliśmy o machlojkach ze zwrotem ziemi. Przecież było to prawie 20 lat temu! Należało pomagać ludziom. Dziś Polacy Wileńszczyzny są inni. Odważni, bardziej wykształceni, umiejący dochodzić swoich praw w instytucjach europejskich.

Dziennikarka Teresa Zubel i redaktor techniczny Waldemar Rynkiewicz, którzy pobrali się pracując w naszej redakcji, później wyjechali na stałe do Londynu. Słychać, że dobrze im się powodzi. Renata Zielenkiewicz, świetnie znająca język polski i litewski została pracowniczką samorządu. Z kolei Weronika Wojciuk, bardzo aktywna, dużo pisząca ciężko przeżyła rozstanie z redakcją. Musiała zmienić zawód. Iwona Aleksandrowicz jest obecnie stylistką w „Kurierze”.

Pracę w „Przyjaźni” wspominam jako ciekawy, chociaż trudny rozdział swego życiorysu.

Jadwiga Podmostko

Czytelnicy – największym skarbem

Wydanie tysięcznego numeru dla tygodnika jest równoznaczne z przekroczeniem pewnego Rubikonu, pewnej magicznej granicy, po przekroczeniu której pracownicy mogą z dumą stwierdzić, że w ciągu długich lat pracy redakcja zdobyła zaufanie czytelników i na rynku prasowym zajęła stabilne miejsce.

„Tygodnik Wileńszczyzny” osobiście darzę wielkim sentymentem, gdyż właśnie w tej gazecie rozpoczęła się moja dość nieoczekiwana przygoda z dziennikarką, która trwa do dziś. Właśnie w tym piśmie, które naonczas ukazywało się pod innym tytułem, od podstaw uczyłem się sztuki redagowania, opracowywania i korygowania tekstów. Uczyłem się szacunku do słowa drukowanego, odpowiedzialności za podawanie informacji do wiadomości publicznej, tolerancji narodowej i światopoglądowej.

Nie był to łatwy okres, gdyż na stanowisko redaktora naczelnego zostałem zatwierdzony przez pierwszą demokratycznie wybraną Radę, a polityczna sytuacja zmieniała się wtedy niczym w kalejdoskopie.

W tym wirze wydarzeń przewodnim założeniem redakcji było dążenie do zapewnienia godnego i równego traktowania wszystkich mieszkańców Wileńszczyzny przez ówczesnych decydentów, co zresztą nie straciło na aktualności również dzisiaj.

Siłą redakcji, moim skromnym zdaniem, jest właśnie ta bliskość i zrozumienie problemów zwykłych ludzi, ich dążeń, codziennych radości i smutków. Pracujemy dla nich i z myślą o nich, i dlatego największą satysfakcję odczuwamy, gdy czytelnicy reagują na nasze teksty, dyskutują, a czasami udzielają krytycznych uwag. Cenimy to i uważamy, że właśnie oni są naszym prawdziwym i największym skarbem.

Siła redakcji polega też na tym, że skromny zespół tworzą bez reszty oddani swej pracy i świadomi misji jaka na nich ciąży pracownicy. Schylam przed nimi czoło i życzę przekroczenia nowych rubieży i nowych rubikonów.

Zygmunt Żdanowicz

Dziennikarz cały czas w ruchu

W połowie 1994 roku redaktor Marian Grydziuszko zaproponował mi pracę w gazecie, która została odrodzona z myślą, aby odzwierciedlać życie mieszkańców rejonu wileńskiego. Zachęcał mnie do tej pracy, obiecując, że będzie to praca bardzo ciekawa m.in. dzięki spotkaniu z ludźmi. Z wykształcenia jestem filologiem, dlatego słowo pisane było mi bliskie… Chciałam bardzo poznać rejon wileński, jego mieszkańców, dlatego podjęłam się tej pracy. W taki oto sposób, aż do roku 2001 moje życie było związane z gazetą

Z tych kilku lat pracy dziennikarskiej, które wspominam bardzo miło, najbardziej cenię spotkania z ludźmi – pisaliśmy o ich radościach i smutkach, osiągnięciach i porażkach, towarzyszyliśmy ich życiu – można rzec – w doli i niedoli. Zresztą taki też był cel wyznaczony przez zespół redaktorski i temu staraliśmy się sprostać.

Praca dziennikarza jest specyficzna – stale jest w ruchu, poznaje wiele osób – to przynosiło ogromną satysfakcję. Połowę lat 90., gdy Litwa stawiała pierwsze kroki niepodległości, cechowało narodowe odrodzenie polskości na Wileńszczyźnie. Powstawały nowe zespoły, zakładano nowe szkoły, mieszkańcy rozpoczynali działalność przedsiębiorczą, my – natomiast – staraliśmy się o tym wszystkim pisać.

Tysięczny numer – to wielki jubileusz, ale też okazja do podsumowania. Widzimy, że w ciągu tych lat gazeta się rozwijała, nie ogranicza się teraz do rejonu wileńskiego, ale obejmuje całą Wileńszczyznę. Odpowiada na wyzwania czasu, stara się dotrzeć do każdego czytelnika i to jest najważniejsze.

Renata Zielenkiewicz

Życzę uzbierania... kolejnych tysięcy

Tak się złożyło, że lat niespełna dziewięć (1998-2007) z łącznej liczby 39 na dotychczasowym napędzanym Słowem Polskim „liczniku” dziennikarskim, przepracowałem początkowo w „Przyjaźni”, a potem – w „Tygodniku Wileńszczyzny”, który to „Tygodnik” niebawem ubogacił w treści dodatek historyczno-patriotyczny „Rota”.

Dziś – z perspektywy czasu – wspominam ten okres z dużą dozą sentymentu (człowiek był w końcu o ileś tam lat młodszy). A sentyment ów potęguje satysfakcja, że spod pióra wychodziły teksty tematycznie związane z ukochaną Wileńszczyzną, gdzie mam rodowe korzenie.

Gratulując kolegom po piórze obecnego „Tygodnika” wydania tysięcznego numeru, życzę uzbierania w tej „kolekcji” kolejnych tysięcy. I niech im wszystkim towarzyszy Czytelników szczera wdzięczność...

Henryk Mażul

<<<Wstecz