Bolesławe Daszkiewicz - najdłużej urzędującym dyrektorem administracji samorządu na Litwie

„Wyrozumiałość mnie podbudowuje”

Jest Pan samorządowcem najdłużej sprawującym funkcję dyrektora administracji samorządu terytorialnego na Litwie. Jakie były początki pracy na tym odpowiedzialnym stanowisku?

W roku 1995 po zmianie systemu wyborczego na Litwie odbyły się wybory samorządowe. W rejonie solecznickim Akcja Wyborcza Polaków na Litwie, którą reprezentowałem, zdobyła 14 z 25 mandatów w Radzie rejonowej. Były to pierwsze wolne wybory po rządach komisarycznych w rejonie solecznickim. Wówczas zostałem wybrany na stanowisko dyrektora administracji samorządowej. Do 2003 roku na Litwie zarówno władza wykonawcza, jak i ustawodawcza w dużym stopniu należała do merów samorządów. Od 2003 roku władza wykonawcza przeszła w gestię dyrektora administracji samorządowej.

Nie od razu jednak zostaje się dyrektorem. Proszę opowiedzieć o swoim szlaku życiowym.

Ukończyłem Solecznicką Szkołę Średnią z polskim językiem nauczania. Następnie zdobyłem dyplom inżyniera w Wileńskim Instytucie Inżynierów Budowlanych. Po ukończeniu studiów przez dwa lata, w stopniu porucznika, odbywałem służbę wojskową w mieście Gusiew (obwód kaliningradzki), a po jej zakończeniu powróciłem do Solecznik. W ojczystych stronach przeszedłem szlak zawodowy od inżyniera Solecznickiego Kombinatu Usług Bytowych do sekretarza odpowiedzialnego solecznickiego rejonowego komitetu wykonawczego. Przez niecałe dwa lata pełniłem funkcję zastępcy przewodniczącego Rady rejonu solecznickiego.

Jak scharakteryzowałby Pan połowę lat 90., gdy samorządność dopiero raczkowała?

Tamte lata były bardzo upolitycznione. Dopiero pożegnaliśmy się z rządami komisarycznymi i rozpoczynaliśmy tworzenie samodzielnego samorządu. Emocje polityczne, nieufność i podejrzliwość utrudniały relacje na linii samorząd-rząd. Na szczęście, z biegiem lat, poszło to w zapomnienie i obecnie możemy bardziej skupić się na lokalnych problemach samorządu rejonu solecznickiego, a takowych nie brakuje.

W ciągu 22 lat pracował Pan z radnymi wielu kadencji, z którymi z nich praca administracji samorządowej przebiegała najbardziej sprawnie i produktywnie?

Każda kadencja miała swoje plusy i minusy. Moim zdaniem, najlepszym rozwiązaniem jest, gdy w Radzie większość stanowią radni z doświadczeniem politycznym, a także, gdy jedna opcja polityczna stanowi przeważającą większość. Wielce korzystne jest też to, aby do Rady był dopływ „świeżej krwi”, gdyż młodzi są pełni pomysłów i entuzjazmu, co wpływa na rytm pracy samorządu.

Zarządzanie budżetowymi środkami w obecnej sytuacji gospodarczej kraju wymaga podejmowania rozsądnych i odpowiedzialnych decyzji z maksymalną korzyścią dla ludzi. Jak sobie z tym radzicie?

Każdy projekt realizowany przez samorząd, czy to budowa drogi, rekonstrukcja ulicy, czy wywóz śmieci ma dokładnie ustalony kosztorys. Celem podstawowym jest wykonanie jakościowych prac przy minimalnym obciążeniu budżetu. Wydawanie środków budżetowych jest też ściśle rozplanowane, a następnie kontrolowane. Jeżeli dla przykładu dokonujemy remontu ulicy, to nadzorujemy, by prace prowadzone były zgodnie z zatwierdzoną technologią. Tak, by po roku nie było potrzeby łatania dziur w asfalcie na tej samej ulicy.

Organizacja pracy administracji zależy od kwalifikacji jej urzędników. Na Litwie, a szczególnie w rejonie solecznickim, panuje wysokie bezrobocie. Czy to oznacza, że jest możliwość zatrudnienia specjalisty o wysokiej kwalifikacji zawodowej?

Powiem szczerze, że tak nie jest. Wbrew pozorom, znaleźć wykwalifikowanego specjalistę i ściągnąć go do pracy w samorządzie nie jest łatwo. Moim zdaniem, system wykształcenia wyższego na Litwie cechuje ogólnikowość, czyli produkcja bakałarzy i magistrów „od wszystkiego”. Mamy nadmiar prawników, specjalistów od niesienia pomocy społecznej, administratorów zarządzania, a inżynierów i architektów trzeba ze świecą szukać.

Rejon solecznicki aktywnie korzysta z europejskiej pomocy finansowej, co wpływa na realizację przedwyborczych zobowiązań i rozwój rejonu. W czym tkwi tajemnica sukcesu, bo do rejonu udaje się ściągnąć pokaźne sumy z funduszy unijnych?

Praktycznie od wejścia Litwy do Unii Europejskiej w samorządzie solecznickim został utworzony wydział inwestycji i planowania strategicznego, który skupia się na pracy z projektami unijnymi. Ponadto każdy z wydziałów samorządowych pracuje z europejskimi programami w celu realizacji swoich zadań i zdobycia pozabudżetowych środków inwestycyjnych. Taka wspólna ukierunkowana praca jest fundamentem naszych sukcesów w dziedzinie zdobycia europejskiej pomocy finansowej, którą skierowujemy na rozwój infrastruktury rejonu solecznickiego.

Nie zważając na aktywną postawę samorządu solecznickiego w europejskich i rządowych programach inwestycyjnych, ze strony niektórych analityków finansowych daje się słyszeć stwierdzenia, że samorząd stoi na krawędzi bankructwa. Czy zagrożenie jest naprawdę realne?

Stwierdzenia takie są bezpodstawne i wyssane z palca. Po pierwsze, długi samorządu nie stanowią nawet 1/3 rocznego budżetu. Po drugie, znaczną część zadłużenia kredytowego samorządu stanowią pożyczki bankowe, które zostały zaciągnięte w celu realizacji europejskich projektów inwestycyjnych. Jeżeli planujemy zainwestować, dla przykładu, milion litów europejskiej pomocy finansowej, to trzeba dołożyć 10-15 proc. z własnej kieszeni i tak postępujemy. Inwestować w projekty kosztem budżetu, który jest rozplanowany co do centa, nie możemy. Chciałbym przypomnieć, że budżet samorządu nieprzerwanie wzrastał do 2009 roku i wtedy osiągnął poziom 85 mln litów. Ostatnie cztery lata nasz budżet jest mniejszy o 21,5 proc. i waha się w granicach 67 mln litów.

Za wywieszenie na domach mieszkańców rejonu solecznickiego dwujęzycznych tablic ulicznych (w języku litewskim i polskim) był Pan już niejednokrotnie karany grzywną. Ile pieniędzy, nerwów i czasu zabiera Panu walka o dwujęzyczne tablice informacyjne?

Jeżeli mówić o pieniądzach to zapłaciłem już ponad 2 tys. litów grzywny. Co dotyczy nerwów, to udział w posiedzeniach sądu rzeczywiście nie zaliczyłbym do rozrywek. Ponadto szkoda czasu, który należy poświęcić na korespondencję z różnymi instytucjami, jak też sądem.

Czy zdarza się Panu zabierać dokumenty służbowe i pracować w domu i jak na to reaguje rodzina?

Wolę zostać godzinę dłużej w pracy, niż zabierać dokumenty do domu. Czasami zabieram je w delegację, by popracować w drodze. Rodzina jest przyzwyczajona do mego zaangażowania do pracy. Nikt mi nie wypomina, że wracam do domu późno i ta wyrozumiałość mnie podbudowuje.

Na co poświęca wolne chwile wypoczynku dyrektor-rekordzista, który nie tak dawno obchodził jubileusz 65-lecia urodzin?

Razem z synem prowadzimy swoje małe gospodarstwo rolne. Praca na wsi jest dla mnie prawdziwym relaksem. Ponadto bardzo lubię zbierać grzyby. Każdego lata zabieram ze sobą wnuka na spływ kajakowy. Woda i kajak – to dla mnie wymarzony odpoczynek.

Andrzej Kołosowski

Na zdjęciu: woda, kajak i wnuk - najlepszy odpoczynek.

<<<Wstecz