Koncert zespołu „Warzęgowianie” w Mejszagole

Solidna porcja radości

„W Warzęgowie panienki jak kwiatki, a chłopaki jak świece (…) oj ni mosz to jak lud nasz warzęgowski” – wyśpiewywał dolnośląski zespół folklorystyczny, który wystąpił z ponad godzinnym koncertem w Mejszagole.

Wysiłek organizacyjny, związany z przyjęciem zespołu i zorganizowaniem występu, wzięły na swoje barki osoby zaangażowane w chórze parafialnym „Moderato”, muzeum ks. Józefa Obrembskiego i Centrum Wspólnoty Mieszkańców Mejszagoły. Pomieszczenia na koncert udostępniła dyrektor Domu Kultury Tatiana Sinkiewicz. I tak wspólnej mobilizacji społecznej mejszgolanie zawdzięczają chwile z dolnośląską kulturą.

Pobyt Dolnoślązaków w Mejszagole rozpoczął się od zwiedzenia muzeum ks. prałata. Większość pierwszy raz zetknęła się z legendą naszego patriarchy, ale były też osoby, które zapamiętały prałata z osobistych spotkań. Wpisy w księdze pamiątkowej są wyrazem tego, że potrzebne jest świadectwo życia tego kapłana, by móc rozsupłać zaplątane, niczym w węźle gordyjskim, drogi życiowych wyborów.

Dawka góralskiego temperamentu

„Warzęgowianie” to zespół z ponad czterdziestoletnią tradycją. Jest laureatem wielu przeglądów ludowych. W repertuarze są piosenki i tańce góralskie-nowosądeckie i regionalne, zakorzenione w gminie Wołów. Na przestrzeni lat zmieniał się skład zespołu, ale wartości, którymi się kierował nadal są bardzo żywe. To miłość do ojczystej ziemi, zamiłowanie do śpiewu i stałe układy taneczne.

W Mejszagole obecna była emerytowana dyrektor zespołu – Helena Kresali. To jej artyści poświęcili kilka utworów, w tym tradycyjną suitę, prosząc o baczną obserwację i ewentualną pomoc w korygowaniu niedoskonałości.

„U nas tańczą i śpiewają i młodzi, i starzy!” – entuzjastycznie opowiadał prezes Eugeniusz Opyd. I na potwierdzenie tych słów przedstawił rodzinę Grobelnych. Ich syn Jakub dobrze już opanował sceniczny warsztat, bo bez tremy wyśpiewał humorystyczne piosenki o codziennym trudzie rolników.

Było skocznie, barwnie i tak beztrosko. Ten czas spędzony na koncercie pozwolił oderwać się od domowych spraw. Artyści na tyle zaabsorbowali widownię, że ta odwzajemniała się brawami, aplauzem i prośbą o bis.

„Tak rzadko dzisiaj mamy okazję do śmiechu, a podczas występu „Warzęgowian” uśmiech dosłownie nie schodził z naszych twarzy! Jak dobrze od czasu do czasu, tak zwyczajnie się poweselić” – opowiadali rozentuzjazmowani słuchacze.

Dzielić się...sobą

Obok rytmicznych i wesołych piosenek, wirujących w oberku kolorowych strojów był też czas na zadumę. Romuald Trembicki prowadzi zespół wokalny. W ciągu kwadransa ta niewielka grupka wyśpiewała nasze, wileńskie sentymentalne piosenki, które natychmiast podchwyciła widownia, wprowadzając nastrój sentymentalnej zadumy. Ale apogeum doznań stanowiło wykonanie Czesławy Trembickiej. Zaśpiewała pieśń o matce, a także poświęconą bł. Janowi Pawłowi II, a właściwie refleksji związanej z odejściem papieża. Na słowa „gasną światła nad Watykanem, jak deszcz płyną nasze łzy” strumienie łez popłynęły po wielu twarzach. I takie ciarki przechodziły po plecach...

„To dla was...zaśpiewaliśmy z sercem”– powiedziała równie wzruszona solistka.

Chór parafialny „Moderato” w ramach podziękowania wykonał pieśni ze swojego repertuaru, życząc Bożego błogosławieństwa wszystkim, którzy dbają o to, by polskie słowo, pieśń zawsze „uchodziły cało” i niosły całe pokłady dobra i pozytywnych emocji.

Po koncercie w przytulnym pokoiku „Mejszagolanek” (udostępnionym dzięki uprzejmości kierowniczki Jasi Mackiewicz) goście poczęstowani zostali ciastem i herbatką. Chórzystki Jadwiga Rodziewicz i Grażyna Urbanowicz stanęły na wysokości zadania i ugościły smacznymi domowymi wypiekami.

Padły deklaracje, że współpraca będzie trwała. Oby tak było, bo skoro wszyscy tak dobrze się czuli, to nie pozostaje nic innego jak kontynuować spotkania. Owoce wzajemnego obdarowywania siebie talentem i czasem są niekiedy trudne, ale bez wątpienia dobre.

Monika Urbanowicz

Na zdjęciu: niech przyjaźń kwitnie między nami.
Fot.
Kamila Żygis

<<<Wstecz