Dzień donosiciela

Jeden z republikańskich senatorów w USA wystąpił z poselską inicjatywą ustanowienia na terenie Stanów nowego święta. Senator chciałby do amerykańskiego kalendarza dni upamiętniających wprowadzić dzień... donosiciela.

To nie jest żadna pomyłka ani żart. W USA i w wielu krajach Europy Zachodniej donosicielstwo wśród porządnych i uczciwych obywateli nie jest uważane za coś nagannego czy nieetycznego. Wręcz przeciwnie, jest czymś wskazanym, zgodnym z etosem praworządnego obywatela. Fiskus, urzędy podatkowe, instytucje państwowe zachęcają wręcz mieszkańców, by ci donosili na sąsiadów, kolegów z pracy, znajomych, jeżeli nabiorą podejrzenia, że któryś z nich unika płacenia podatków, nielegalnie dorabia, nie rejestruje telewizora, aby nie płacić abonamentu, kupił luksusowy samochód po podejrzanie niskiej cenie, ukrywa swe prawdziwe zarobki, albo po prostu zdradza żonę. Oczywiście, anonimowość donosu jest w pełni gwarantowana. „Życzliwy” może czuć się spokojny w poczuciu spełnionego obowiązku. Pod maską anonima dobrze przysłużył się państwu i ojczyźnie, no i nie ukrywajmy – jest też schadenfreude (złośliwa satysfakcja – przyp. redakcji), że chełpiący się swym bogactwem sąsiad zostanie przyłapany przez organa praworządności.

Praworządny amerykański senator, który chciałby uhonorować postawę takich obywateli odrębną datą w kartce kalendarza (na podobieństwo np. Dnia Nauczyciela, Dnia Matki, Ojca czy Pracowników Kultury) w kablowaniu widzi swego rodzaju patriotyzm. Bo ojczyźnie tylko na dobre wyjdzie, jeżeli będzie zebrane więcej podatków do budżetu, będzie więcej porządku i respektu wobec prawa, mniej zdrad małżeńskich (chociaż, przyznaję, ta cnota jest już zanikająca, chyba że donosiciel trafi się staroświecki). I właściwie trudno by było zanegować takie argumenty. A jednak... Na mój słowiański, nie anglosaski gust, poczucie etyczne i sumienie, jeżeli ktoś chce, osiągnięty w ten sposób Ordnung jest taki – powiedziałbym – trochę obłudny. Niesmaczny w najlepszym przypadku.

Nie wiem jak Państwu, ale w moim przekonaniu rozbudzanie wśród obywateli nadmiernej podejrzliwości, wścibstwa, donosicielstwa i tworzenie na domiar z tego cnoty, jest czymś niestosownym, odpychającym. Rozumiem, że jeżeli było się świadkiem jakiegoś przestępstwa, oszustwa, defraudacji, przekrętu i nie ma żadnego innego sposobu, by naprawić sprawę, przywrócić ją w ramy prawa, to naszym obowiązkiem jest powiadomienie organu praworządności. Ale co innego jest zawiadomienie powodowane dobrem społecznym i szacunkiem dla prawa, a co innego donosicielstwo motywowane często niskimi pobudkami (zazdrością, złośliwością, pazernością). A przecież urzędy najczęściej właśnie z taką formą „patriotyzmu” donosiciela mają do czynienia. „Donoszę uprzejmie, że obywatel Schmidt wybudował dom i nie oddaje go do użytku, by nie płacić podatku od nieruchomości, a kolega Watson pije na swym tarasie whisky bez akcyzy z przemytu”.

Wprowadzenie zatem do świątecznego kalendarza Dnia Donosiciela, byłoby, moim zdaniem, nie demonstrowaniem patriotyzmu obywateli, tylko wyzwalaniem u nich najniższych instynktów, czarnej natury człowieka.

Kiedyś Rzędzian z sienkiewiczowskiej Trylogii z głupkowatą miną chwalił się przed kolegami swego pana – Zagłobą, Wołodyjowskim i Podbipiętą, jak oszukał rannego kozackiego watażkę Bohuna i potem doniósł na niego do komendanta polskiej chorągwi, by ten go aresztował. Jakże był zdumiony, gdy zamiast pochwały zobaczył dezaprobatę na twarzy Małego Rycerza, usłyszał wieloznaczące cmokanie Zagłoby i wymówkę od prostolinijnego pana Longinusa: „Niepięknie braciszku, niepięknieś postąpił...”.

Tadeusz Andrzejewski

<<<Wstecz