W Afryce bylibyśmy bogaci, w Europie jesteśmy ubodzy

Jesteśmy bogaci. Jeżeli ktoś jeszcze tego nie wie albo zgoła w to nie wierzy, niech się zapozna z najnowszym rankingiem Banku Światowego (BŚ), który Litwę przesunął z krajów średniozamożnych do zamożnych.

O zamożności kraju, w ocenie BŚ, decyduje jedyne kryterium. Tym kryterium jest wartość Produktu Krajowego Brutto (PKB) w przeliczeniu na jednego mieszkańca. Po najnowszym wyliczeniu przez BŚ wyszło, że w naszym kraju na jednego mieszkańca przypada 13,9 tys. USD z wypracowanego przez rok na Litwie PKB. Tyle wystarczy w przeświadczeniu ekspertów banku, by uznać kraj za bogaty. Tak oto trochę z zaskoczenia, bez fanfar i hymnów pochwalnych awansowaliśmy do grupy krajów zamożnych.

Ekonomista Romas Lazutka jest owszem kontent z takiego obrotu sprawy i komentując rewelację BŚ trochę ubolewa, trochę zawstydza rodaków, że sami sobie nie zdajemy z tego sprawy, iż jesteśmy „pasiturintis”. Oczywiście przyznaje przy tym, że ta nasza zamożność to pojęcie względne, relatywne. Możemy np. poczuć się dowartościowani stanem naszego dobrobytu w porównaniu z wieloma krajami z Afryki, Ameryki Łacińskiej, czy Azji, gdzie przecież często wielu ludzi musi dzień przeżyć za 1 dolara. W porównaniu więc z takimi krajami jesteśmy naprawdę bogaci. Ale – nie ukrywa Lazutka – do europejskiego Wohlstandu nam jeszcze bardzo daleko. Co prawda nie aż tak daleko nam do dobrobytu, powiedzmy, Norwegii, niż do naszego „gerbuvio” niektórym biednym krajom afrykańskim, wyjaśnia z satysfakcją w wypowiedzi dla jednej z gazet litewski ekonomista. Czyli innymi słowy bylibyśmy bogaci, gdybyśmy lokowali się w Afryce. Jesteśmy jednak ubodzy, bo znajdujemy się w Europie.

Ekonomista nie ukrywa też, że nowy ranking BŚ ma się nijak do sytuacji materialnej przeciętnej litewskiej rodziny, która na ogół z trudem wiąże koniec z końcem. Mamy przecież jedną z najniższych w całej Unii średnią pensję, nie mówiąc już o minimalnych płacach czy emeryturach. Na przykład w przeżywającej ogromne kłopoty gospodarcze Grecji wspomniane wynagrodzenia są wielokrotnie wyższe niż w naszym kraju. Oficjalne dane na dodatek głoszą, że ponad 20 proc. obywateli w naszym państwie w ogóle znajduje się pod kreską granicy ubóstwa. Nic więc dziwnego, że z „zamożnej” Litwy uciekło na Zachód za chlebem już ponad pół miliona obywateli. Może właśnie dlatego tak skoczyło nam PKB na „łebka”, że tak mało tych „łebków” na Litwie zostało?

Czy tak właśnie było, nie wiadomo. Do statystyk się nie czepiajmy, bo – jak wiadomo – liczby nie kłamią. Jesteśmy, przynajmniej w statystykach BŚ, zamożni, a że tego nie odczuwamy, to też z tego powodu – jak słusznie zauważa Lazutka – że wspólnie wypracowany PKB później bardzo nierównomiernie rozkłada się pośród poszczególnych obywateli i grupy społeczne. Kolejne rządy uprawiały za bardzo liberalną politykę gospodarczą, która w nadmiernie przesadnym stopniu uwzględniała interesy przedsiębiorców i pracodawców i zbyt mało pracowników. W rezultacie jesteśmy statystycznie bogaci, bo mamy na Litwie dość monopolistów, przeróżnych grup oligarchicznych, trochę zachodnich banków, które podbijają ogólną statystykę zamożności społeczeństwa.

Jak mawia się w takich przypadkach – jest prawda i jest statystyka. Ale cieszmy się przynajmniej z tego, że w twardych realiach gospodarczych na Litwie, przynajmniej wirtualnie możemy się poczuć zamożni.

Tadeusz Andrzejewski

<<<Wstecz