Owoce polityki bufonady

Biuro prasowe prezydenta RL rozpowszechniło ostatnio komunikat o zaproszeniu prezydent Dalii Grybauskaite przez prezydenta Baracka Obamę z wizytą do Białego Domu. Prezydent Litwy, a także prezydenci Łotwy i Estonii Andris Berzinś i Toomas Hendrik Ilves spotkają się z prezydentem USA Barackiem Obamą 30 sierpnia z okazji przypadającej na ten rok 15 rocznicy podpisania Karty Partnerstwa USA i Państw Bałtyckich, głosi komunikat biura prezydenckiego.

Komentując zdarzenie nieco złośliwie można by powiedzieć, że czekaliśmy, czekaliśmy i na koniec kadencji wreszcie się doczekaliśmy. Litewska prezydent przekroczy próg Białego Domu i to nie jako turystka, tylko jako głowa państwa. I sprawy z amerykańskim prezydentem ważne poruszy, bo mówić będą o regionalnych kwestiach wojskowych, o energetyce, cyberbezpieczeństwie oraz transatlantyckiej współpracy gospodarczej i na pamiątkowej fotce w ogrodach Capitolu uwieczni się. Na Litwie jednak przyszłe spotkanie jest głośno komentowane nie dlatego, że sprawy będą omawiane na nim ważne, tylko zgoła z innego powodu. Sprawa bowiem ma swą prahistorię.

Jeszcze na początku swej kadencji Grybauskaite miała okazję spotkać się z Obamą w Pradze, ale, w odróżnieniu od innych przywódców regionu, z zaproszenia nie skorzystała. Dla litewskiej przywódczyni tamto spotkanie wydało się być zbyt kurtuazyjne, a i tłoczno miało być w Pradze z powodu obecności innych prezydentów ze Wschodu i Środka Europy. Nie pojechała więc litewska prezidente, na co anonimowy wysoki urzędnik z administracji Obamy miał powiedzieć, że teraz Grybauskaite próg Białego Domu będzie mogła przekroczyć chyba tylko jako turystka. Słowa te, niestety, nie okazały się czczą przelewką. Na okazję, by otrzymać upragnione zaproszenie, trzeba było czekać niemalże do końca kadencji.

Kaprysy, fochy i dąsy pani prezydent są dobrze znane nad Wilią, więc nie warte byłyby uwagi, gdyby nie fakt, że zwyczajnie szkodzą interesom Litwy na arenie międzynarodowej. Chyba wszyscy się zgodzimy, że prezydenta-turystki nie potrzebujemy. Oczekujemy raczej od głowy państwa, że będzie po prostu wykonywała swe obowiązki (nie jest to, jak mi się wydaje, zbyt wygórowane oczekiwanie). A do nich m.in. należy spotykanie się z przywódcami ważnych dla Litwy krajów. Owszem, czasami w wyjątkowych, powiedziałbym, skrajnych przypadkach, gdy dwustronne stosunki są wyjątkowo złe i napięte, prezydent może odmówić spotkania, manifestując w ten sposób swój protest i dezaprobatę wobec poczynań partnera.

Problem jednak polega na tym, że to, co ma być wyjątkowo rzadkim i skrajnym poczynaniem, dla Grybauskaite jest czymś zwyczajnym, by nie powiedzieć permanentnym. Prezydent wojenki większe bądź mniejsze prowadzi ciągle i to zarówno w kraju, jak i poza jego granicami. Gdybyśmy mieli zliczyć, ile to razy obrażona i nadąsana nie spotkała się z kimś albo zignorowała imprezę, na której jako głowa państwa miała obowiązek być, to pewnie zabrakłoby nam palców u rąk. Obama, Komorowski, litewski Sejm, „niewłaściwe” partie polityczne bądź oddzielni politycy – lista tych, którzy podpadli dla Grybauskaite, jest długa.

Jednak każdy kij ma dwa końce, dlatego za politykę bufonady pani prezydent Litwa zaczyna płacić określoną cenę. Zamknięte drzwi Białego Domu, to tylko pewien symbol nieudolnej i „pretensjonalnej” (jak piszą o tym litewskie media) polityki litewskiej prezydent. Ostatnio np. litewska delegacja na czele z Grybauskaite, przebywając w Polsce z okazji uczczenia rocznicy przelotu przez Atlantyk litewskich pilotów Dariusa i Girienasa, przekonała się, że powiedzonko „Jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie” jest wielce pouczające. Dla litewskiej prezydent nie znalazł czasu żaden z polskich przywódców.

Oby w przyszłości wskutek nonszalancji Grybauskaite nie zatrzasnęłyby się drzwi dla Litwy nie tylko amerykańskiego Capitolu, ale i innych pałaców prezydenckich przyjaznych nam państw.

Tadeusz Andrzejewski

<<<Wstecz